wtorek, 6 stycznia 2015

Pierwsze dni kolędowania

Za nami drugi dzień wizyty duszpasterskiej. W tym roku wróciliśmy do tradycyjnego sposobu odwiedzin wiernych. Przez ostatnie 10 lat księża z parafii św. Marka Ewangelisty odwiedzali tylko te rodziny, które w okresie Adwentu, po wypełnieniu formularza zaproszeń i przyniesieniu go do zakrystii bądź kancelarii, w taki właśnie sformalizowany sposób zadeklarowały chęć przyjęcia kapłana w swoim mieszkaniu bądź domu. W tym roku pukamy jednak do wszystkich drzwi. Miałem niemałe obawy przed tą zmianą metody kolędowania. Pomyślałem sobie jednak, że jeśli mamy uczynić zadość apelom papieża Franciszka, kierowanych do nas kapłanów, byśmy bardziej wychodzili do ludzi, to jest to chyba jeden ze sposobów. Na razie spotyka nas bardzo miłe zaskoczenie. Po pierwsze, przyjmuje nas znacznie więcej ludzi niż w latach poprzednich, czasami, tak jak wczoraj, niemal o jedną trzecią więcej. Po drugie, atmosfera spotkań z naszymi parafianami jest bardzo serdeczna. Jak do tej pory nie spotkała nas żadna przykrość, przeciwnie – doświadczamy bardzo dużej życzliwości. Kolęda trwa od 16.00 do 21.30 (wczoraj nawet nieco dłużej). Mimo to, ci, którym przyszło przyjmować kapłana na końcu, a więc po ponad 5-ciu godzinach oczekiwania, nie zdradzali żadnych oznak zniecierpliwienia czy niezadowolenia. Może dlatego, że zdają sobie sprawę z tego, że ksiądz po 5 godzinach chodzenia od mieszkania do mieszkania jest bardziej zmęczony niż ci, którzy na niego tyle czasu czekają, zwłaszcza, że dla nas księży ten trud kolędowania trwa codziennie przez ponad miesiąc. W każdym razie tegoroczna wizyta duszpasterska jest dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem. Poznaje moich parafian a oni mnie. Od wielu usłyszałem sporo dobrych słów. Często są to podziękowania za nowe nagłośnienie. Niektórzy dziękują za kazania. Z uznaniem spotkała się też nowa strona internetowa parafii. Niemal wszyscy pytają mnie o to, jak się czuję w roli ich proboszcza. No cóż, kochani parafianie, również dzięki Wam, czuję się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Trudno z tego powodu nie odczuwać wdzięczności. Rzecz jasna staram się nie grzeszyć jakąś duszpasterską naiwnością, zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że nie jestem w stanie sprostać wszystkim oczekiwaniom wiernych i zrealizować ich wyobrażenia o idealnym proboszczu. Ostatecznie to nie oczekiwania wiernych stanowią najważniejszy imperatyw kapłańskiej posługi, choć są ważne i winny być brane pod uwagę. Tym imperatywem są oczekiwania Pana Jezusa, ponieważ to On powołuje i posyła. Mam nadzieję, że w mojej posłudze w niczym nie sprzeciwiam się Jego woli.