Z niemałym zdumieniem i rozczarowaniem zauważyłem, przeglądając Facebooka, że kilka znanych mi osób, będących praktykującymi katolikami, polubiło fanpage pewnego medium od lat stojącego na czele agresywnego laicyzmu. Przejawia się on między innymi w wyraźnym antyklerykalizmie, który wielokrotnie znajdował odzwierciedlenie na łamach tego periodyku. Wygląda na to, że moi znajomi – być może z powodu pewnej naiwności – wciąż nie dostrzegają, z jak wyrafinowanym narzędziem manipulacji mamy do czynienia w przypadku tego medium, jak i wielu innych.
To zresztą głęboko
niepokojące, że tak wielu ludzi tak łatwo i bezkrytycznie przyjmuje podawane im
treści, nie zadając pytań – ani o to, co się im
mówi, ani dlaczego mówi się to w taki,
a nie inny sposób, ani w czyim interesie. Pewnym
usprawiedliwieniem może być fakt, że w zalewie informacji, który nas codziennie
dotyka, coraz trudniej odróżnić prawdę od fałszu, fakt od narracji, rzetelny
przekaz od wyrafinowanej, często subtelnie ukrytej perswazji.
Coraz częściej
odnoszę wrażenie, że zanik krytycznego myślenia nie jest już jedynie ubocznym
skutkiem działania współczesnych mediów, lecz jednym z ich celów – i to
realizowanym z pełną świadomością. Im mniej wymagający, mniej świadomi
odbiorcy, tym łatwiej nimi sterować. A to niepokojąca perspektywa dla każdego,
komu zależy na wolności myślenia i prawdzie.
Okazuje się też, że
krytycyzm nie zawsze idzie w parze z poziomem wykształcenia. To zaskakujące
spostrzeżenie, a zarazem niezwykle wiele mówiące o stanie naszej edukacji.
Oczywiście, nie podzielam w całej ostrości opinii prof. Ryszarda Legutki, który
niegdyś stwierdził, że polskie szkoły i uczelnie „produkują głupków z
dyplomami”. To twierdzenie wydaje mi się zbyt radykalne.
A jednak trudno je
całkowicie odrzucić, bo rzeczywiście – obraz, jaki wyłania się z obserwacji
postaw niektórych przedstawicieli tzw. „nowej elity”, nie napawa optymizmem.
Mam na myśli młodych ludzi, często obdarzonych tytułami, przekonanych o własnej
intelektualnej wyższości, którzy jednak poruszają się w świecie idei z
zaskakującą naiwnością.
Zamiast
samodzielnego myślenia – ideologiczne klisze. Zamiast głębi i uważności –
powierzchowne ślizganie się po zdarzeniach. Zamiast mądrości – bezrefleksyjna
wiara w odpowiedzi podsuwane przez samozwańcze autorytety.
Szczerze ubolewam,
że w tym gronie znajdują się również – choć nieliczni – ludzie, których znam
osobiście.
Paradoksalnie,
więcej autentycznej mądrości odnajduję u ludzi prostych, nierzadko
mieszkających na wsi. Nie wynika ona z teoretycznej wiedzy, lecz z
bezpośredniego kontaktu z rzeczywistością. Tam, gdzie to natura pozostaje
nauczycielem, a nie media – prawda wciąż zachowuje swoją wagę. Przyroda nie zna
propagandy. Ziemia nie uznaje półprawd. Praca fizyczna, kontakt z cyklami
natury, z tym, co konkretne i namacalne – wszystko to kształtuje postawę
większej pokory wobec świata, a co za tym idzie – większej odporności na
medialne miraże i manipulacje.
Niestety, nawet tam
media zaczynają pełnić rolę pośrednika między człowiekiem a światem. Ich
przekaz coraz częściej fałszuje rzeczywistość, dopasowując ją do określonego
ideologicznego wzorca. W ten sposób odbiorcy zostają wciągnięci w świat
symulakrów – rzeczywistości pozornych, wyobrażonych, oderwanych od konkretu, a
zarazem silnie oddziałujących na nasze emocje i wybory.
Właśnie dlatego
uważam ten temat za tak istotny. Stawką jest nasza zdolność do samodzielnego
myślenia – bo tam, gdzie krytyczne spojrzenie ustępuje miejsca bezrefleksyjnym
odruchom, zaczyna się przestrzeń, w której nasza osobista wolność staje się w
gruncie rzeczy iluzoryczna.
A jedną z
najbardziej zwodniczych form tyranii jest ta, która odbiera ludziom świadomość
istnienia alternatywnych dróg do szczęścia – innych niż te, które „oświecone”
kręgi narzucają jako jedynie słuszne i postępowe, wolne od rzekomego balastu
religijnych przesądów. Nie jest to prymitywna tyrania werbalnej przemocy, lecz
subtelny przymus myślenia „tak, jak trzeba” – zgodnie z zasadami poprawności
politycznej, której granice wyznacza już nie rozum ani sumienie, lecz
dominujące ideologie. Narzędziem tej formy ucisku bywają dziś niektóre media –
czego, niestety, wielu wciąż nie dostrzega.

