piątek, 15 marca 2013

Pierwszy dzień nowego pontyfikatu

Minął pierwszy dzień pontyfikatu Ojca Świętego Franciszka. Tak jak większość katolików, również i ja byłem zaskoczony, kiedy po raz pierwszy usłyszałem nazwisko nowego papieża. Wydaje się jednak, w świetle informacji na temat jego dotychczasowej posługi duszpasterskiej, że wybór dokonany przez kardynałów elektorów był bardzo dobry. Myślę, że wraz z upływem czasu będziemy się o tym coraz bardziej przekonywali. Przy okazji wyboru nowego sternika Kościoła zwróciłem uwagę na różnicę w sposobie komentowania tego wydarzenia przez media amerykańskie i polskie. Z przykrością stwierdzam, że ta różnica jest bardzo wyraźna, niestety na niekorzyść polskich środków przekazów. Główne media w USA informowały o konklawe dość obiektywnie. Nawet CNN, która należy do mediów zdecydowanie liberalnych, relacjonowała przebieg konklawe bardzo profesjonalnie. W studio często gościli znani przedstawiciele Kościoła, zarówno świeccy, jaki i, bynajmniej nie „postępowi”, duchowni. Przy tej okazji emitowano ciekawe materiały na temat Kościoła. Było w tym sporo szacunku dla religii wyznawanej przez jedną czwartą obywateli Stanów Zjednoczonych. Samą decyzję konklawe przyjęto zasadniczo pozytywnie. Również o nowym papieżu opinie są przychylne. Nikt nie robi mu zarzutu z tego, że jest „konserwatywny”, tym bardziej, że sam ten termin jest w USA obciążony konotacjami politycznymi i nie bardzo pasuje do oceny poglądów głowy Kościoła. Tymczasem w polskich mediach, na stronach internetowych głównych portali i gazet, w telewizji TVN czy Polsat, nawet w telewizji publicznej, głównymi ekspertami komentującymi wydarzenia w Watykanie byli często ludzie znani ze swojego antykatolicyzmu lub bardzo świeckiego, niebywale powierzchownego sposobu patrzenia na Kościół: Środa, Szostakiewicz, Hartman, Sipowicz, Bartoś i im podobni. Po wyborze papieża, kiedy okazało się, że kardynałowie nie spełnili życzeń naszych rodzimych koryfeuszy postępu i zamiast „liberała” wybrali „konserwatystę”, zdecydowanego przeciwnika aborcji, eutanazji, tzw. małżeństw homoseksualnych, zaczęło się dyskredytowanie nowego papieża, w czym prym wiedzie, rzecz jasna, Gazeta Wyborcza. W ogóle muszę przyznać, że natężenie antyklerykalizmu i wrogości wobec Kościoła w mainstreamowych mediach w Polsce, w porównaniu z mediami amerykańskimi, jest porażająco silne. Tutaj w USA, choć liberalne media, z New York Times na czele, dość często krytykują moralne nauczanie Kościoła, to jednak taki prymitywny antyklerykalizm, jaki reprezentuje ostatnio na przykład redaktor Tomasz Lis lub jaki jest promowany w publicznej telewizji (mam tu na myśli ostatni skandaliczny, bluźnierczy występ kabaretu Limo), jest tu zupełnie niespotykany. W USA w ogóle kpienie z czyichś przekonań religijnych jest bardzo źle widziane. W poważnych mediach jest to właściwie niemożliwe. Jestem coraz bardziej zasmucony i zaniepokojony tym, co się dzieje w Polsce w sferze publicznej. Tutaj w Fort Collins jest normalną rzeczą, że mogę pójść „pod koloratką” do jakiejś kafejki, by napić się kawy, czy do restauracji na obiad lub na zakupy do sklepu. Nigdy nie spotkałem się z demonstracją jakiejś niechęci, choćby tylko poprzez spojrzenie, wobec mnie jako księdza, a raczej przeciwnie: z uprzejmością i życzliwością. A przecież większość ludzi, których spotykam w takich miejscach czy po prostu na ulicy nie jest wyznania katolickiego. W Polsce, w kraju katolickim, bycie katolikiem, a tym bardziej księdzem, zaczyna być coraz trudniejsze właśnie z powodu otwarcie manifestowanego i promowanego, także w wymiarze politycznym, antyklerykalizmu, niekiedy bardzo wulgarnego, o czym łatwo można się przekonać, śledząc fora internetowe, na których toczy się dyskusja na tematy związane z Kościołem. Aż czasami nie chce mi się wracać do kraju. Ale wrócę, bo na szczęście, choć klimat społeczny kreowany przez niektórych ideologicznie zacietrzewionych dziennikarzy i  polityków staje się trudny do zniesienia, to w bezpośrednich kontaktach z ludźmi, których dane mi jest spotykać w ramach mojej kapłańskiej posługi, zdecydowanie więcej doznaje życzliwości niż niechęci, nie licząc tych kilku przykrych incydentów, które czasami się zdarzają, choćby podczas wizyty duszpasterskiej. Więc, drodzy przyjaciele, nie ma powodów do obaw – wrócę. Właściwie to już się nie mogę doczekać powrotu. Jeszcze tylko cztery miesiące.