poniedziałek, 24 września 2018

Idź i napraw mój dom

Dwa dni temu uczestniczyłem w uroczystości zaślubin sympatycznej młodej pary: Agnieszki i Tomasza. Uroczystość miała miejsce w kościele parafialnym pw. św. Franciszka z Asyżu w Warszawie na Tarchominie. Byłem jednym z pięciu księży odprawiających Mszę świętą, podczas której młodzi narzeczeni złożyli sobie przysięgę małżeńską. Głównym celebransem był ksiądz biskup Michał Janocha, biskup pomocniczy Archidiecezji Warszawskiej. On też wygłosił homilię. Jednak w mojej pamięci utrwaliły się nie słowa z kazania, lecz to, co biskup Michał powiedział tuż przed udzieleniem końcowego błogosławieństwa. Nawiązał mianowicie do słów wyrytych na ścianie w prezbiterium kościoła: „Franciszku, idź napraw mój dom, który, jak widzisz, cały idzie w ruinę”. Słowa te wypowiedział Jezus do św. Franciszka, kiedy modlił się przed krzyżem w zrujnowanym kościółku św. Damiana. Ksiądz biskup powiedział, że na przełomie XII i XIII wieku, a więc w czasach św. Franciszka, Kościół rzeczywiście był w ruinie. I dodał, że Kościołowi ciągle potrzebni są ludzie, którzy go będą odbudowywać, bo stale chyli się on ku upadkowi. Kto więc ma go odbudowywać? Biskup spojrzał z uśmiechem na nowożeńców i powiedział: „Wy go macie odbudowywać. Przez to, że będziecie się kochali, bo to miłość stanowi najgłębszy i najbardziej istotny nurt życia Kościoła. Jest on trudno uchwytny. Dlatego media skupiają się na czymś innym, w gruncie rzeczy drugorzędnym”. Słuchając tych słów, pomyślałem o św. Franciszku, tym bardziej, że w sierpniu tego roku prawie dwa tygodnie spędziłem z rodzinami w Asyżu − mieście św. Franciszka i św. Klary. Giovanni Bernardone faktycznie żył w czasach wielkiego kryzysu Kościoła. Wielu duchownych prowadziło wówczas mało ewangeliczne, często gorszące życie. Jednak Biedaczyna z Asyżu nikogo nie oceniał i nie osądzał. Nie wzywał do nawrócenia, rzucając gromy na grzeszników. Uznał, że nawrócić musi się przede wszystkim on sam, będąc przekonanym, że tylko osobiste świadectwo może innych pobudzić do samokrytycznej refleksji i ostatecznie do zmiany życia. To, co charakteryzowało Franciszka i jego pierwszych naśladowców, to ogromna pokora wynikająca ze samoświadomości własnej nędzy. Ta pokora rodziła w nich z jednej strony wdzięczność wobec Boga, który „nie chce śmierci grzesznika, lecz by się nawrócił i miał życie”, a z drugiej miłosierdzie wobec bliźnich. Byli ludźmi, którzy szczerze kochali innych, szczególnie tych najuboższych, odrzuconych, zagubionych. To właśnie ta pełna wyrozumiałości miłość czyniła ich wiarygodnymi świadkami Ewangelii. To dzięki niej byli rzeczywiście cichymi odnowicielami Kościoła. Nie wiem, dlaczego biskup Michał w swej końcowej refleksji nawiązał do słów, które wyznaczają początek przemiany duchowej św. Franciszka z Asyżu. Być może sprowokowało go do tego jedno z wezwań modlitwy powszechnej, w którym została zawarta prośba o nawrócenie księży krzywdzących innych ludzi. Ja sam, słuchając tego wezwania, zastanawiałem się nad tym, jakie było uzasadnienie, by włączyć je do modlitwy wiernych podczas Mszy odprawianej za nowożeńców. Może dobrze by było, moim zdaniem, gdyby po takim wezwaniu, pojawiło się również wezwanie z prośbą o nawrócenie dla świeckich, bo przecież i wśród świeckich wielu jest takich, którzy Kościoła nie budują, lecz go rujnują, gdy w codziennym życiu nie kierują się miłością. Wielu jest także takich, którzy krzywdzą wielu dobrych księży chociażby swoją obmową i oczernianiem. Wystarczy wejść na fora internetowe, by się przekonać jak wzbiera fala nienawiści wobec osób duchownych. I dotyczy ona nie tylko tych, którzy sprzeniewierzyli się swemu powołaniu i zasługują na surowe potraktowanie, lecz także tych, którzy, choć codziennie zmagają się ze swoimi słabościami i ograniczeniami, starają się jednak dobrze sprawować swoją duszpasterską posługę. Św. Franciszek z Asyżu przed swoim nawróceniem był osobą świecką i nawet po nawróceniu nie zgodził się na wyświęcenie go na kapłana. Jako nawrócony świecki pomógł wielu innym świeckim odnowić i ożywić w nich miłość do Boga i Kościoła. Niemal wszyscy jego pierwsi towarzysze należeli do stanu świeckiego. Dzięki niemu nawróciło się też wielu duchownych. Kościół, który stale chyli się ku upadkowi, nieustannie też się odbudowuje dzięki tym, którzy na zło obecne w Kościele, odpowiadają w taki sposób, że sami starają się to zło zwyciężyć dobrem. Nie jest to możliwe bez ciągłego nawracania się. Tylko w ten sposób można włączyć się w ten najgłębszy nurt życia kościelnego polegający na codziennym wypełnianiu przykazania miłości wzajemnej: „Po tym wszyscy poznają, że jesteście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. Kryzys Kościoła ma swe najgłębsze źródło w deficycie miłości i świętości. Rozumiał to dobrze św. Franciszek. Powiedział kiedyś: „Chciałbym mieć skrzydła orła, aby przemierzać góry i wykrzykiwać nad miastami: Miłość nie jest kochana! Miłość nie jest kochana!”. Słowa wypowiedziane do niego w San Damiano „Idź i napraw mój dom!”, można wyrazić inaczej: „Idź i miłością opowiadaj o Miłości!” Oby wzięli je je sobie do serca i księża i świeccy! Jestem wdzięczny biskupowi Michałowi za wypowiedziane przez niego słowa, bo zrodziły we mnie skruchę i mocne postanowienie poprawy. A Agnieszce i Tomaszowi życzę, aby ich wzajemna miłość była tak silna i czysta, by nigdy nie dali się zwieść iluzji, że istnieje jakieś inne źródło ich szczęścia, poza tą miłością, której jedynym i niewyczerpanym źródłem jest Bóg.