Niedługo na ekrany polskich kin wchodzi film
Wojciech Smarzowskiego pt. „Kler”. Jakiś czas temu widziałem jego długi,
kilkuminutowy zwiastun. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że obraz
Smarzowskiego to film skrajnie antyklerykalny. Jego scenariusz równie dobrze
mógłby napisać jakiś fanatyczny redaktor „Faktów i Mitów” bądź ktoś pokroju
Jerzego Urbana. Duchowni są w nim ukazani w tak mocno przerysowanym, negatywnym
świetle, że chyba tylko widzowie nienawidzący Kościoła uznają go za obiektywny i
wyważony. Tacy ludzie od czasu do czasu potrzebują nowej dawki
paliwa, choćby w postaci filmowego paszkwilu, by ogień ich nienawiści do
Kościoła rozpalił się z jeszcze większą siłą. Film Smarzowskiego świetnie się
do tego nadaje, tym bardziej, że od strony technicznej i gry aktorskiej robi
wrażenie bardzo dobrze zrealizowanego. Zresztą sam reżyser to, jak się okazuje,
człowiek motywowany iście Urbanowskim antyklerykalizmem, czego najlepszym
dowodem jest wywiad, jakiego niedawno udzielił Gazecie Wyborczej. Oprócz niesprawiedliwych,
prostackich oskarżeń wyolbrzymiających do niebotycznych rozmiarów słabości osób
duchownych znajdują się w nim również postulaty radykalnego oddzielenia
Kościoła od społeczeństwa. Co, oprócz dialogów i scen o charakterze jawnie bluźnierczym, najbardziej mnie irytuje i zasmuca w filmie „Kler”?
Wcale nie to, że ukazuje różne przywary duchownych i ich grzechy. Nie da się przecież zaprzeczyć, że zdarzają się w Kościele sprawy naprawdę gorszące. Najbardziej zaś destrukcyjne
dla wspólnoty Kościoła są zgorszenia spowodowane postawą niektórych duchownych.
Ja sam znam kilku z mojej diecezji, co do których jestem przekonany, że nie
powinni być dalej księżmi i szczerze współczuje wiernym skazanym na ich
„posługę”. Wiem jednak, że jest to margines. Mój sprzeciw budzi to, że
film Smarzowskiego jest bardzo niesprawiedliwym i krzywdzącym uogólnieniem.
Jest bowiem krańcowo jednostronny, stygmatyzujący wielu dobrych kapłanów. Moje
doświadczenie Kościoła mówi mi, że znacznie więcej w nim dobra niż zła. Jeśli
jednak ktoś jest silnie uprzedzony, czy to pod wpływem antyklerykalnej
propagandy czy na skutek jakieś swojej osobistej urazy doznanej w kontakcie z
instytucją Kościoła, to w jego widzeniu te proporcje będą się odwracać. Na
antyklerykalną propagandę najbardziej podatne są te osoby, które już od dawna
nie mają praktycznie żadnego kontaktu z Kościołem. Ci, którzy są obecni w
Kościele, którzy regularnie praktykują, a więc uczestniczą we Mszach świętych,
w spotkaniach różnych wspólnot, wyraźnie widzą, że „nie taki diabeł straszny,
jak go malują”. Myślę, nawet jestem pewien, że film Smarzowskiego, jako
skrajnie wypaczający obraz Kościoła, ich stosunku do Kościoła nie zmieni, jeśli
w ogóle zdecydują się go obejrzeć, do czego nie zachęcam, a nawet szczerze
odradzam. Wiem jednak, że nachalna promocja tego filmu, z którą mamy do
czynienia w środkach masowego przekazu i na bilbordach zapełni sale kinowe,
przynajmniej na początku. Będzie to kolejne potwierdzenie, że antyklerykalizm
odgórny, lansowany w mediach, manifestowany przez wielu celebrytów, znajduje
poparcie również na dole. Dla nas księży jest to zjawisko przykre i bolesne.
Przecież historia Polski to także historia wielu wspaniałych duchownych. Wśród
nich wielu było takich, którzy oddali życie za Ojczyznę. Dobitnym tego
przykładem jest los polskich księży podczas II Wojny Światowej. Z żadnego
innego narodu nie wymordowano wówczas tylu duchownych, co z Polski. Samego
tylko obozu w Dachau nie przeżyło ponad tysiąc polskich księży. Dzielili
kapłani los ciemiężonego narodu także po wojnie, ginąc jak inni polscy patrioci
w stalinowskich więzieniach. Jednym z takich więzień było więzienie przy ul.
Rakowieckiej w Warszawie, gdzie zamordowano również wielu katolickich księży.
Boli więc, gdy niektórzy o tym zapominają i tak łatwo dają się uwieść antykościelnej retoryce. Jak w takiej sytuacji szczególnie my
księża powinniśmy reagować na te kolejne wybryki antykatolickiego w gruncie
rzeczy antyklerykalizmu? Nadal aktualne pozostają moje rady, które zawarłem w
książce „Dotknięcie Boga” w rozdziale „Oblicza antyklerykalizmu”. Po pierwsze,
księża powinni robić swoje, to znaczy wypełniać jak najlepiej swoje obowiązki,
nie zostaje się bowiem księdzem w tym celu, by wszystkim się podobać, lecz po
to, by pełnić wolę Bożą. Jezus nie obiecywał swoim uczniom, że wszyscy będą ich
zawsze rozumieli i wspierali, przeciwnie, przygotowywał ich na różne trudne
sytuacje związane z realizowaniem ich powołania, także na prześladowania. Po
drugie, właściwą reakcją na manifestowanie różnych form antyklerykalizmu nie
jest bojaźliwe wycofanie się w swoją prywatność ani obrażanie się na ludzi,
odwracanie się od nich, lecz przeciwnie: otwartość i szukanie kontaktu z nimi.
Jedynym bowiem lekarstwem na jakiekolwiek uprzedzenia są fakty, a fakty, wbrew
antyklerykalnej propagandzie, mówią, że nie tacy ci księża straszni, jak ich wojujący
ateiści malują. Po trzecie, i chyba najważniejsze, nie powinno się swoim
zachowaniem prowokować antyklerykalnych wystąpień, dostarczać przeciwnikom
Kościoła dodatkowych argumentów na potwierdzenie ich fobii i uprzedzeń. Należy
poza tym odróżniać prymitywne, zrodzone z nienawiści ataki od umiarkowanej
krytyki, która, jeśli jest słuszna, zawsze winna być przyjmowana z pokorą i
mobilizować do wytrwałej pracy nad sobą – nikt przecież nie jest doskonały.
Wezwanie do uznania własnej grzeszności, jakie słyszymy na początku każdej
Eucharystii, kierowane jest do wszystkich – zarówno do świeckich wiernych, jak
i do kapłana, który Mszę odprawia. Po czwarte wreszcie, należy patrzeć na
antyklerykalizm, zwłaszcza na ten o najbardziej wulgarnym i prymitywnym obliczu,
zarówno ten celebrycki, jak i „tramwajowy”, w świetle przykazania miłości
nieprzyjaciół, ostatecznie bowiem zło można tylko dobrem zwyciężyć. Chrystus
powiedział: „Skoro Mnie prześladowali, to i was prześladować będą” (J 15, 20).
Wyrazem miłości nieprzyjaciół była w przypadku Jezusa Jego modlitwa za
prześladowców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Jest
to najważniejsza broń, do której zwłaszcza księża powinni się uciekać. Taka
modlitwa uwalnia od chęci odpłacania pięknym za nadobne.