Do moich ulubionych aktorów należy nestor polskiej sceny Jan
Kobuszewski. Wiele razy, oglądając filmy z jego udziałem, miałem okazję, by się
szczerze pośmiać. Niezmiernie śmieszyły mnie dialogi, które prowadził z innymi
bohaterami filmu, jego charakterystyczna mimika, gestykulacja i sposób
mówienia. Ale cenię go nie tylko za jego wspaniałą, niepowtarzalną, pełną
ciepłego humoru grę aktorską, ale także za to, jakim jest człowiekiem: za autoironię,
za dystans do samego siebie, również za jednoznaczną postawę moralną, choćby za
to, że od ponad 50. lat jest mężem jednej żony, za to, że jest wspaniałym ojcem
i dziadkiem, za to, że – w przeciwieństwie do wielu aktorów młodszego pokolenia
– oparł się pokusie komercji, za to też, że nie boi się przyznawać publicznie
do swojej wiary. Chciałbym przytoczyć kilka refleksji Jana Kobuszewskiego z
wywiadu z nim, na który jakiś czas temu natknąłem się w Internecie:
Mnie absolutnie wystarcza mój teatr i to, co w nim robię. Nie mam
większych wymagań od życia i od ludzi. Nie żyję po to, żeby pracować, tylko
pracuję po to, żeby żyć. Mam wielu bardzo bogatych znajomych, którzy mają
ogromny problem ze swoim majątkiem. Muszą wynajmować ochroniarzy. Mnie
wystarcza absolutnie to, co mam. I mimo, że nie mam dużo, podejrzewam, że ktoś
jeszcze coś z tego dostanie.
Dzisiejsze pokolenie widzę wspaniale. I to nieprawda, że mamy okropną
młodzież. Mówiłem wielokrotnie w swoich wynurzeniach, że zło niesłychanie rzuca
się w oczy. Jak tylko ,,otworzy się” telewizję: a tu zamordowali, a tu zamach,
a tu kogoś zastrzelono, a tu wypadek samochodowy, a tu młody człowiek pobił staruszkę
albo ojciec postąpił niegodnie ze swoją córką. Zło jest rzeczywiście
niesłychanie agresywne i rzucające się w oczy.
A dlaczego nie chwali się wspaniałych, młodych ludzi, którzy cudownie
się uczą i świetnie pracują? Czemu dziś nie chwali się cudownych ojców albo
matek pięciorga czy sześciorga dzieci? Bo dobro jest takie spokojne. Jeśli na
stu młodych ludzi jeden popełni małe wykroczenie, to natychmiast jest to nagłośnione.
A pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć? Przecież oni świetnie pracują i uczą
się. Łatwiej zasłużyć na karę niż na nagrodę.
Myślę, że powyższe słowa są dość przekonującym dowodem na to, jak wewnętrznie
uporządkowanym i bogatym człowiekiem jest Jan Kobuszewski. Najbardziej z tych
refleksji spodobały mi się następujące zdania: „Nie żyję po to, żeby pracować,
tylko pracuję po to, żeby żyć” oraz: „Czemu dziś nie chwali się cudownych ojców
albo matek pięciorga czy sześciorga dzieci?”. Niestety, mam nieodparte
wrażenie, że pan Jan należy do tego pokolenia, które powoli odchodzi już w
przeszłość – to pokolenie moich dziadków, ludzi prostolinijnych, „w których nie
ma podstępu”, uczciwych i szlachetnych, ludzi, dla których takie wartości, jak:
Bóg, honor i Ojczyzna, przekazywane z pokolenia na pokolenia, stanowiły jeszcze
do niedawna rzeczywisty etyczny drogowskaz w życiu osobistym, rodzinnym i
społecznym. Dziś takich ludzi jak Jan Kobuszewski już prawie wśród nas nie ma,
a w każdym razie, takie odnoszę wrażenie, jest ich coraz mniej.
P.S. Powyższy tekst to fragment książki "Doknięcie Boga", którą opublikowałem 7 lat temu. Przypominając go w tym miejscu, chciałem w ten sposób oddać swój osobisty hołd panu Janowi. Odszedł od nas dobry, szlachetny, mądry człowiek. R.I.P.