Szczepan, człowiek pełen Ducha Świętego, mądrości i wewnętrznej siły, stracił
życie nie z tego powodu, że czynił zło, lecz dlatego, że mimo nacisków i gróźb
nie przestał głosić prawdy o Jezusie Chrystusie – ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Głosił tę
prawdę odważnie i bezkompromisowo. Jego śmierć stała się symbolem i
zapowiedzią, że życie ucznia Chrystusa zawsze będzie budziło wrogość ze strony
tych, którzy nie chcą tej prawdy przyjąć – bo uznają ją za zbyt wymagającą lub
niewygodną.
Chrześcijanin, który żyje autentyczną wiarą, staje się świadkiem istnienia
innej, duchowej rzeczywistości, głębszego sensu i przede wszystkim nadziei,
która wykracza poza horyzont doczesności. Jednak w świecie zdominowanym przez
materializm życie zgodne z duchem Ewangelii często budzi niepokój, a nawet agresję.
Dlatego prześladowania chrześcijan nie należą wyłącznie do przeszłości – są
realnym zjawiskiem naszych czasów. Przybierają różne formy: od brutalnych
represji fizycznych, przez społeczne wykluczenie, aż po subtelne mechanizmy
kulturowego wymazywania chrześcijaństwa jako fundamentu cywilizacji zachodniej.
Jak podaje organizacja Open Doors, obecnie aż 380 milionów chrześcijan w 78
krajach świata doświadcza prześladowań z powodu swojej wiary. To nie są liczby
oderwane od rzeczywistości – za każdą z nich kryje się ludzki dramat: rozbite
rodziny, sprofanowane świątynie, udręczeni świadkowie wiary – więzieni,
torturowani, a często także zabijani. Ich cierpienie wpisuje się w tajemnicę
Krzyża i staje się przedłużeniem Męki Chrystusa. To także mocne ostrzeżenie:
wolność religijna nie jest dana raz na zawsze. Tam, gdzie skrajne ideologie i
fanatyzmy wypaczają prawdę i zagłuszają sumienie, rodzi się przemoc wobec
Ewangelii. Jej tragicznym owocem są nie tylko ból i cierpienie, lecz także
męczeńska śmierć wielu naszych braci i sióstr w wierze.
Tę prawdę przypomina nam także bazylika św. Bartłomieja na rzymskiej Wyspie
Tyberyjskiej – miejsce, które św. Jan Paweł II ogłosił w 2000 roku sanktuarium
męczenników XX i XXI wieku. Miałem okazję być tam wiele razy – i za każdym
razem to miejsce głęboko mnie poruszało. Przechowywane są tam relikwie i
pamiątki po tych, którzy oddali życie w wierności Chrystusowi. Opowiadają o
męczennikach ze wszystkich kontynentów, pochodzących z różnych kultur,
mówiących różnymi językami, żyjących w różnych epokach – a jednak zjednoczonych
jednym wspólnym mianownikiem: miłością do Boga, która okazała się silniejsza
niż strach i potężniejsza niż śmierć.
Ale problem prześladowań nie dotyczy wyłącznie odległych krajów ogarniętych
wojną czy tyranią. Również w naszym polskim społeczeństwie coraz wyraźniej
dostrzegalne są przejawy ideologicznego i społecznego ostracyzmu wobec ludzi
wierzących – tych, którzy nie wahają się dawać świadectwa wyznawanym wartościom.
Coraz częściej drwi się z symboli religijnych, umniejsza rolę chrześcijaństwa w
przestrzeni publicznej, a głos Kościoła – nawet najbardziej wyważony – bywa
marginalizowany lub odrzucany z góry. W niektórych środowiskach obecność kogoś,
kto stara się żyć zgodnie z Ewangelią staje się niewygodna. Nieraz musi on
zapłacić za swoją wierność wysoką cenę – napiętnowania, wykluczenia lub
obojętnego, a nawet jawnie wrogiego milczenia wobec jego świadectwa.
To powinno skłonić każdego z nas do postawienia sobie pytania zasadniczego:
czy ja sam mam dziś odwagę być świadkiem wiary? Czy stać mnie na wierność,
która nie szuka poklasku, lecz kieruje się Prawdą? Chrystus nie powołał nas do
bycia letnimi ani nijakimi. Powiedział wyraźnie: „Kto się Mnie zaprze przed
ludźmi, tego i Ja zaprę się przed moim Ojcem” (Mt 10,33). Wiara, która nie
wymaga wyrzeczeń, bywa często tylko pozorem. Jak pisał Dietrich Bonhoeffer,
wiara to nie „tania łaska” – wygodna, dopasowana do oczekiwań świata – ale
„droga łaska” – wymagająca, kosztowna, bo czasami kosztująca życie, lecz
prawdziwa. Tylko taka wiara ma moc odnowić i przemienić świat.
Dlatego dziś potrzeba chrześcijan głębokich – niekoniecznie głośnych, ale
autentycznych. Takich, którzy nie błyszczą słowem, lecz promieniują życiem.
Którzy pozostają wierni Bogu w codziennych wyborach – często bez rozgłosu, z
dala od wielkich scen, na których toczą się sprawy świata. Potrzeba ludzi
wiary, którzy będą światłem – nie oślepiającym, lecz wskazującym drogę. Ludzi,
którzy w pracy, na uczelni, w rodzinie będą czytelnym znakiem, że Chrystus nie
należy do przeszłości, lecz jest Życiem – obecnym i działającym w sercach
swoich uczniów.
