Za nami drugi dzień wizyty
duszpasterskiej. W tym roku wróciliśmy do tradycyjnego sposobu odwiedzin
wiernych. Przez ostatnie 10 lat księża z parafii św. Marka Ewangelisty odwiedzali
tylko te rodziny, które w okresie Adwentu, po wypełnieniu formularza zaproszeń i
przyniesieniu go do zakrystii bądź kancelarii, w taki właśnie sformalizowany sposób zadeklarowały chęć
przyjęcia kapłana w swoim mieszkaniu bądź domu. W tym roku pukamy jednak do wszystkich drzwi. Miałem
niemałe obawy przed tą zmianą metody kolędowania. Pomyślałem sobie jednak, że jeśli mamy uczynić zadość
apelom papieża Franciszka, kierowanych do nas kapłanów, byśmy bardziej
wychodzili do ludzi, to jest to chyba jeden ze sposobów. Na razie spotyka nas bardzo miłe
zaskoczenie. Po pierwsze, przyjmuje nas znacznie więcej ludzi niż w latach poprzednich,
czasami, tak jak wczoraj, niemal o jedną trzecią więcej. Po drugie, atmosfera
spotkań z naszymi parafianami jest bardzo serdeczna. Jak do tej pory nie
spotkała nas żadna przykrość, przeciwnie – doświadczamy bardzo dużej
życzliwości. Kolęda trwa od 16.00 do 21.30 (wczoraj nawet nieco dłużej). Mimo
to, ci, którym przyszło przyjmować kapłana na końcu, a więc po ponad 5-ciu godzinach
oczekiwania, nie zdradzali żadnych oznak zniecierpliwienia czy niezadowolenia. Może
dlatego, że zdają sobie sprawę z tego, że ksiądz po 5 godzinach chodzenia od
mieszkania do mieszkania jest bardziej zmęczony niż ci, którzy na niego tyle
czasu czekają, zwłaszcza, że dla nas księży ten trud kolędowania trwa
codziennie przez ponad miesiąc. W każdym razie tegoroczna wizyta duszpasterska jest
dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem. Poznaje moich parafian a oni mnie.
Od wielu usłyszałem sporo dobrych słów. Często są to podziękowania za nowe
nagłośnienie. Niektórzy dziękują za kazania. Z uznaniem spotkała się też nowa
strona internetowa parafii. Niemal wszyscy pytają mnie o to, jak się czuję w
roli ich proboszcza. No cóż, kochani parafianie, również dzięki Wam, czuję się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Trudno z tego powodu nie odczuwać
wdzięczności. Rzecz jasna staram się nie grzeszyć jakąś duszpasterską
naiwnością, zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że nie jestem w stanie sprostać
wszystkim oczekiwaniom wiernych i zrealizować ich wyobrażenia o idealnym
proboszczu. Ostatecznie to nie oczekiwania wiernych stanowią najważniejszy imperatyw kapłańskiej posługi, choć są ważne i winny być brane pod uwagę. Tym imperatywem
są oczekiwania Pana Jezusa, ponieważ to On powołuje i posyła. Mam nadzieję,
że w mojej posłudze w niczym nie sprzeciwiam się Jego woli.