poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Chrześcijańki personalizm

Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz.


Bardzo lubię ten dzisiejszy fragment Ewangelii, w którym jest mowa o pierwszym, dramatycznym spotkaniu Jezusa z Marią Magdaleną. Dochodzi do niego wówczas, gdy pewnego dnia faryzeusze i uczeni w Piśmie przyprowadzają tę kobietę do Mistrza z Nazaretu zaraz po tym, jak przyłapano ją na cudzołóstwie. Tekst opisujący to zdarzenie jest bogaty w różne ukryte znaczenia. Jego uważna lektura w połączeniu z uruchomieniem wyobraźni jest w stanie, jak sądzę, wiele z nich wydobyć na wierzch. Medytując dzisiaj rano nad zawartością tego tekstu odkryłem jedno z takich znaczeń. Doszedłem mianowicie do wniosku, że znajdujemy w nim nie tylko wyjaśnienie tego, co jest warunkiem sine qua non prawdziwego nawrócenia, lecz także swoisty manifest chrześcijańskiego personalizmu. Karol Wojtyła, jeszcze jako kierownik Katedry Etyki na Wydziale Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w książce Miłość i Odpowiedzialność sformułował tzw. „normę personalistyczną”. Wedle tej zasady żaden człowiek, żadna osoba ludzka nie może być używana jako narzędzie do realizacji jakiegoś celu, nawet najbardziej wzniosłego. Osoba jest celem, nigdy zaś środkiem do celu. Innymi słowy, każdy człowiek zasługuje na to, by być miłowanym bezwarunkowo, właśnie dlatego, że jest człowiekiem, a więc istotą obdarzoną niezbywalną godnością. Myślę, że w świetle dzisiejszej Ewangelii normę personalistyczną można również wyrazić nieco inaczej: zawsze najważniejszy jest konkretny człowiek, a nie zasady czy przepisy, choćby były najświętsze. W scenie, którą powyższa Ewangelia opisuje, Jezus skupia swoją uwagę na konkretnej kobiecie, widzi ją jako osobę pogrążoną w moralnej nędzy, a przez to bardzo nieszczęśliwą. Jego spojrzenie wyraża miłość i współczucie. Inaczej natomiast patrzą na ową cudzołożnicę ci, którzy ją do Niego przyprowadzają. Dla nich nie jest ona osobą, która nade wszystko potrzebuje pomocy, którą trzeba dźwignąć z upadku, której należy dać szansę na wyzwolenie się z grzechu, lecz jest kimś, kto złamał obowiązujące zasady, i kto w związku z tym zasługuje jedynie na bezwzględny osąd i na najwyższy wymiar kary – na śmierć przez ukamienowanie. Dla nich ważniejsze są zasady niż człowiek. Zresztą, dali temu wyraz niejednokrotnie, choćby wtedy, gdy z oburzeniem patrzyli na to, jak Jezus uzdrawiał w szabat. Do dziś podobną niemiłosierną mentalność prezentują wyznawcy islamu w wielu krajach arabskich, o czym świadczą wyroki śmierci wykonywane na kobietach podejrzewanych o niewierność. Niestety, zdarza się niekiedy, że także wśród chrześcijan ta mentalność daje o sobie znać, choć, rzecz jasna, w o wiele mniej drastycznej formie. Zawsze dzieje się tak, gdy, powołując się na zasady, potępiamy człowieka albo gdy przedstawiamy go w złym świetle, przyczyniając się do tego, że staje się na przykład ofiarą publicznego ostracyzmu. Jezus uczy nas innej postawy. Każdego człowieka, nawet tego, który postępuje źle, należy traktować z miłością. Miłość, która nie ma nic wspólnego z nie stawiającą żadnych wymagań tolerancją,  pozwala zrozumieć, że każdy kto, postępuje niemoralnie, krzywdzi wpierw samego siebie. Ktoś taki potrzebuje nawrócenia, a nie napiętnowania i potępienia. Mądra miłość stara się pomóc takiej osobie najpierw zejść z manowców grzechu, a potem odkryć, że istnieje inna droga, po której warto iść przez życie – droga wyznaczona Bożymi przykazaniami.  „I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz”. Bo „Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz by się nawrócił i miał życie”. Bóg jest zwolennikiem personalizmu. I nie może być inaczej, skoro jest samą Miłością.