poniedziałek, 20 marca 2017

Alice Bah Kuhnke

Alice Bah Kuhnke, minister ds. Kultury i Demokracji Szwecji, zapowiedziała podjęcie przez rząd działań służących integracji powracających z wojny na Bliskim Wschodzie bojowników ISIS ze szwedzkim społeczeństwem. Pani minister uważa, że w ramach tych działań dżihadyści powinni otrzymać od państwa zasiłki, darmowe mieszkanie i dostęp do edukacji. „Oni muszą zostać przywróceni do naszego demokratycznego społeczeństwa” – powiedziała Bah Kuhnke. Pani minister zastrzegła, że pomoc powinni otrzymać tylko ci islamscy bojownicy, którym nie udowodniono zbrodni wojennych. Swój najnowszy pomysł motywuje ona dążeniem do wyeliminowania z życia społecznego takich negatywnych zjawisk jak: „discrimination, extremism, threats and hate” (zob. http://www.government.se/government-of-sweden/ministry-of-culture/alice-bah-kuhnke/). Nietrudno zauważyć, że ten pomysł to nic innego jak dolewanie oliwy do ognia i musi być oceniony nie tylko jako kontrowersyjny, ale przede wszystkim jako groźny dla obywateli Szwecji (od słów swojej minister odciął się nawet sam premier Szwecji, uczynił to jednak w sposób raczej dość łagodny). Głos pani minister i jej pomysły na resocjalizację "żołnierzy" z ISIS odpowiedzialnych za okrutne zbrodnie - dokonywane szczególnie na chrześcijanach, także na małych dzieciach - takie jak: gwałty, podrzynanie gardeł, wieszanie na krzyżu, można by uznać za rzadki przejaw urzędniczej naiwności i krótkowzroczności. Problem w tym, że jest on całkiem reprezentatywny dla sposobu myślenia wielu przedstawicieli zachodnioeuropejskich elit, przesiąkniętych ideologią multikulturalizmu i politycznej poprawności. Za proponowanymi przez nich rozwiązaniami kryje się typowe dla lewicowej mentalności utopijne przekonanie o tym, że każdy człowiek jest z natury dobry, a jego skłonność do czynienia zła, pojawia się w nim na skutek oddziaływania czynników zewnętrznych, które można stosunkowo łatwo wyeliminować lub osłabić przez odpowiednią socjotechnikę. Myślenie lewicowe, odwołujące się do oświeceniowej idei postępu, wyraźnie wierzy w możliwość prowadzenia takiej polityki społecznej, której realizacja zapewniłaby warunki owego postępu. Tego typu polityka grzeszy jednak naiwnym optymizmem, ignorując prawdziwą naturę ludzkiego bytu, człowiek bowiem, wbrew tym poglądom, nie jest bynajmniej istotą doskonałą, niemal bez żadnej skazy, któremu wystarczy jedynie stworzyć odpowiednie warunki polityczne i ekonomiczne, by mógł realizować  swoje wyłącznie indywidualne cele, nie wchodząc w kolizję z innymi ludźmi, zwłaszcza z tymi, którzy mają inne przekonania. Po grzechu pierworodnym skaza moralna psująca naturę ludzką jest bardzo poważna. Chrześcijaństwo uczy, że gdy ta skaza nie jest leczona łaską samego Boga może prowadzić do przemiany człowieka w krwawą bestię. Socjotechniką można ją co najwyżej zneutralizować, lecz nie można jej całkowicie usunąć. Poza tym elity europejskie nie chcą przyznać, że podstawowym czynnikiem zmieniających wyznawców islamu w morderców niewinnych ludzi jest właśnie ich afiliacja religijna. Poprawność polityczna każe traktować islam na równi z innymi religiami. Co ma jednak wspólnego chrześcijańskie przykazanie miłości z islamskim wezwaniem do zabijania niewiernych? Chrześcijaństwo, choć w swej historii miało mało chlubne epizody, będące dowodem na sprzeniewierzenie się duchowi Ewangelii, jest jednak religią pokoju, islam zaś - religią wojny. Przypomniał o tym w swoim słynnym wykładzie w Ratyzbonie papież Benedykt XVI, nazywając islam „religią miecza”. Wówczas przedstawiciele zachodnioeuropejskich elit przyjęli te słowa wręcz z oburzeniem. Dziś, w kontekście zbrodni dokonywanych przez ISIS, a wcześniej przez wiele innych organizacji terrorystycznych, bardzo dobrze widać, że były to słowa prorocze, właściwie i trafnie wskazujące na zagrożenie ze strony wojowniczego islamu. Ciekawe, ilu chrześcijan musi jeszcze umrzeć z rok bojowników Allaha, by tę samą optykę przyjął papież Franciszek i europejskie elity? Może jestem zbytnim pesymistą, lecz nie widzę większych szans na pokojową integrację islamskich emigrantów ze społeczeństwami krajów, do których przebywają w coraz większej liczbie, głównie po zasiłki, a nie po to, by się z nimi asymilować. Przykład takich krajów jak Francja, Niemcy czy chociażby Szwecja pokazuje, że budują oni swoje własne enklawy, przekształcające się często w strefy „no-go”, tworząc w ten sposób rodzaj społeczeństwa równoległego czy nawet alternatywnego. Niestety, w wielu miejscach, jak na przykład w Brukselskiej dzielnicy Molenbeek, skutecznie wypierają oni rodowitych mieszkańców, którzy w tych miejscach nie czują się już jak u siebie w domu, a przede wszystkim nie czują się bezpieczni. Choć raczej unikam na tym blogu jednoznacznych deklaracji politycznych, to jednak nie mogę w tym miejscu nie wyrazić zadowolenia z faktu, że w Polsce rządzą na szczęście ludzie, których w odniesieniu do kwestii emigracji cechuje zdrowy realizm polityczny i dla których kwestia bezpieczeństwa własnych obywateli wydaje się być sprawą priorytetową.