czwartek, 3 lipca 2025

Tomasz - pragnienie bliskości

Tradycja nadała mu miano „niewiernego”, lecz Apostoł Tomasz to postać głęboko ludzka – duchowo autentyczna i bliska każdemu, kto choć raz zmagał się z pytaniami o sens i obecność. Nie jest zimnym racjonalistą, zamkniętym w klatce sceptycyzmu, ani buntownikiem idącym pod prąd obiegowych opinii. To raczej człowiek, w którego sercu tli się niezgoda – nie na wiarę samą, lecz na opowieść pozbawioną osobistego doświadczenia.

Tomasz nie chce wierzyć dlatego, że inni widzieli. On pragnie więcej: rzeczywistej obecności, bliskości. Chce przejść drogę wiary sam – przez własne oczy, własne ciało, własne serce. Nie z przekory, lecz z głodu – głodu prawdy, która nie pozostaje abstraktem, lecz staje się ciałem.

To pragnienie nie jest jedynie emocjonalną potrzebą. To intuicja, która rozbrzmiewa w sercach wielkich myślicieli – Augustyna, Pascala, Kierkegaarda. I oni pytali nie tyle: „czy to prawda?”, ile raczej: „czy mogę naprawdę żyć, jeśli tej prawdy nie dotknę?”. Tomasz nie zadowala się wiedzą o Bogu. On szuka samego Boga. Chce Go spotkać.

Gdy słyszy świadectwo innych apostołów, ma odwagę przyznać: „To za mało. Potrzebuję więcej”. Nie mówi tego w buncie, lecz w wierności sercu, który tęskni za obecnością. Tomasz nie pragnie jedynie wiary odziedziczonej ani zapożyczonej. Potrzebuje własnego przeżycia, swojej chwili objawienia – i nie wstydzi się tej potrzeby.

Chęć dotknięcia ran Zmartwychwstałego to nie ciekawość – to głód realności. Tomasz nie szuka idei. Szuka Osoby. W jego postawie odnajdujemy coś z filozofii cielesności: przekonanie, że człowiek poznaje nie tylko rozumem i wolą, lecz także ciałem i zmysłami. I Bóg, który stał się człowiekiem, odpowiada właśnie w ten sposób – nie przez suchą doktrynę, lecz przez obecność. Przychodzi. Pozwala się dotknąć. Wchodzi w drogę poznania, którą wybiera Tomasz.

Przychodzi mimo zamkniętych drzwi i mówi: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku”. Nie chodzi tu wyłącznie o dostarczenie empirycznego dowodu. To gest miłości. Spotkanie. Dialog. Tajemnica Wcielenia wyrażona nie w samym słowie, lecz w konkretnym akcie miłosierdzia.

W postawie Tomasz ujawnia się głęboka dialektyka wiary: Tomasz dojrzewa poprzez wątpliwości, ale nie zatrzymuje się w nich. Przechodzi przez ich cień – i dociera do światła. Nie popada w relatywizm. Jego droga kończy się jednym z najbardziej osobistych wyznań w Piśmie: „Pan mój i Bóg mój”. To nie jest formuła wyuczona. To wiara, która rodzi się z dotknięcia Tajemnicy.

A ja?

Czy mam odwagę Tomasza?
Czy potrafię usłyszeć w sobie ten głos – głos duchowego pragnienia – i nie zagłuszyć go rutyną?
Czy wystarcza mi sama religijność, czy też rodzi się we mnie tęsknota za duchowością, za spotkaniem prawdziwym?

Czy potrafię powiedzieć:

„Panie, chcę Cię dotknąć. Chcę zobaczyć Twoje rany. Chcę Cię spotkać naprawdę. Chcę doświadczyć Twojej bliskości”.

Nie bójmy się pragnąć więcej.
Nie bójmy się pytań rodzących się z głodu sensu.
Nie bójmy się szukać Boga wśród wątpliwości, napięć, ciszy.
Nie bójmy się wiary, która chce dotknąć – i być dotknięta.

Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.
Ale i błogosławieni ci, którzy mają odwagę pragnąć więcej – aż do osobistego spotkania z Bogiem żywym, który nie będzie jedynie Bogiem filozofów ani teologów, ani nawet Bogiem mistyków, lecz stanie się moim Panem i moim Bogiem.