środa, 2 lipca 2025

Gdy dobro staje się zagrożeniem

Poruszył mnie dzisiejszy fragment Ewangelii. Trudno przejść obojętnie obok opisu wydarzenia tak głęboko ludzkiego i jednocześnie radykalnie duchowego – uwolnienia dwóch opętanych, ludzi wykluczonych, zepchniętych na margines egzystencji, traktowanych jak martwi za życia. Jezus przywraca im nie tylko wolność, lecz także coś bardziej fundamentalnego: podmiotowość. Oddaje im ich "ja", ich miejsce w świecie, ich możliwość relacji. To wydarzenie ma charakter wręcz ontologiczny – przywraca bycie tam, gdzie wcześniej była pustka.

A jednak reakcja mieszkańców Gadary zaskakuje. Nie wdzięczność, nie radość, lecz lęk a może nawet złość. Proszą Jezusa, by odszedł. Odrzucają Go.

Paradoks polega na tym, że Dobro zostaje potraktowane jak zagrożenie. Jezus  który przerywa bieg świata podporządkowanego tylko logice zysku i porządku – staje się dla nich kimś niewygodnym, niepożądanym, kimś, kogo lepiej się pozbyć.

Dlaczego?

Ewangelia nie daje wprost odpowiedzi, ale milczenie tekstu również przemawia. Możemy się domyślać: straty ekonomiczne – utopiona trzoda świń – stały się dla Gadareńczyków bardziej realne niż uzdrowienie dwóch ludzi. To, co widzialne, dotykalne, przeliczalne przeważyło nad tym, co duchowe, wewnętrzne, niewymierne.

Moim zdaniem nie chodzi tu jedynie o zaburzoną hierarchię wartości. Problem sięga głębiej – dotyczy samego sposobu postrzegania świata. Czy jeszcze potrafimy uznać, że wartość osoby nie poddaje się ekonomicznej kalkulacji? Że człowiek nie jest „kosztem” ani „zasobem”, ale tajemnicą, której nie da się sprowadzić do żadnej miary?

To pytanie nie traci na aktualności. Wręcz przeciwnie – dziś staje się jeszcze bardziej palące. Ewangeliczne słowo staje się lustrem dla współczesności, również dla nas, Polaków. Coraz wyraźniej widać, że „być” jest wypierane przez „mieć”. Że głos sumienia przegrywa z głosem komfortu. Że duchowość bywa traktowana jak element marginalny, czysto estetyczny, a nie istotny wymiar ludzkiej kondycji. To już nie tylko pojedyncze przypadki – to sygnały głębokiego kulturowego przesunięcia. 

A przecież świat, który przestaje zadawać pytania o sens, o Boga, o dobro i zło, nie staje się przez to bardziej racjonalny czy neutralny. Przeciwnie – to świat, który rezygnuje z najistotniejszego wymiaru własnego istnienia: z otwartości na Transcendencję. A to prowadzi nieuchronnie do duchowego rozkładu – do entropii, w której zatraca się zdolność rozróżniania, rozeznawania, nadawania znaczenia. To droga wprost ku nihilizmowi i beznadziei.

Wydaje mi się, że scena z krainy Gadareńczyków jest więc nie tylko opowieścią religijną, lecz także filozoficzną przypowieścią o wolności, odpowiedzialności i granicach poznania. Jezus staje na progu ludzkiego życia i pyta: czy naprawdę jesteś gotów mnie przyjąć, nawet jeśli moja obecność naruszy twoje schematy, zakłóci twój spokój, zburzy twoje fałszywe bezpieczeństwo? Czy naprawdę pragniesz prawdy – nie tej wygodnej, potwierdzającej twoje wybory, ale tej, która oczyszcza, konfrontuje i przemienia?

Jezus nie wdziera się do ludzkiego wnętrza. On puka. Szanuje wolność. Jego obecność, choć łagodna, nie jest obojętna – zawsze zostawia ślad. Dwaj uzdrowieni mężczyźni stali się znakiem, że nawet najbardziej ciemne przestrzenie człowieczeństwa mogą zostać dotknięte światłem, jeśli tylko człowiek na to pozwoli.

To właśnie wolność staje się tutaj kluczem: czy potrafimy z niej korzystać nie tylko jako z prawa do wyboru, ale jako z daru do otwarcia się na to, co większe niż my? Na Dobro, które może zaburzyć nasze przyzwyczajenia, ale przynosi życie.