sobota, 22 września 2012

Serce Kościoła

Chociaż przebywam obecnie na terenie USA, to jednak nie potrafię oderwać się tak zupełnie od spraw polskich. Pomijając już kwestię oczywistej tęsknoty za bliskimi mi ludźmi, nadal żywo interesuje mnie to, co się w naszym kraju dzieje, dlatego tak często zaglądam do Internetu, by w ten sposób uczynić zadość swojej ciekawości. Właśnie przed chwilą przeczytałem fragment wywiadu, jaki kardynał Nycz udzielił tygodnikowi Polityka. W tym wywiadzie w odpowiedzi na pytanie Adama Szostkiewicza o to, „gdzie jest dziś serce polskiego katolicyzmu”, metropolita warszawski odpowiedział: „rodzajem serca w Kościele są też środowiska Znaku, Więzi czy Tygodnika Powszechnego, potrafiące rozmawiać i współdziałać przy wszystkich różnicach”. Otóż słowa te, choć nie posiadają wymiaru absolutnego, nieco mnie jednak zirytowały. Nie chodzi mi tu o samą nadmiernie i niezasłużenie pozytywną, według mnie, ocenę wskazanych środowisk (wśród których jedynie środowisko Więzi zasługuje, moim zdaniem, na życzliwą aprobatę, bo nie można ludziom tworzącym ten periodyk odmówić czegoś, co nazywa się sensus Ecclesiae), ale o wyrażoną w tych słowach określoną wizję Kościoła. Jest ona charakterystyczna dla pewnych "postępowych" kręgów, w których publikuje się wiele refleksji mocno przeintelektualizowanych, często kontrowersyjnych, na pograniczu ortodoksji, a tak niewiele rodzi się w nich rozważań będących świadectwem żywej wiary i miłości do Kościoła. Zdaje się, że ksiądz kardynał pozostaje pod jakimś przemożnym wpływem tychże środowisk, co nie jest może aż tak dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę osobiste, można by powiedzieć "genetyczne" powiązania tego szacownego hierarchy z wymienionymi środowiskami (mam tu na myśli krakowskie pisma - Znak i Tygodnik Powszechny).

Odważając się na polemikę z poglądem metropolity warszawskiego, chce podkreślić, że w moim przekonaniu prawdziwe serce Kościoła polskiego bije dziś zupełnie gdzie indziej: przede wszystkim bije ono w żywych kościelnych wspólnotach, zarówno tych zakonnych, zwłaszcza kontemplacyjnych, jak i tych parafialnych, w których rodzi się wiele nowych powołań, także tych do pięknego życia małżeńskiego. Przekonałem się o tym wiele razy osobiście jako ktoś, kto od wielu lat jest zaangażowany w "oddolne" duszpasterstwo. Jego najważniejszą cechą jest bezpośredni kontakt z wiernymi, dzięki któremu już nie jeden raz dane mi było stanąć w prawdzie – zarówno tej dotyczącej mojej osoby, jaki tej, która dotyczy rzeczywistości całego Kościoła. Serce Kościoła to także te nielubiane przez naszych katolickich intelektualistów starsze „moherowe” panie, które wzorem prorokini Anny „dzień i noc” przebywają w kościele na modlitwie. Gdyby wszystkie te nasze matki i babcie nagle pewnego dnia się zbuntowały i choćby tylko przez miesiąc przestały przychodzić do kościoła, to Kościół, jestem o tym głęboko przekonany, doznałby wtedy ciężkiej zapaści, nie tylko duchowej, lecz także tej materialnej, czyli po prostu najzwyczajniej w świecie by zbankrutował. Sercem Kościoła są także, a może przede wszystkim, ludzie chorzy, często cierpiący po cichu, w swoim domach, hospicjach czy szpitalach. O tych ludziach św. Bazyli powiedział kiedyś, że są prawdziwym skarbem Kościoła.

W tych kręgach, które wyżej wymieniłem, nie rozwadnia się doktryny Kościoła, nie atakuje się Go publicznie za jego słabości, nie wzmacnia się swoją postawą coraz bardziej agresywnego antyklerykalizmu. Używając słów Jana Pawła II zaczerpniętych z jego „gorzkiego” listu do Tygodnika Powszechnego z dnia 5 kwietnia 1995 roku (nota bene te krytyczne słowa wydają się obecnie, wobec nowej linii programowej pisma, zwłaszcza po kupieniu go przez koncern ITI, bardzo już zdezaktualizowane – za delikatne), są to środowiska, w których Kościół z pewnością „może czuć się dość miłowany”. I tylko takie środowiska, moim zdaniem, zasługują na to, by utożsamiać je z „sercem Kościoła”. Szkoda, że jeden z głównych pasterzy Kościoła wydaje się tego nie rozumieć.Takie można odnieść wrażenie, gdy czyta się jego wypowiedź dla tygodnika Polityka, nota bene bardzo zasłużonego w walce z "zacofanym", "zamkniętym", "niedialogicznym" Kościołem.