środa, 26 września 2012

Spowiedź murzynki

Kiedy dzisiaj rano po zakończonej Mszy wróciłem do kościoła, by w ramach dziękczynienia jeszcze chwile się pomodlić, niespodziewanie podeszła do mnie pewna sympatyczna murzynka i poprosiła o spowiedź. Aż mnie na moment zatkało, gdy usłyszałem jej prośbę. Tutaj spowiedź odbywa się na życzenie w sobotę między 15 a 16. Byłem więc pewny, że w ciągu tygodnia nikt się z taką prośbą do mnie nie zwróci i że może nigdy nie będę musiał spowiadać po angielsku, przynajmniej jeszcze nie teraz, gdy moje umiejętności w posługiwaniu się tym językiem są dość ograniczone. Moja pewność okazała się jednak bardzo iluzoryczna, czego dowodem była owa stojąca nade mną murzynka, o bardzo z resztą łagodnym i ciepłym spojrzeniu. Kompletnie zaskoczony, usiłowałem się wymigać od spełnienia jej prośby, tłumacząc, że nie jestem Amerykaninem, że słabo znam angielski, a tak w ogóle to nawet nie znam formuły rozgrzeszenia po angielsku. Niestety, moje argumenty jednak jej nie zniechęciły, choć taką miałem nadzieję, i nie odwiodły od zamiaru wyspowiadania się. Dość rezolutnie kontrargumentowała, że rozgrzeszenia mogę jej przecież udzielić nawet w moim języku, bo i tak będzie ważne. Cóż było robić. Wyglądała na taką, która nie da za wygraną. Z upartą i silnie zdeterminowaną kobietą jeszcze nikt nie wygrał. Usiedliśmy więc z tyłu kościoła i zaczęła się moja pierwsza tutaj tego typu posługa sakramentalna. Okazało się, że moja penitentka nie miała jakichś ciężkich grzechów na sumieniu, raczej przyszła po duchowe umocnienie. Powiedziałem więc krótką naukę, starając się nie zrobić jakichś gigantycznych błędów, i udzieliłem jej rozgrzeszenia. I tu muszę napisać, że chyba nigdy nie widziałem u swoich penitentów takiej radości po spowiedzi jak u tej murzynki. Wyglądała na autentycznie szczęśliwą i bardzo mi za spowiedź dziękowała. Jej szczera radość wywołała we mnie od razu autorefleksję i pewien rodzaj wyrzutu sumienia, bo czyż ja w taki sposób, jak ona to pokazała, doceniam dar sakramentu pokuty? Czy czuję podobną, aż tak wielką radość, gdy słyszę słowa rozgrzeszenia? Szkoda, że tu w USA ten sakrament jest jakby zaniedbany, bo to niezwykłe narzędzie ewangelizacji. Z drugiej strony jednak, jeśli dostęp do niego jest tak łatwy jak w Polsce, to może z tego powodu zaczyna ludziom powszednieć? W każdym razie dzisiejszy ranny „incydent” uświadomił mi, że muszę się przygotować na kolejne tego typu sytuacje, więc postanowiłem czym prędzej przyswoić sobie formułę rozgrzeszenia po angielsku, licząc po cichu na to, że  następna spowiedź nie trafi się zbyt szybko, bo z moją znajomością języka nie czuję się jeszcze na siłach, by mierzyć się z „trudniejszymi” przypadkami, bo i takie mogą się przecież zdarzyć.