sobota, 15 grudnia 2012

Gdzie wczoraj był Bóg?

Nasze myśli kierujemy dzisiejszego ranka w stronę rodzin, które wczoraj straciły swoich ukochanych. Chcemy prosić Boga, by pomógł im przetrwać ten trudny dla nich czas, by dał im siłę i pocieszenie, które płynie z wiary, że ich bliscy, choć pozbawieni życia na ziemi, nadal żyją w domu Ojca, gdzie mogą czuć się naprawdę bezpieczni. Chcemy również objąć naszą modlitwą wszystkie ofiary wczorajszej strzelaniny w szkole podstawowej w Newtown, a szczególnie niewinne i bezbronne dzieci. W związku z wczorajszą tragedią wielu zadaje sobie pytanie, dlaczego Bóg pozwala na to, by takie straszne rzeczy działy się na świecie. Dlaczego musiały zginąć małe dzieci, które miały przed sobą całe życie? W dzisiejszej Ewangelii Jezus wspomina o dwóch osobach, które zostały zabite, choć niczego złego nie zrobiły. Najpierw mówi o Janie Chrzcicielu, który został ścięty, tylko dlatego, że miał odwagę sprzeciwić się złu. Jezus wspomina też siebie samego. On także został zabity, i to w okrutny sposób, choć był absolutnie niewinny. Wczoraj, gdy umierały ofiary szaleńca, Jezus na nowo przeżywał swoją agonię. Kiedy czytałem informacje o tym, co się wydarzyło w Newtown, w małej, spokojnej miejscowości, położonej nie tak daleko od Nowego Jorku, przychodziło mi do głowy pytanie: Co jest nie tak z tym krajem? Bo przecież to, co się stało w Newtown, nie wydarzyło się w USA pierwszy raz. Wczoraj prezydent Obama stwierdził, że zbyt dużo ludzi zginęło w tym kraju w podobny sposób jak wczorajsze ofiary masowego morderstwa. I oczywiście miał racje. Ale w tym miejscu nasuwa się pytanie: dlaczego? I powinniśmy wytrwale szukać na nie odpowiedzi, jednak nie poprzez powierzchowne, emocjonalne rozważania. Powinniśmy pójść w głąb, by odkryć zło, które wczoraj po raz kolejny objawiło swoje przerażające oblicze. Kiedy umierał Jan Chrzciciel, można było odnieść wrażenie, że zło triumfuje. Kiedy umierał na krzyżu Jezus, tym bardziej można było takie wrażenie odnieść. Wczoraj odczucia wielu ludzi były właśnie takie, że oto mamy do czynienia z triumfem czystego zła. Jako chrześcijanie wiemy jednak, że to nie do zła należy ostatnie słowo. Wszelako, będąc naocznymi świadkami walki dobra ze złem, która często przyjmuje dramatyczny obrót, nie możemy być jedynie biernymi obserwatorami, gapiami karmiącymi się kolejną medialną sensacją. Bo choć głównym odpowiedzialnym za to, co się wczoraj wydarzyło, jest ów młody, dwudziestoletni chłopak, który z zimną krwią lub w jakimś amoku strzelał do pięcioletnich dzieci, to każdy z nas może poczuć się do pewnego stopnia odpowiedzialny. Czy byłem i jestem wystarczająco odważny w mojej walce ze złem? Czy nie zwycięża ono czasami w mojej duszy? Czy robię wszystko, co w mojej mocy, by zło zwyciężać dobrem? Z pewnością wczorajsza masakra to kolejne, jakże mocne wezwanie do naszego nawrócenia. Ten młody chłopak, który okazał się być okrutnym, bezlitosnym mordercą, w pewien sposób również jest ofiarą, nie dlatego, że na końcu zabił samego siebie, lecz dlatego, że wcześniej zabił w sobie człowieczeństwo, że dał się opętać złu. Jest on ofiarą szatana, nie ma bowiem wątpliwości, że jego wczorajszy czyn miał charakter demoniczny. To także wymowny znak dla każdego z nas. Nie ma sensu pytać się, gdzie wczoraj był Bóg. My wiemy, gdzie był: był w tych umierających dzieciach i ich opiekunach. "Coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". Ważne dziś jest inne pytanie: Gdzie ty jesteś? Czy stoisz zawsze po stronie dobra? Czy chcesz mu służyć całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem? Staraj się, by dzięki tobie tego dobra w świecie było jak najwięcej. Nie bądź więc bierny, głośno sprzeciwiaj się złu, nawet gdyby miało cię to wiele kosztować, a przede wszystkim czyń dobro.

P.S. Powyższy tekst to przetłumaczone na język polski kazanie, które dzisiaj rano wygłosiłem na Mszy świętej.