niedziela, 19 lutego 2017

Szaleństwa "postępu"

Mary Wagner
Dowiedziałem się kilka dni temu, że francuski rząd przyjął ostatecznie nową ustawę zakazującą pod sankcją karną szerzenia w Internecie, na przykład na portalach bądź stronach internetowych, informacji, które mogłyby odwieść kobiety od zabicia dziecka poczętego. Nie mogłem w tę wiadomość uwierzyć.  Myślałem, że to może tzw. fake news. Ale wiadomość została potwierdzona w kilku źródłach. I ręce mi opadły. Wiedziałem, że tego typu przekonywanie kobiet zamierzających dokonać aborcji, aby tego czynu zaniechały, już od pewnego czasu było we Francji traktowane jako przestępstwo, za które można było zostać ukaranym. Już to wydawało mi się absolutnie niczym nieuzasadnionym pogwałceniem wolności wypowiedzi. Tymczasem nowa ustawa jeszcze bardziej zaostrzyła obowiązujące przepisy prawne. Teraz kara za to „przestępstwo” to 2 lata więzienia i grzywna w wysokości 30 tysięcy Euro! Po tym jak Rada Stanu, która jest najwyższym organem sądownictwa administracyjnego we Francji, zakazała niedawno emisji reklamy z uśmiechniętymi dziećmi z zespołem Downa, gdyż takie wyrażanie szczęścia mogłoby, zdaniem sędziów, „naruszyć spokój sumienia kobiet, które legalnie dokonały innych osobistych wyborów”, to kolejny już przygnębiający przykład na to, jak daleko Francja, zwana kiedyś Najstarszą Córą Kościoła, odeszła od Ewangelii i stała się jednym z najbardziej nieprzyjaznych krajów dla ludzi, którzy uważają, że dziecko w łonie matki posiada niezbywalne prawo do życia. To, co  najbardziej szokuje w ostatniej decyzji władz francuskich, to nawet nie sama penalizacja działań uświadamiających, czym jest aborcja, lecz fakt, że ten zakaz jest drastycznym zakwestionowaniem wolności słowa, ponieważ oznacza, ni mniej, ni więcej, bezwzględne ocenzurowanie obrońców życia, tym samym faktyczne wykluczenie ich z debaty publicznej. Wiadomo, że chodzi przede wszystkim o katolickich działaczy pro-Life. To, co się dzieje we Francji, ten galopujący tzw. postęp, jest jednak zjawiskiem szerszym, bo dotyka całą Europę, która przestaje być kontynentem chrześcijańskim. Brak powołań, zamykane i burzone kościoły, uwiąd intelektualny i degrengolada moralna elit, ofensywa prymitywnej kontrkultury hołdującej niskim gustom, terror poprawności politycznej – wszystko to pokazuję skalę duchowego upadku zachodnich społeczeństw. Na tle takich krajów jak Francja, Niemcy, Holandia czy Hiszpania nasz kraj jawi się wciąż jako ostoja ewangelicznych wartości. Niektórym marzyłby się również i u nas taki arogancki tryumf laicyzmu, z jakim mamy do czynienia w wyżej wymienionych krajach, ciągle jednak, ludzie wierzący w Polsce, ojczyźnie Jana Pawła II, stawiają temu opór. Ale można odnieść wrażenie, że determinacja w obronie chrześcijańskich wartości z roku na rok jest jakby coraz słabsza. Ilu z nas wspiera sprawę obrony życia, chodząc chociażby na marsze organizowane przez ruchy pro-Life? Kiedy niedawno pojawiła się propozycja objęcia prawną ochroną wszystkie dzieci, organizacje proaborcyjne podniosły histeryczne larum i zorganizowały akcję społeczną pod nazwą „czarny poniedziałek”. Adekwatnej odpowiedzi ze strony środowisk katolickich nie było. Inną sprawą jest to, że ochrona życia nie może się ograniczać jedynie do odpowiedniego zapisu w Konstytucji czy Kodeksie Karnym. Chodzi o takie działania, które realnie będą służyły obronie życia tych najsłabszych istot ludzkich. Wśród takich działań na pierwszym miejscu wymieniłbym świadczenie konkretnej pomocy matkom oczekującym potomstwa. Choćby z konfesjonału wiem, że żadna normalna kobieta, z wyjątkiem tych najbardziej zdemoralizowanych, niemal pozbawionych sumienia, nie decyduje się na dokonanie aborcji ot tak – zupełnie dobrowolnie i bez powodu, jedynie dla kaprysu. Za taką decyzją kryje się najczęściej jakiś ogromny lęk, uczucie osamotnienia, presja otoczenia, w szczególności męża. Za grzech aborcji częściej o wiele bardziej bywa odpowiedzialne otoczenie kobiety niż ona sama. Na drugim miejscu wśród działań służących obronie życia nienarodzonych wskazałbym akcje uświadamiające, czym jest aborcja. Dyskusje na temat przerywania ciąży, które się przetoczyły przez nasz kraj w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, sprawiły, że nie ma dziś w Polsce niemal nikogo, kto widziałby w zabijaniu dzieci nienarodzonych coś dobrego. Ciągle jednak wielu ludzi nie ma świadomości, czym w gruncie rzeczy jest aborcja. Pamiętam, że gdy byłem uczniem pierwszej klasy technikum, a było to już ponad 35 lat temu (!), pewnego dnia pani pedagog, w porozumieniu z naszą wychowawczynią, wyświetliła nam film ukazujący sam przebieg zabiegu usunięcia ciąży. Film był pozbawiony komentarza redaktorskiego, nie miał też ścieżki dźwiękowej, a i tak zrobił na nas ogromne wrażenie. Szczególnie ostatnia scena, gdy lekarz, który wykonywał aborcję metodą rozkawałkowywania małego ciałka dziecka, wyjął na koniec główkę tego dziecka oderwaną od tułowia. Kadr został wówczas zatrzymany. Patrzyliśmy wszyscy poruszeni na tę główkę umieszczoną w szczypcach chirurgicznych. Do dziś pamiętam ten widok. Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że aborcja nie jest zwykłym zabiegiem usunięcia jakiegoś tam zlepka tkanek, jak chcą go widzieć feministki, lecz jest zabiciem człowieka, i to bezbronnego, niewinnego, w miejscu, w którym powinno czuć się bezpieczne, a które może stać się dla niego śmiertelną pułapką. Nawet film Natansona „Niemy krzyk” nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Wszyscy wtedy byliśmy pod wrażeniem tego, co zobaczyliśmy. Nie wiem, dlaczego pani pedagog i nasza wychowawczyni zafundowali nam ten seans, bo nigdy później nie dały się poznać jako zwolenniczki postawy pro-Life. Nawet nie wiem, czy były osobami wierzącymi i praktykującymi. Gdyby powtórzyły to dziś we Francji, na mocy nowego prawa mogłyby trafić do więzienia. Jest już zresztą taki kraj, w którym obrońców życia wsadza się do więzienia za to, że próbują uświadamiać kobiety zamierzające zabić swe dziecko, że dokonują złego wyboru. Takim krajem jest Kanada, a częstym bywalcem kanadyjskich więzień z powodu działalności pro-Life jest Mary Wagner, która wbrew sądowym zakazom, odwiedza kliniki aborcyjne, by nakłaniać kobiety do zmiany ich decyzji. Jestem pełen podziwu dla tej heroicznej niewiasty, bo sam nie mam w sobie tyle odwagi i determinacji, by w taki bądź podobny sposób bronić wyznawanych przeze mnie wartości. Ale co do jednego jestem pewny. Gdyby to ode mnie zależało, to do listy uczynków miłosierdzia co do ciała dodałbym jeszcze ten: „Życie dzieci nienarodzonych chronić!”.