Mary Wagner |
Dowiedziałem się kilka
dni temu, że francuski rząd przyjął ostatecznie nową ustawę zakazującą pod
sankcją karną szerzenia w Internecie, na przykład na portalach bądź stronach
internetowych, informacji, które mogłyby odwieść kobiety od zabicia dziecka poczętego.
Nie mogłem w tę wiadomość uwierzyć.
Myślałem, że to może tzw. fake
news. Ale wiadomość została potwierdzona w kilku źródłach. I ręce mi
opadły. Wiedziałem, że tego typu przekonywanie kobiet zamierzających dokonać
aborcji, aby tego czynu zaniechały, już od pewnego czasu było we Francji traktowane
jako przestępstwo, za które można było zostać ukaranym. Już to wydawało mi się
absolutnie niczym nieuzasadnionym pogwałceniem wolności wypowiedzi. Tymczasem nowa
ustawa jeszcze bardziej zaostrzyła obowiązujące przepisy prawne. Teraz kara za
to „przestępstwo” to 2 lata więzienia i grzywna w wysokości 30 tysięcy Euro! Po
tym jak Rada Stanu, która jest najwyższym organem
sądownictwa administracyjnego we Francji, zakazała niedawno emisji reklamy
z uśmiechniętymi dziećmi z zespołem Downa, gdyż takie wyrażanie szczęścia
mogłoby, zdaniem sędziów, „naruszyć spokój sumienia kobiet, które legalnie dokonały
innych osobistych wyborów”, to kolejny już przygnębiający przykład na to,
jak daleko Francja, zwana kiedyś Najstarszą Córą Kościoła, odeszła od Ewangelii
i stała się jednym z najbardziej nieprzyjaznych krajów dla ludzi, którzy
uważają, że dziecko w łonie matki posiada niezbywalne prawo do życia. To,
co najbardziej szokuje w ostatniej decyzji
władz francuskich, to nawet nie sama penalizacja działań uświadamiających, czym
jest aborcja, lecz fakt, że ten zakaz jest drastycznym zakwestionowaniem
wolności słowa, ponieważ oznacza, ni mniej, ni więcej, bezwzględne ocenzurowanie
obrońców życia, tym samym faktyczne wykluczenie ich z debaty publicznej. Wiadomo,
że chodzi przede wszystkim o katolickich działaczy pro-Life. To, co się dzieje
we Francji, ten galopujący tzw. postęp, jest jednak zjawiskiem szerszym, bo dotyka
całą Europę, która przestaje być kontynentem chrześcijańskim. Brak powołań,
zamykane i burzone kościoły, uwiąd intelektualny i degrengolada moralna elit,
ofensywa prymitywnej kontrkultury hołdującej niskim gustom, terror poprawności
politycznej – wszystko to pokazuję skalę duchowego upadku zachodnich społeczeństw.
Na tle takich krajów jak Francja, Niemcy, Holandia czy Hiszpania nasz kraj jawi
się wciąż jako ostoja ewangelicznych wartości. Niektórym marzyłby się również i
u nas taki arogancki tryumf laicyzmu, z jakim mamy do czynienia w wyżej
wymienionych krajach, ciągle jednak, ludzie wierzący w Polsce, ojczyźnie Jana
Pawła II, stawiają temu opór. Ale można odnieść wrażenie, że determinacja w
obronie chrześcijańskich wartości z roku na rok jest jakby coraz słabsza. Ilu z
nas wspiera sprawę obrony życia, chodząc chociażby na marsze organizowane przez
ruchy pro-Life? Kiedy niedawno pojawiła się propozycja objęcia prawną ochroną
wszystkie dzieci, organizacje proaborcyjne podniosły histeryczne larum i
zorganizowały akcję społeczną pod nazwą „czarny poniedziałek”. Adekwatnej
odpowiedzi ze strony środowisk katolickich nie było. Inną sprawą jest to, że
ochrona życia nie może się ograniczać jedynie do odpowiedniego zapisu w
Konstytucji czy Kodeksie Karnym. Chodzi o takie działania, które realnie będą
służyły obronie życia tych najsłabszych istot ludzkich. Wśród takich działań na
pierwszym miejscu wymieniłbym świadczenie konkretnej pomocy matkom oczekującym
potomstwa. Choćby z konfesjonału wiem, że żadna normalna kobieta, z wyjątkiem
tych najbardziej zdemoralizowanych, niemal pozbawionych sumienia, nie decyduje
się na dokonanie aborcji ot tak – zupełnie dobrowolnie i bez powodu, jedynie
dla kaprysu. Za taką decyzją kryje się najczęściej jakiś ogromny lęk, uczucie
osamotnienia, presja otoczenia, w szczególności męża. Za grzech aborcji
częściej o wiele bardziej bywa odpowiedzialne otoczenie kobiety niż ona sama. Na
drugim miejscu wśród działań służących obronie życia nienarodzonych wskazałbym
akcje uświadamiające, czym jest aborcja. Dyskusje na temat przerywania ciąży,
które się przetoczyły przez nasz kraj w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat,
sprawiły, że nie ma dziś w Polsce niemal nikogo, kto widziałby w zabijaniu
dzieci nienarodzonych coś dobrego. Ciągle jednak wielu ludzi nie ma
świadomości, czym w gruncie rzeczy jest aborcja. Pamiętam, że gdy byłem uczniem
pierwszej klasy technikum, a było to już ponad 35 lat temu (!), pewnego dnia
pani pedagog, w porozumieniu z naszą wychowawczynią, wyświetliła nam film
ukazujący sam przebieg zabiegu usunięcia ciąży. Film był pozbawiony komentarza
redaktorskiego, nie miał też ścieżki dźwiękowej, a i tak zrobił na nas ogromne
wrażenie. Szczególnie ostatnia scena, gdy lekarz, który wykonywał aborcję
metodą rozkawałkowywania małego ciałka dziecka, wyjął na koniec główkę tego
dziecka oderwaną od tułowia. Kadr został wówczas zatrzymany. Patrzyliśmy
wszyscy poruszeni na tę główkę umieszczoną w szczypcach chirurgicznych. Do dziś
pamiętam ten widok. Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że aborcja nie
jest zwykłym zabiegiem usunięcia jakiegoś tam zlepka tkanek, jak chcą go
widzieć feministki, lecz jest zabiciem człowieka, i to bezbronnego, niewinnego,
w miejscu, w którym powinno czuć się bezpieczne, a które może stać się dla
niego śmiertelną pułapką. Nawet film Natansona „Niemy krzyk” nie zrobił na mnie
takiego wrażenia. Wszyscy wtedy byliśmy pod wrażeniem tego, co zobaczyliśmy.
Nie wiem, dlaczego pani pedagog i nasza wychowawczyni zafundowali nam ten
seans, bo nigdy później nie dały się poznać jako zwolenniczki postawy pro-Life.
Nawet nie wiem, czy były osobami wierzącymi i praktykującymi. Gdyby powtórzyły
to dziś we Francji, na mocy nowego prawa mogłyby trafić do więzienia. Jest już zresztą
taki kraj, w którym obrońców życia wsadza się do więzienia za to, że próbują uświadamiać
kobiety zamierzające zabić swe dziecko, że dokonują złego wyboru. Takim krajem
jest Kanada, a częstym bywalcem kanadyjskich więzień z powodu działalności
pro-Life jest Mary Wagner, która wbrew sądowym zakazom, odwiedza kliniki
aborcyjne, by nakłaniać kobiety do zmiany ich decyzji. Jestem pełen podziwu dla
tej heroicznej niewiasty, bo sam nie mam w sobie tyle odwagi i determinacji, by
w taki bądź podobny sposób bronić wyznawanych przeze mnie wartości. Ale co do
jednego jestem pewny. Gdyby to ode mnie zależało, to do listy uczynków
miłosierdzia co do ciała dodałbym jeszcze ten: „Życie dzieci nienarodzonych
chronić!”.