Krzyż to
symbol, który jak żaden inny jest bardzo głęboko wpisany w dzieje narodu
polskiego. Zapis tych dziejów to w dużej mierze opowieść, niekiedy dramatyczna,
o wierności krzyżowi i Ewangelii. Poeta Zygmunt Krasiński nazwał Polskę
"krainą mogił i krzyży". W iluż to bowiem miejscach na polskiej ziemi
pojawiał się las krzyży wyrosły na mogiłach tych, co polegli w obronie
Ojczyzny: Głogów, Legnica, Grunwald, Chocim, Racławice, Maciejowice, Olszynka
Grochowska, Radzymin, Westerplatte, Warszawa i wiele innych. W znaku Krzyża
nasz naród wielokrotnie szukał pociechy i nadziei. W czasie II wojny światowej
mrok okupacyjny rozjaśniały krzyże na kościołach, na rozstajach dróg, na
ścianach polskich domów. Krzyże pojawiły się również tam, gdzie polscy
robotnicy w okresie panowania systemu totalitarnego upomnieli się o swoją
godność i prawo narodu do samostanowienia: w Poznaniu, w Ursusie i Radomiu, w
Gdańsku, w kopalni Wujek. Krzyż to znak, który Polaków jednoczył, pokrzepiał
nadzieją, prowadził do walki. Święty Jan Paweł II w homilii wygłoszonej w 1995
roku w Skoczowie mówił:
W okresach najcięższych dziejowych prób naród szukał i znajdował siłę do przetrwania i do powstania z dziejowych klęsk właśnie w nim - w Chrystusowym Krzyżu! I nigdy się nie zawiódł. Był mocny mocą i mądrością Krzyża! Czy można o tym nie pamiętać?
Z tej głębokiej
świadomości zakorzenienia obecności krzyża w historii narodu polskiego wypływa, zdaniem
Jana Pawła II, obowiązek odważnej obrony krzyża przed tymi, którym on tak bardzo przeszkadza, którzy w imię źle pojętej świeckości państwa chcieliby go usunąć z przestrzeni publicznej.
Umiłowani bracia i siostry – wołał papież w roku 1997 w Zakopanem – nie wstydźcie się krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu społecznym czy rodzinnym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to, że krzyż powrócił do szkół, urzędów publicznych, szpitali. Niech on tam pozostanie! Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie.
Trudno zrozumieć, dlaczego wciąż są wśród naszych
rodaków i tacy, którym przeszkadza krzyż obecny w przestrzeni publicznej, a
nawet tacy, którzy krzyż znieważają, dopuszczając się gorszących i zazwyczaj
odrażających aktów bluźnierstwa. My zaś głęboko wierzymy, że nie był daleki od
prawdy poeta, gdy pisał: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest
Polską, a Polak Polakiem”. Dlatego, naśladując minione pokolenia, i my również
chcemy być wierni krzyżowi, aby w tym świętym znaku naszej chrześcijańskiej
wiary odnosić codzienne zwycięstwa nad pokusą ulegania temu wszystkiemu, co
zagraża naszej wolności, tak osobistej, jak i narodowej.
P.S.
Powyższy tekst to fragment rozważań odczytanych podczas Drogi Krzyżowej,
która 23 marca 2018 przeszła ulicami parafii św. Marka w Warszawie. Napisałem
je z okazji 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Kilka
miesięcy później zostały opublikowane w książce, której nadałem tytuł
"Wolność krzyżami się mierzy". Przypominam ten tekst w kontekście
decyzji, która została podjęta przez prezydenta Warszawy. Chodzi tu o ideologiczne zarządzenie, na mocy którego obecny włodarz stołecznego miasta zakazuje używania symboli religijnych w urzędach miejskich, w tym np. wieszania krzyży na ścianach urzędu, a także stawiania ich na biurkach urzędników. Decyzja ta bardzo mnie zasmuciła. Administracyjne, w gruncie rzeczy przemocowe oczyszczanie
instytucji publicznych z symboli religijnych musi z konieczności pociągnąć za
sobą negatywne skutki dla tożsamości mieszkańców stolicy. Warszawa
już teraz nie ma swojej duszy. Zaczyna za to przekształcać się powoli w amorficzny konglomerat bezideowych jednostek, nastawionych coraz bardziej konsumpcyjnie i materialistycznie. Walka z
obecnością krzyża w przestrzeni publicznej tylko ten proces pogłębi. Boję się więc o
los miasta, które – przy biernej postawie jej mieszkańców – na mocy arbitralnie
podjętych decyzji zdaje się wyrzekać tego, co od wieków stanowiło mocny
element jego tożsamości.
Rozporządzenie prezydenta Warszawy dobitnie pokazuje, jak bardzo
antychrześcijański, a szczególnie antykatolicki staje się zachodni liberalizm,
który w imię troski o indywidualną wolność kwestionuje prawo do obecności w
dyskursie publicznym wypowiedzi i zachowań motywowanych przekonaniami religijnymi.
W świetle tych faktów można powiedzieć, bez obawy o przesadę, że toczy się
obecnie walka tego, co cesarskie, z tym, co boskie. Jest to walka z obecnością
religii chrześcijańskiej w przestrzeni publicznej, a zatem walka z obecnością
tych wartości, które chrześcijaństwo promuje i głosi. Nie jest to absolutne
novum w dziejach cywilizacji zachodniej. Jest to raczej kolejna odsłona
dziejowych zmagań. W historii tych zmagań można, jak sądzę, wyróżnić trzy główne etapy,
które poprzedziły obecną nasiloną ofensywę sił nastawionych zdecydowanie
nieprzyjaźnie wobec religii, zwłaszcza wobec chrześcijaństwa.
Pierwszym etapem tej walki było prześladowanie chrześcijan w Cesarstwie
Rzymskim. Aż do wydania w roku 313 edyktu mediolańskiego aparat państwa rzymskiego
był używany do walki przeciwko nowej, dynamicznie rozwijającej się religii. Ta
batalia w kolejnych falach prześladowań przyniosła męczeństwo niezliczonej
rzeszy wyznawców Chrystusa, mimo to zakończyła się całkowitym zwycięstwem
religii chrześcijańskiej, która wyparła kult bogów pogańskich.
W średniowieczu Kościół Katolicki zyskał pozycję dominującą w
społeczeństwach Europy, wywierając olbrzymi wpływ nie tylko na życie duchowe,
lecz także na życie społeczne i polityczne. Nie jest to miejsce na szczegółowe
analizy historyczne, lecz nie pomylę się, mówiąc, że sojusz tronu z ołtarzem na
dłuższą metę przyniósł jednak szkodę religii chrześcijańskiej. Władza
deprawuje, a dążenie do władzy absolutnej deprawuje najbardziej. To uzurpowanie
sobie prawa do sprawowania władzy politycznej ze strony pasterzy Kościoła
musiało przynieść gwałtowne reakcje sprzeciwu. Wystąpienie Lutra, które
zapoczątkowało okres podziału chrześcijaństwa, było tylko jednym z wielu wyrazów
tego sprzeciwu.
Niezwykle ważnym etapem w dziejach Europy i Kościoła stała się rewolucja
francuska, która przyniosła upadek starego, feudalnego społeczeństwa. Szczególną
nienawiść twórcy rewolucji żywili wobec Kościoła, który był uważany za podporę
poprzedniego systemu. Rewolucja przyniosła więc brutalne, często bardzo krwawe
prześladowanie Kościoła: niszczenie świątyń, mordowanie duchownych, rzeź
katolików w Wandei – to tylko niektóre fakty, które świadczą o tym, że
budowniczowie nowego społeczeństwa widzieli swego wroga głównie w religii
katolickiej. Kościół, mimo tylu aktów przemocy, których ofiarami padło tysiące
wyznawców Chrystusa, przetrwał i tę próbę eksterminacji, choć bez wątpienia jego
pozycja w Europie uległa z tego powodu znacznemu osłabieniu, a w samej Francji niemal
całkowitemu zmarginalizowaniu. Zaszczepiony wówczas wirus antyklerykalizmu powodował
w następnych stuleciach wybuchy jeszcze niejednej epidemii nienawiści do
religii katolickiej.
Kolejnym etapem walki z obecnością chrześcijaństwa w Europie była rewolucja
październikowa w Rosji, która potem objęła także inne kraje europejskie, takie
jak Hiszpania, i nieeuropejskie, takie jak Meksyk, a po II wojnie światowej, na
skutek decyzji politycznych podjętych w Jałcie, została inkorporowana na
bagnetach Armii Czerwonej we wschodniej i środkowej części Starego Kontynentu.
Lata zimnej wojny przyniosły wzmożony eksport idei komunistycznych do krajów
Ameryki łacińskiej i Azji. Do dziś to właśnie w takich krajach jak Kuba czy
Chiny trwa prześladowanie religii chrześcijańskiej, zwłaszcza katolicyzmu.
Chociaż blok sowiecki upadł i obecnie w Europie nie występują systemowe
prześladowania religii, to bez wątpienia mamy w niej do czynienia z ożywioną ofensywą agresywnego laicyzmu, który stara się wypchnąć
chrześcijaństwo poza margines życia publicznego, pozbawiając go jakichkolwiek
wpływów na kształtowanie się instytucji politycznych i norm prawnych. Szczególnym
miejscem tej ofensywy stała się Polska, a przede wszystkim Warszawa. Czy ta
ofensywa napotka w końcu na zdecydowany opór samych chrześcijan, zwłaszcza
katolików? Czy damy się z powrotem zepchnąć do współczesnych katakumb? „Kto się Mnie zaprze przed
ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt
10, 33).