Mały Michael |
Wczorajsza niedziela była pod pewnym względem dniem wyjątkowym,
Otóż, po mszy o godz. 11.30 ochrzciłem pierwsze amerykańskie dziecko – małego Michała.
Michael był ogólnie bardzo spokojny i zadowolony, zwłaszcza wtedy, gdy obficie
polewałem go wodą święconą. Jak się później zresztą okazało ma on korzenie
polskie, o czym świadczy także nazwisko: Grobarek. Dzień wczorajszy był w ogóle
dość intensywny, na pięć mszy odprawiałem trzy, a to z powodu przedłużającej
się niedyspozycji ks. Tadeusza, który na szczęście wraca jednak do zdrowia. Kolejne
dni również zapowiadają się jako dość intensywne, ponieważ od dzisiaj aż do
czwartku będę zupełnie sam na plebanii (nie licząc psa, który co prawda mnie
polubił, no ale przecież dyskusji filozoficznych prowadzić nie umie). Księża,
ksiądz Rocco i ks. Tadeusz, wyjechali na spotkanie kapłańskie, które odbywać
się będzie w jakimś domu rekolekcyjnym w górach. W ogóle będę jedynym urzędującym
katolickim księdzem w całym mieście i okolicy, bo księża z innych parafii
również w tych dniach będą na owym spotkaniu. Dzień dzisiejszy upłynął bardzo
spokojnie. Jutro za to będę odprawiał trzy msze, w tym jedną dla studentów w
kaplicy uniwersyteckiej, a w środę dwie. Szkoda tylko, że pogoda będzie w tych
dniach zimowa. Jutro podobno cały dzień ma padać śnieg. Akurat wtedy, gdy w
Polsce w końcu robi się wiosennie. Eh! No, ale Kolorado jest znane z tego, że w
kwietniu pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie. Jeszcze wczoraj w południe
temperatura sięgała 72 stopni Fahrenheita (22 stopni
Celsjusza), a dziś wieczorem, właśnie teraz jest już tylko 37, a jutro spadnie
do 21 (minus 3 w skali Celsjusza). No cóż, chociaż raz Wy tam w Polsce macie
lepiej. Należy się Wam. Po tak długiej zimie. Życzę, by przypadkiem nie
wróciła, bo tego to już byłoby chyba naprawdę za wiele.