Drugim
duszpasterzem posługującym w parafii św. Marka jest ksiądz Daniel Lubański.
Pełni on funkcję wikariusza w naszej wspólnocie już piąty rok. Podobnie jak
księdza Jarosława, również księdza Daniela poznałem jeszcze w seminarium
duchownym. Uczestniczył w moich wykładach z metafizyki i filozofii Boga, a
także – co warte podkreślenia – był jednym z uczestników seminarium
magisterskiego z filozofii, które miałem przyjemność prowadzić. Pamiętam, że
temat jego pracy nie należał do najłatwiejszych: analizował w niej relację
między działaniem a istnieniem w doktrynie św. Tomasza z Akwinu. Po niemałych
trudach udało mu się doprowadzić tę pracę do końca i obronić ją z wynikiem
bardzo dobrym.
Choć nie zapałał miłością do filozofii na tyle, by kontynuować jej studium na poziomie doktoranckim, wspominam go jako studenta rzetelnego i wytrwałego. Zresztą, szczerze mówiąc, żaden z moich dwunastu seminarzystów, poza jednym –Szymonem, nie zdecydował się pójść dalej drogą naukowej filozofii – co mówi raczej więcej o mnie, jako wykładowcy nieumiejącym zarazić ich filozoficzną pasją, niż o nich. Gwoli sprawiedliwości dodam, że dwóch spośród tej dwunastki – Marcin i Michał – obroniło doktoraty z teologii, a trzeci, Kamil, robi właśnie doktorat z prawa kanonicznego.
Ksiądz
Daniel – harcerz i kapelan wojskowy w rezerwie – to po prostu dobry ksiądz. Nie
epatuje swoją pobożnością, nie zabiega o uwagę, a mimo to jego obecność w
parafii jest nie do przecenienia. Ma wyjątkowy dar pracy z dziećmi. W każdą
niedzielę odprawia dla nich mszę świętą, a w ciągu roku – wspólnie z siostrą
Moniką i świeckimi opiekunami – organizuje liczne wyjazdy: zimowiska, kolonie
letnie oraz tzw. wyjazdy weekendowe.
Opiekuje
się również naszą parafialną świetlicą, w której prowadzi kreatywne zajęcia – w
tym roku realizuje serię spotkań wokół klocków LEGO. Zajęcia te, z tego co
wiem, cieszą się ogromnym zainteresowaniem. I nic dziwnego – jego sposób bycia
i podejście do dzieci budzą natychmiastową sympatię.
W
parafii odpowiada też za przygotowanie młodzieży do bierzmowania oraz dzieci do
Pierwszej Komunii Świętej. Prowadzi spotkania Rycerstwa Niepokalanej,
uczestniczy w kręgu Domowego Kościoła, a także animuje kurs przedmałżeński. Z
jego inicjatywy powstała parafialna grupa Caritas, która – także dzięki jego
energii i zaangażowaniu – realnie zmienia na lepsze życie wielu potrzebujących osób
w naszej wspólnocie.
Ma
jedną z tych rzadkich, a bardzo cennych cech charakteru – nigdy się nie
denerwuje ani nie obraża. A przynajmniej nie okazuje tego w żaden widoczny
sposób. Zadziwiająco cierpliwie i z pokorą przyjmuje uwagi krytyczne – głównie
z mojej strony. Choć z zewnątrz może się czasem wydawać, że jest ich więcej niż
pochwał, w rzeczywistości noszę w sercu wiele wdzięczności za jego obecność i
wkład w życie parafii. Nie jestem osobą zbyt wylewną, więc może tego nie
okazuję – ale szczerze go lubię i cenię. Nie mam wątpliwości, że podobne
uczucia żywi wobec niego wielu parafian, a szczególnie dzieci – również te,
które spotyka jako katecheta w szkole.
Ksiądz Daniel ma jednak jedną, dość zabawną przypadłość: śpi jak kamień. Jego budzik to istna syrena alarmowa – mógłby, bez cienia przesady, zbudzić umarłego. Ale nie jego. Dzielą nas wprawdzie dwie ściany, ale ten dźwięk, niestrudzenie powtarzający się każdego poranka, dociera do mnie nawet w łazience – a wtedy oddzielają nas już trzy ściany! Zdarza się więc, że muszę, nieco zirytowany, opuścić swoje mieszkanie i walić pięścią w drzwi jego pokoju, żeby go obudzić. Na szczęście interwencja przynosi natychmiastowy skutek. Ksiądz Daniel zrywa się na równe nogi, najczęściej przekonany, że zaspał na mszę – co, trzeba przyznać, parę razy rzeczywiście mu się zdarzyło.
To
człowiek o dobrym, otwartym sercu. Potrafi dzielić się tym, co ma, bez
najmniejszych oporów. Tegoroczne wakacje są tego najlepszym przykładem.
Zostawił otwarte mieszkanie, a ja – czasem wieczorem, czując pragnienie – korzystałem
z okazji i sięgałem po chłodzące napoje, które znajdowały się w jego lodówce.
(Dla jasności – ksiądz Daniel jest abstynentem!). Pod koniec lipca zostało już
niewiele, ale przyjął to ze zrozumieniem i serdecznym uśmiechem. Nie złościł
się, nie komentował. Tylko wzruszył ramionami i dodał: „Trzeba będzie uzupełnić
zapasy.” To reakcja, która mówi o nim więcej niż niejeden opis.
Oczywiście
– jak każdy z nas – nie jest bez wad. Ma dwie wyraźne słabości.
Pierwsza
to... porządek. A raczej jego brak. Nie jestem przesadnym pedantem – sam siebie
określiłbym raczej jako bałaganiarza – ale przy księdzu Danielu wypadam niemal
jak asceta z klasztoru kartuzów. Na szczęście, jeśli chodzi o liturgię, jest wręcz
hiperpoprawny. Tutaj nie ma miejsca na niedbałość czy improwizację – jest
dokładny, uważny, w pełni świadomy wagi każdego gestu i słowa.
Druga
słabość to… królik. Tak – ksiądz Daniel od pewnego czasu trzyma w mieszkaniu to
urocze, choć nieco anemiczne i mało komunikatywne stworzenie. Zwierzak, mimo że
niewielki, wywiera jednak nieproporcjonalnie duży wpływ na estetykę wnętrza mieszkania
księdza wikariusza – a mówiąc wprost, skutecznie pogłębia panujący tam nieład.
Ale cóż – jak mówi przysłowie: nie ma róży bez kolców. A w przypadku naszej parafii: nie ma dobrego wikariusza bez... królika.