piątek, 17 października 2025

Ksiądz Daniel Lubański

Drugim duszpasterzem posługującym w parafii św. Marka jest ksiądz Daniel Lubański. Pełni on funkcję wikariusza w naszej wspólnocie już piąty rok. Podobnie jak księdza Jarosława, również księdza Daniela poznałem jeszcze w seminarium duchownym. Uczestniczył w moich wykładach z metafizyki i filozofii Boga, a także – co warte podkreślenia – był jednym z uczestników seminarium magisterskiego z filozofii, które miałem przyjemność prowadzić. Pamiętam, że temat jego pracy nie należał do najłatwiejszych: analizował w niej relację między działaniem a istnieniem w doktrynie św. Tomasza z Akwinu. Po niemałych trudach udało mu się doprowadzić tę pracę do końca i obronić ją z wynikiem bardzo dobrym.

Choć nie zapałał miłością do filozofii na tyle, by kontynuować jej studium na poziomie doktoranckim, wspominam go jako studenta rzetelnego i wytrwałego. Zresztą, szczerze mówiąc, żaden z moich dwunastu seminarzystów, poza jednym Szymonem, nie zdecydował się pójść dalej drogą naukowej filozofii – co mówi raczej więcej o mnie, jako wykładowcy nieumiejącym zarazić ich filozoficzną pasją, niż o nich. Gwoli sprawiedliwości dodam, że dwóch spośród tej dwunastki – Marcin i Michał – obroniło doktoraty z teologii, a trzeci, Kamil, robi właśnie doktorat z prawa kanonicznego. 

Ksiądz Daniel – harcerz i kapelan wojskowy w rezerwie – to po prostu dobry ksiądz. Nie epatuje swoją pobożnością, nie zabiega o uwagę, a mimo to jego obecność w parafii jest nie do przecenienia. Ma wyjątkowy dar pracy z dziećmi. W każdą niedzielę odprawia dla nich mszę świętą, a w ciągu roku – wspólnie z siostrą Moniką i świeckimi opiekunami – organizuje liczne wyjazdy: zimowiska, kolonie letnie oraz tzw. wyjazdy weekendowe.

Opiekuje się również naszą parafialną świetlicą, w której prowadzi kreatywne zajęcia – w tym roku realizuje serię spotkań wokół klocków LEGO. Zajęcia te, z tego co wiem, cieszą się ogromnym zainteresowaniem. I nic dziwnego – jego sposób bycia i podejście do dzieci budzą natychmiastową sympatię.

W parafii odpowiada też za przygotowanie młodzieży do bierzmowania oraz dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. Prowadzi spotkania Rycerstwa Niepokalanej, uczestniczy w kręgu Domowego Kościoła, a także animuje kurs przedmałżeński. Z jego inicjatywy powstała parafialna grupa Caritas, która – także dzięki jego energii i zaangażowaniu – realnie zmienia na lepsze życie wielu potrzebujących osób w naszej wspólnocie.

Ma jedną z tych rzadkich, a bardzo cennych cech charakteru – nigdy się nie denerwuje ani nie obraża. A przynajmniej nie okazuje tego w żaden widoczny sposób. Zadziwiająco cierpliwie i z pokorą przyjmuje uwagi krytyczne – głównie z mojej strony. Choć z zewnątrz może się czasem wydawać, że jest ich więcej niż pochwał, w rzeczywistości noszę w sercu wiele wdzięczności za jego obecność i wkład w życie parafii. Nie jestem osobą zbyt wylewną, więc może tego nie okazuję – ale szczerze go lubię i cenię. Nie mam wątpliwości, że podobne uczucia żywi wobec niego wielu parafian, a szczególnie dzieci – również te, które spotyka jako katecheta w szkole.

Ksiądz Daniel ma jednak jedną, dość zabawną przypadłość: śpi jak kamień. Jego budzik to istna syrena alarmowa – mógłby, bez cienia przesady, zbudzić umarłego. Ale nie jego. Dzielą nas wprawdzie dwie ściany, ale ten dźwięk, niestrudzenie powtarzający się każdego poranka, dociera do mnie nawet w łazience – a wtedy oddzielają nas już trzy ściany! Zdarza się więc, że muszę, nieco zirytowany, opuścić swoje mieszkanie i walić pięścią w drzwi jego pokoju, żeby go obudzić. Na szczęście interwencja przynosi natychmiastowy skutek. Ksiądz Daniel zrywa się na równe nogi, najczęściej przekonany, że zaspał na mszę – co, trzeba przyznać, parę razy rzeczywiście mu się zdarzyło.

To człowiek o dobrym, otwartym sercu. Potrafi dzielić się tym, co ma, bez najmniejszych oporów. Tegoroczne wakacje są tego najlepszym przykładem. Zostawił otwarte mieszkanie, a ja – czasem wieczorem, czując pragnienie – korzystałem z okazji i sięgałem po chłodzące napoje, które znajdowały się w jego lodówce. (Dla jasności – ksiądz Daniel jest abstynentem!). Pod koniec lipca zostało już niewiele, ale przyjął to ze zrozumieniem i serdecznym uśmiechem. Nie złościł się, nie komentował. Tylko wzruszył ramionami i dodał: „Trzeba będzie uzupełnić zapasy.” To reakcja, która mówi o nim więcej niż niejeden opis.

Oczywiście – jak każdy z nas – nie jest bez wad. Ma dwie wyraźne słabości.

Pierwsza to... porządek. A raczej jego brak. Nie jestem przesadnym pedantem – sam siebie określiłbym raczej jako bałaganiarza – ale przy księdzu Danielu wypadam niemal jak asceta z klasztoru kartuzów. Na szczęście, jeśli chodzi o liturgię, jest wręcz hiperpoprawny. Tutaj nie ma miejsca na niedbałość czy improwizację – jest dokładny, uważny, w pełni świadomy wagi każdego gestu i słowa.

Druga słabość to… królik. Tak – ksiądz Daniel od pewnego czasu trzyma w mieszkaniu to urocze, choć nieco anemiczne i mało komunikatywne stworzenie. Zwierzak, mimo że niewielki, wywiera jednak nieproporcjonalnie duży wpływ na estetykę wnętrza mieszkania księdza wikariusza – a mówiąc wprost, skutecznie pogłębia panujący tam nieład.

Ale cóż – jak mówi przysłowie: nie ma róży bez kolców. A w przypadku naszej parafii: nie ma dobrego wikariusza bez... królika.