wtorek, 28 października 2025

Ksiądz Jarosław Tomaszewski

Od niespełna roku mieszka – a właściwie pomieszkuje – za ścianą. Tak przedstawia go Wikipedia:

"Od 2002 roku kapłan diecezji płockiej. Doktor teologii życia duchowego – stopień ten uzyskał na podstawie rozprawy zatytułowanej Droga zjednoczenia z Chrystusem w życiu i pismach Johna Henry’ego Newmana. W latach 2014–2021 pełnił funkcję proboszcza i administratora czterech placówek misyjnych w Urugwaju. Był także wykładowcą Papieskiego Wydziału Teologicznego w Montevideo oraz ojcem duchownym w międzydiecezjalnym wyższym seminarium duchownym Cristo Rey w Montevideo. 2 września 2022 roku mianowany polskim sekretarzem krajowym Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary oraz Papieskiego Dzieła św. Piotra Apostoła".

Powyższa notka zawiera jedynie podstawowe fakty biograficzne, nie oddaje więc pełni sylwetki ks. Jarka Tomaszewskiego – a miejscami jest już nieaktualna. Warto wspomnieć choćby, że niedawno objął funkcję sekretarza Papieskiej Unii Misyjnej.

Pominięto również jego dorobek literacki, który stanowi istotny wymiar jego działalności.

Ks. Jarek jest autorem kilku książek, spośród których szczególne miejsce zajmuje Mistyka Newmana – praca teologiczna poświęcona postaci i doktrynie kardynała Johna Henry’ego Newmana, wciąż zbyt mało znanego nad Wisłą. Książka ta stanowi nie tylko solidne studium teologiczne, ale również osobistą próbę odczytania Newmana jako mistrza duchowości.

Warto sięgnąć także po inną publikację ks. Jarka – Kodeks Ronina. To oryginalna i niekonwencjonalna opowieść o sprawach duchowych, napisana językiem z pogranicza eseju, przypowieści i traktatu egzystencjalnego. Książka ta wyróżnia się świeżością spojrzenia oraz stylem, który odbiega od utartych schematów teologicznego pisarstwa.

Nie sposób pominąć również jego działalności publicystycznej. Ks. Jarek jest autorem licznych artykułów, które ukazują się na łamach czasopism takich jak Christianitas czy na portalu Opoka, gdzie pełni rolę stałego felietonisty. Regularnie udziela wywiadów prasowych, radiowych i telewizyjnych – wystarczy wpisać jego nazwisko w wyszukiwarce, by trafić na bogaty zbiór rozmów i komentarzy.

Pełni także funkcję redaktora pisma Lumen Gentium, wydawanego przez Papieską Unię Misyjną. W przeszłości prowadził bloga (https://padrejarek.blogspot.com/), który – choć od 2018 roku nieaktualizowany – nadal zawiera wiele cennych refleksji i duchowych inspiracji.

Ks. Jarek prowadzi również wykłady z zakresu duchowości, zarówno w kraju, jak i za granicą. Współpracuje m.in. z Uniwersytetem w Montevideo, Jezuickim Uniwersytetem Trzeciego Wieku oraz Instytutem Duchowości Carmelitanum.

Jednak ks. Jarosław to przede wszystkim ceniony i rozchwytywany rekolekcjonista – dlatego, nawiasem mówiąc, rzadko się widujemy. Zarówno w Polsce, jak i za granicą, regularnie prowadzi rekolekcje oraz dni skupienia dla seminarzystów, kapłanów, osób konsekrowanych, a także – zwłaszcza w okresie Adwentu i Wielkiego Postu – głosi rekolekcje parafialne. Nierzadko podejmuje się również prowadzenia misji parafialnych. Zgłoszeń jest tak wiele, że niejednokrotnie musi odmawiać – i wcale mnie to nie dziwi.

Znam jego styl głoszenia i rozumiem, skąd bierze się to zainteresowanie. Miałem okazję nie raz słuchać jego homilii w naszym kościele. Szczególnie utkwiły mi w pamięci rekolekcje wielkopostne, które poprowadził w marcu 2015 roku – na samym początku mojej posługi w parafii św. Marka. Wygłosił wtedy aż szesnaście nauk, każdą poświęconą odrębnemu tematowi. Odbiły się szerokim echem i wzbudziły duże poruszenie wśród parafian. Żałuję, że na ich podstawie nie powstała zapowiadana książka – sam na nią bardzo czekałem – jednak zaangażowanie misyjne w Urugwaju uniemożliwiło jej powstanie.

Ks. Jarek ma niewątpliwie dar słowa. Mówi językiem bogatym – zarówno pod względem formy, jak i treści. To słowo dobitne, wymagające, a jednocześnie głęboko poruszające. Skłania do refleksji, dotyka serca, a przy tym zachowuje klarowność i piękno wyrazu. Słucha się go z uwagą i prawdziwą przyjemnością.

Nie uważam się za „niepełnosprawnego” w dziedzinie głoszenia słowa – a jednak, przy nim czuję się jak karzeł obok olbrzyma.

Ale najważniejsze jest to, że ks. Jarek jest po prostu dobrym, kochającym Kościół kapłanem. Miłość ta nie jest jednak ślepa ani naiwna. Nie brakuje mu odwagi, by mówić wprost o bolączkach wspólnoty, za którą czuje się również odpowiedzialny. Trudno mu choćby pogodzić się z tym, że pewne wpływowe środowisko – którego istnienie niektórzy kościelni decydenci usiłują  przykryć oficjalnym milczeniem  wciąż potrafi skutecznie oddziaływać na struktury instytucjonalne Kościoła.

Mimo nieraz surowych i pesymistycznych diagnoz, ks. Jarek nie traci jednak nadziei. Ratunku dla Kościoła nie upatruje bowiem w samych strukturach ani w hierarchicznych decyzjach, choć i one mają znaczenie, lecz w gorliwych duszpasterzach i poszukujących Boga świeckich – w tych, którzy autentycznie tęsknią za głębią wiary i niestrudzenie o nią się starają. Sam jest jednym z tych, którzy żyją świadomością, że nawracanie się nie jest jednorazowym gestem, ale drogą, którą trzeba iść nieustannie.

Na szczęście – jak sam często podkreśla – w Polsce takich świeckich i kapłanów jest wciąż wielu. I to właśnie oni są prawdziwym dobrem i nadzieją Kościoła.

Dla mnie osobiście istotne jest również to, że ks. Jarek jest moim dobrym kolegą – a powiem więcej: jest moim przyjacielem. Znamy się od wielu lat, jeszcze z czasów, gdy obaj krążyliśmy gdzieś na obrzeżach Ruchu Rodzin Nazaretańskich. Choć nasze ścieżki z ruchem ostatecznie się rozeszły, to nasze drogi osobiste przecięły się mocniej i trwalej.

W postawie ks. Jarka szczególnie cenię jego naturalną życzliwość – tę, która objawia się nie tylko w szczerym uśmiechu, ale także w jego uważnych pytaniach, ukierunkowanych zawsze na drugiego człowieka. To człowiek wolny od zarozumiałości, nigdy nie manifestujący poczucia wyższości, choć miałby ku temu niejeden powód.

Ma świetne poczucie humoru, pogodę ducha i skłonność do żartu, ale jednocześnie jest kimś, z kim można – i warto – rozmawiać na poważne tematy, zwłaszcza te dotyczące życia duchowego. To człowiek oczytany, o szerokich horyzontach, znakomicie zorientowany w sytuacji Kościoła w Polsce. Jego opinie – zawsze wyważone – bywają zaskakująco trafne i świeże. Co istotne, są wolne zarówno od klerykalnego schematyzmu, jak i od coraz bardziej modnego, antysystemowego malkontenctwa.

Myślę, że to dobrze – a może i opatrznościowo – że zamieszkał pośród nas.

Czasami trochę mu dokuczam – oczywiście nie złośliwie – pytając, kiedy wreszcie zostanie biskupem. Reaguje na to zazwyczaj śmiechem albo jakąś ironiczną uwagą, która skutecznie ucina temat. A jednak ja całkiem serio uważam, że byłoby dobrze, gdyby ks. Jarek faktycznie znalazł się w gronie naszych polskich biskupów.

To człowiek nietuzinkowy: inteligentny, głęboko pobożny, potrafiący mówić o sprawach wiary z pasją i świeżością, bez popadania w schematy. Ktoś taki byłby z pewnością wartością dodaną w naszym Episkopacie – nie tylko intelektualnie, ale i duchowo.

Tyle że... kimże ja jestem, by mieć takie oczekiwania? Sam najlepiej wiem, że są to raczej pobożne życzenia niż realna nadzieja. A poza tym – i tu pojawia się wątek zupełnie przyziemny – gdyby ks. Jarek rzeczywiście znalazł się w strukturach kościelnej władzy, przestałby zapewne mieszkać za ścianą. I choć byłoby to bez wątpienia zyskiem dla Kościoła, dla mnie (i zapewne dla pozostałych księży naszej parafii) byłaby to strata. Bo wszyscy bardzo sobie cenimy jego obecność – choć nie codzienną, ale znaczącą – pośród nas.