Poznaliśmy się jeszcze w seminarium. Jak wszyscy klerycy drugiego i
trzeciego roku, musiał wówczas zaliczyć u mnie egzaminy z metafizyki i
teodycei. Już wtedy wyróżniał się spośród innych bystrością umysłu, ale i pewną
intelektualną przekorą, która zresztą w pewnym momencie ściągnęła na niego niemałe
kłopoty.
Dziś, po latach, jest wikariuszem w parafii św. Marka, gdzie ja sam od ponad
jedenastu lat pełnię funkcję proboszcza. To już jego czwarty rok posługi
duszpasterskiej w tej wspólnocie. Mieszka tuż pode mną – nasze mieszkania
dzieli jedynie strop.
Jest kapłanem sumiennym i gorliwym – oddanym powierzonym mu obowiązkom.
Cechuje go wewnętrzna dyscyplina, pozbawiona jednak sztywności; zaangażowanie,
ale bez cienia egzaltacji. Opiekuje się ministrantami, lektorami oraz wspólnotą
oazową. Zainicjował również powstanie wspólnoty mężczyzn. We wszystkich tych
grupach – takie odnoszę wrażenie – cieszy się sympatią i uznaniem.
W czasie wakacji cały swój urlop poświęcił na prowadzenie rekolekcji młodzieżowych
i małżeńskich, służąc ich uczestnikom słowem i swoją obecnością. To gest, który
mówi więcej niż najbardziej wzniosłe deklaracje. Dowód nie tylko na jego
pracowitość, lecz także na szczerą pasję głoszenia Dobrej Nowiny.
Choć – trzeba przyznać – gdyby usłyszał takie zdanie o sobie, zapewne
roześmiałby się w głos, wzruszył ramionami i skwitował je jakimś żartem. Bo tak
już ma: dystans do samego siebie trzyma zawsze na podorędziu, jakby nie chciał,
by ktokolwiek uznał go za bardziej pobożnego niż w rzeczywistości jest. A
przecież właśnie ta skromność i ten autoironiczny luz czynią go najbardziej wiarygodnym.
Lubię słuchać jego kazań. Głosi je językiem bogatym i klarownym, wolnym od
klerykalnych klisz, teologicznego nadęcia czy retorycznego zadęcia. Ich treść
bywa niekiedy lekko prowokująca – ale nie po to, by szokować, lecz by poruszyć,
wytrącić z letargu, zmusić do zatrzymania się i uczciwej autorefleksji. Nie ma
w nich taniego moralizatorstwa, zbędnego dydaktyzmu ani sztucznego
pięknoduchostwa. Przeciwnie – bije z nich zdrowy rozsądek, duchowa dojrzałość i
rzadko dziś spotykana umiejętność mówienia o sprawach naprawdę istotnych w
sposób prosty, ale nigdy prostacki. To słowo, które szanuje słuchacza – nie
narzuca się, nie przytłacza, ale prowadzi. I choć nie zawsze daje gotowe
odpowiedzi, zawsze zostawia z pytaniami, z którymi warto się skonfrontować.
Od pewnego czasu prowadzi również kanał na YouTube o nazwie „Pod
koloratką” ( https://www.youtube.com/@xjarek ).
Publikuje tam filmy w formie vlogów — często nagrywane spontanicznie, bez
zbędnego montażu, w przestrzeniach codziennych: na plebanii, wśród przyrody, w
kaplicy czy w trakcie zwykłego spaceru. To projekt osobisty, tworzony z
wewnętrznej potrzeby, a nie z medialnej kalkulacji. W chwili, gdy piszę te
słowa, kanał śledzi 372 subskrybentów. Można
więc powiedzieć, że to nadal przedsięwzięcie niszowe. Ale właśnie ten fakt
nadaje mu szczególny charakter — bardziej osobisty, kameralny, niemal intymny.
Oprócz kanału na YouTube, prowadzi również bloga o tej samej nazwie – „Pod
koloratką” (https://podkoloratka.blogspot.com/).
Na razie wpisy pojawiają się tam niezbyt często, niekiedy z dłuższymi
przerwami, co jednak nie odbiera im autentyczności ani wartości. Podobnie jak w
swoich filmach, również i tam porusza tematy podyktowane rytmem codziennego
życia księdza. Pisze o tym, co przeżywa, co go skłania do zatrzymania się i
refleksji. Nie moralizuje, nie poucza, nie narzuca gotowych odpowiedzi – dzieli
się spojrzeniem, które rodzi się gdzieś pomiędzy amboną a kuchnią, między
modlitwą a rozmową z przypadkowym przechodniem.
Warto tam zajrzeć – zarówno na kanał, jak i na bloga. Warto posłuchać i
poczytać, co ma do powiedzenia ksiądz Jarek. Jego słowa są wyważone i
przemyślane, wyrażone w lekkim, swobodnym stylu, który nie sili się na efekt, a
mimo to trafia w sedno.
To głos wolny od pychy i zarozumiałości. Głos, który nie krzyczy, nie
narzuca się, nie stawia siebie w centrum. Raczej zaprasza do dialogu. Prowadzi
ten dialog spokojnie, z pokorą i szacunkiem, pozostawiając miejsce na pytania,
wątpliwości, osobistą drogę słuchacza.
W czasach, gdy wielu mówi z przesadną pewnością siebie, a nieliczni naprawdę
mają coś do powiedzenia – taki głos warto usłyszeć. W każdym razie bardzo do
tego zachęcam.