Jest moim kolegą kursowym z seminarium.
Znamy się więc już od ponad 27 lat! Od kilku lat jest także moim współpracownikiem
w parafii św. Franciszka z Asyżu. Mieszka za ścianą. Jest przykładem bardzo
dobrego księdza realizującego swoje powołanie z autentycznym oddaniem. Mówiąc
ewangelicznie: jest pasterzem, a nie najemnikiem. Często jego przykład jest dla
mnie pozytywnie motywujący, choć czasami budzi też wyrzuty sumienia. Jest
człowiekiem wielu zalet. Wśród nich jest jednak i taka, która mnie czasami irytuje
– to jego zwyczaj obsypywania ludzi super komplementami. Zdaje się, że należę
do najwdzięczniejszych obiektów jego przesadnych pochwał. Moje prośby, by dał
sobie spokój z takim „superlatywnym” sposobem okazywania mi uznania, nie przynoszą
skutku, przeciwnie – jego wysiłki na tej drodze raczej stale się wzmagają. Do
niedawna mówił o mnie, że jestem jednym z najinteligentniejszych księży w diecezji.
Ostatnio jednak przeczytałem na jego blogu, że jestem jednym z najinteligentniejszych księży w Polsce. Jak tak dalej pójdzie, to nie długo okaże się, że jestem najinteligentniejszy
na świecie. Takie pochwały, rzecz jasna, nie wiele mają wspólnego z realną
oceną moich umysłowych umiejętności, za to dużo mówią o usposobieniu i pokorze
ks. Marka, wszak wywyższanie innych, przy jednoczesnym unikaniu chwalenia się własnymi dokonaniami i
zaletami, jest znakiem tej cnoty. Mój sąsiad, jeśli chodzi o
inteligencję, w niczym mi oczywiście nie ustępuje, znacznie jednak przewyższa
mnie w innych przymiotach ducha i charakteru. Mam tu na myśli takie cechy jak:
pobożność, pogoda ducha czy pozytywne nastawienie do ludzi. Te ostatnie zalety
czynią z niego – tu „za karę” zrewanżuję mu się moim super komplementem, przy
czym akurat ta pochwała jest w pełni uzasadniona – jeśli nie
najsympatyczniejszym, to z pewnością jednym z najsympatyczniejszych księży w
diecezji, a nawet w Polsce. Myślę, że nikt z ludzi, którzy znają go osobiście, nie
byłby w stanie uznać tej opinii za przesadną. Szkoda jednak, że będąc jednym z
najsympatyczniejszych księży w naszej diecezji, jest jednocześnie jednym z
najbardziej niedocenionych. Ciągle sprawuje funkcję wikariusza, choć od dawna powinien
być proboszczem na jakiejś dobrej parafii. Zasługuje na to ze względu na swoją
kapłańską gorliwość, duszpasterską kreatywność, otwarcie na współpracę z
księżmi i ludźmi świeckimi. Niestety, zdaje się, że decydenci, którzy są w naszej diecezji
odpowiedzialni za politykę personalną, nie mogą wznieść się ponad swoje uprzedzenia. Jest to, w moim odczuciu, wyraz jakiejś dziwnej małostkowości i z pewnością nie przynosi korzyści
Kościołowi. Proboszczami powinni być najlepsi spośród nas, a to nie znaczy, że
najbardziej spolegliwi i bezkrytyczni wobec Kościoła jako instytucji. Najważniejsze,
by dawali przykład wiary i miłości do Kościoła rozumianego przede wszystkim jako wspólnota
wiernych. Ks. Marek z całą pewnością spełnia te kryteria w stopniu znacznie
wyższym niż jedynie wystarczającym. Boli mnie więc, że tak dobry kapłan jest
trzymany niejako na zapleczu duszpasterskim diecezji, choć wyzwania, przed
jakimi stoi nasz Kościół, są tego rodzaju, że, aby im sprostać, trzeba sięgać
po jednostki naprawdę nieprzeciętne. Jednocześnie muszę jednak wyznać, że moje
odczucia mają w tym miejscu charakter dość ambiwalentny. Z drugiej bowiem
strony cieszę się, że mój sympatyczny sąsiad ciągle nie jest proboszczem, bo w
ten sposób nadal jest wikariuszem w parafii, w której aktualnie razem
posługujemy. Jest to z pewnością z wielką korzyścią dla naszej wspólnoty
parafialnej. Nie ulega jednak wątpliwości, że gdy w końcu stąd odejdzie, wielu parafian
odczuje z tego powodu spory smutek, łącznie ze mną (chyba, że ja odejdę
pierwszy i wtedy pogrążę w smutku księdza Marka, bo komu wówczas będzie dokuczał swoimi komplementami). Na razie jednak możemy cieszyć się jego obecnością wśród nas.
Podejrzewam, że lubię go nawet bardziej niż on mnie, co jest pewnym paradoksem,
biorąc pod uwagę fakt, że, gdy chodzi o manifestowane wyrazy wzajemnej sympatii,
nie mogę się z nim równać. Pod względem tego rodzaju wylewności, jestem, niestety,
o wiele bardziej oszczędny, by nie powiedzieć skąpy. Ten wpis na moim blogu tej
dysproporcji z pewnością nie zrównoważy, ale może chociaż trochę uczyni ją
mniej rażącą. Drogi księże Marku! Dobrze, że
jesteś! I dzięki za to, jaki jesteś!