W ostatnim czasie, po powrocie z
USA, coraz częściej doznawałem wewnętrznych rozterek co do tego, czy nadal mam
rozwijać swoje naukowe zainteresowania, czy też raczej całkowicie poświęcić się
duszpasterstwu. I oto stało się coś, czego się zupełnie nie spodziewałem – ksiądz
Arcybiskup nieoczekiwanie zakończył moje rozterki, mianując mnie tydzień temu proboszczem
parafii św. Marka Ewangelisty w Warszawie na Targówku. Ta decyzja bardzo mnie
zaskoczyła, bo w moich rozmyślaniach na temat przyszłości sprawowanie funkcji
proboszcza nie jawiło się bynajmniej jako realna alternatywa, tym bardziej, że nie
wydaje mi się, żebym posiadał odpowiednie predyspozycje do jej pełnienia. Okazało się
jednak, że mój biskup ma inne zdanie na ten temat. Ciągle jeszcze nie oswoiłem się do końca z tą myślą, że nie będę już rezydentem w parafii św. Franciszka, gdzie
pracowałem przez ostatnie 14 lat (z roczną przerwą na pobyt w USA), i że niedługo
rozpocznę zupełnie inny rodzaj posługi duszpasterskiej w nowej parafii. Sporo
we mnie lęku, bo wyzwaniu, przed jakim stoję, nie będzie łatwo sprostać, choć biskup i wielu życzliwych mi osób, tak
duchownych i świeckich, zapewniało mnie, że sobie poradzę. No cóż, być może okaże
się to prawdą, zwłaszcza gdy będę pamiętał o słowach Jezusa, które tak często lubię przytaczać: „Beze Mnie nic
uczynić nie możecie”. Z lękiem przeplata się również we mnie i smutek, bo muszę
się rozstać ze wspólnotą parafialną na Tarchominie. W ciągu owych 14 franciszkowych
lat spotkałem tu wielu wspaniałych ludzi, z niektórymi nawiązałem bardzo
bliskie relacje, także te przyjacielskie. Z pewnością w najbliższą niedzielę, w
czasie Mszy św. o godz. 10.00, gdy będę się oficjalnie z nimi żegnał, smutek ten stanie się dotkliwy i nie będzie mi
łatwo go ukryć. Jednak mimo lęku i pewnego rodzaju żalu, że oto kończy się jakiś
ważny okres w moim życiu, który oceniam bardzo pozytywnie, patrzę w przyszłość z nadzieją. Parafia św. Marka,
do której zostaje posłany, to bardzo dynamiczna chrześcijańska wspólnota,
dobrze zorganizowana, z bardzo dobrymi, pobożnymi i zaangażowanymi w życie parafialne
ludźmi. Zresztą, nie jest mi zupełnie nieznana. Parę lat temu głosiłem w tej parafii rekolekcje wielkopostne, a w tym
roku na zaproszenie ks. Wacława Madeja, jej obecnego proboszcza, byłem tam z
posługą słowa w czasie nawiedzenia figury Matki Bożej Loretańskiej. Co szczególnie
mnie wówczas przy obu tych okazjach uderzyło, to sposób, w jaki parafianie
słuchali moich słów – byli naprawdę zasłuchani. Czułem, że rodzi się pewien
rodzaj duchowej więzi między mną a moimi słuchaczami. Mam więc nadzieję, że w czasie
mojej posługi duszpasterskiej w parafii św. Marka ta duchowa więź się pogłębi i
stanie się czymś trwałym. Ufam też, zgodnie ze słowami Jezusa ("Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili"), że ta posługa przyniesie dobre
owoce zarówno moim nowym parafianom, jak i mnie osobiście. Wszystkich proszę o
modlitwę w tej intencji.