piątek, 26 września 2025

Wspólnota Kobiet Miriam

Wielokrotnie zdarzało mi się zapraszać różne osoby – zarówno młodsze, jak i starsze – do udziału w spotkaniach jednej ze wspólnot działających przy parafii. Najczęściej czyniłem to wprost, w osobistych rozmowach albo w konfesjonale. Efekty bywały różne. Ci, którzy odmawiali, zazwyczaj tłumaczyli się troską o sprawy codzienne albo zwyczajnym brakiem czasu. W takich chwilach nawet przypomnienie słów Jezusa: „Starajcie się najpierw o królestwo Boże” (Mt 6,33) nie przynosiło oczekiwanego owocu. Myślę, że ta niechęć do wyjścia poza utarte schematy życia religijnego często jest przejawem zachwianej hierarchii wartości – sytuacji, w której Bóg, wbrew ustnym deklaracjom, nie znajduje się na pierwszym miejscu. Wówczas każdy pretekst okazuje się wystarczający, by usprawiedliwić duchowe trwanie w miejscu. Na szczęście w parafii jest też wiele osób, które podejmują wysiłek i angażują się w życie wspólnot. Jedną z nich jest Wspólnota Kobiet Miriam, istniejąca już od kilku lat. Tworzy ją ponad dwadzieścia członkiń – kobiety w różnym wieku i o różnych życiowych doświadczeniach: są wśród nich zarówno mężatki, jak i osoby niezamężne, a także jedna siostra zakonna. Inicjatorką i główną moderatorką tej wspólnoty jest pani Bożenka Dźwigała – kobieta inteligentna, o subtelnym usposobieniu i głębokiej duchowości. Spotkania odbywają się mniej więcej co trzy tygodnie. Mają stały rytm: część duchowa obejmuje wspólną modlitwę, konferencję księdza oraz adorację, a następnie następuje część warsztatowa, podczas której uczestniczki dzielą się refleksjami w mniejszych grupkach. Moja posługa w tej wspólnocie jest raczej skromna – ogranicza się do poprowadzenia pierwszej części spotkania – a jednak bardzo lubię te chwile. Członkinie wspólnoty mają w sobie coś wyjątkowego. Są ciepłe, życzliwe, niemal zawsze uśmiechnięte – co, przyznaję, nie jest moją najmocniejszą stroną. Najważniejsze jednak, że pozostają otwarte na treści duchowe, z sercem gotowym przyjąć to, co Pan Bóg pragnie im dać.

P.S. Poniżej link do medytacji, którą poprowadziłem na pierwszym po wakacjach spotkaniu tej wspólnoty:




piątek, 12 września 2025

Charlie Kirk

Bardzo poruszyła mnie wiadomość o śmierci Charliego Kirka, zamordowanego na uniwersytecie w Utah przez lewicowego ekstremistę. Wiele razy oglądałem nagrania jego rozmów z młodymi ludźmi, głównie studentami o poglądach lewicowych. Nie ze wszystkimi jego opiniami się zgadzałem, zwłaszcza tymi dotyczącymi wojny na Ukrainie, ale zawsze podziwiałem jego opanowanie, kulturę osobistą i szacunek okazywany rozmówcom.

Najbardziej fascynował mnie jego umysł – klarowna logika i spójność wywodów. Szczególne wrażenie robiła jego cierpliwość, widoczna zwłaszcza wtedy, gdy musiał bronić swoich przekonań. Niejednokrotnie myślałem, że na jego miejscu, wobec tak powszechnego zniewolenia umysłów przez ideologie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, sam dawno bym się poddał. On jednak wytrwale rozmawiał, argumentował, odwoływał się do zasad logiki i wierzył, że wobec siły prawdy każdy, kto szczerze poszukuje, musi się jej poddać. Walczył słowem – bez napastliwości, bez poniżania, bez ośmieszania.

Jego zabójca nie chciał rozmawiać. Zamiast argumentów użył kuli. To była nie tylko zbrodnia wobec człowieka, która przyniosła niewyobrażalne cierpienie jego najbliższym, zwłaszcza żonie i dzieciom, lecz także brutalny zamach na wolność słowa.

Po raz kolejny okazało się, że prorocy prawdy nie są w tym świecie mile widziani. Szczególnie w środowiskach określających się jako postępowe i światłe, gdzie – paradoksalnie – często brakuje tolerancji wobec tych, którzy myślą inaczej. Najgorsze, że ta nietolerancja zaraża innych, łatwowiernie przyjmujących ich utopijną wizję świata. To dlatego Charliego Kirka nie ma już wśród nas. Dołączył do grona męczenników prawdy.

Miejmy nadzieję, że i z tej śmierci narodzi się dobro. Jestem przekonany, że Kirk znajdzie naśladowców i że ostatecznie odważnych obrońców prawdy będzie coraz więcej.