Najbardziej fascynował mnie jego umysł –
klarowna logika i spójność wywodów. Szczególne wrażenie robiła jego
cierpliwość, widoczna zwłaszcza wtedy, gdy musiał bronić swoich przekonań.
Niejednokrotnie myślałem, że na jego miejscu, wobec tak powszechnego zniewolenia
umysłów przez ideologie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, sam dawno bym się
poddał. On jednak wytrwale rozmawiał, argumentował, odwoływał się do zasad
logiki i wierzył, że wobec siły prawdy każdy, kto szczerze poszukuje, musi się
jej poddać. Walczył słowem – bez napastliwości, bez poniżania, bez ośmieszania.
Jego zabójca nie chciał rozmawiać. Zamiast
argumentów użył kuli. To była nie tylko zbrodnia wobec człowieka, która
przyniosła niewyobrażalne cierpienie jego najbliższym, zwłaszcza żonie i
dzieciom, lecz także brutalny zamach na wolność słowa.
Po raz kolejny okazało się, że prorocy
prawdy nie są w tym świecie mile widziani. Szczególnie w środowiskach
określających się jako postępowe i światłe, gdzie – paradoksalnie – często
brakuje tolerancji wobec tych, którzy myślą inaczej. Najgorsze, że ta
nietolerancja zaraża innych, łatwowiernie przyjmujących ich utopijną wizję
świata. To dlatego Charliego Kirka nie ma już wśród nas. Dołączył do grona
męczenników prawdy.
Miejmy nadzieję, że i z tej śmierci narodzi się dobro. Jestem przekonany, że Kirk znajdzie naśladowców i że ostatecznie odważnych obrońców prawdy będzie coraz więcej.