niedziela, 30 listopada 2025

Adwent

„Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego…” Czasy Noego i współczesność, choć oddzielone tysiącleciami, okazują się zaskakująco podobne pod względem sposobu, w jaki ludzie przeżywają swoje życie. Także dziś – podobnie jak wtedy – człowiek, pochłonięty rytmem codzienności, często zatraca zdolność do refleksji i zadawania pytań o sens istnienia. Jedzenie, picie, zakładanie rodzin – wszystko to jest oczywiście naturalne, dobre i potrzebne. Problem nie tkwi jednak w samych tych czynnościach, lecz w ich bezrefleksyjnym wykonywaniu, w braku troski o głębszą motywację, w życiu „na powierzchni” – pozbawionym duchowości, odniesienia do Transcendencji, wyobraźni sięgającej poza horyzont doczesności.

Filozofowie od wieków podkreślają, że człowiek to nie tylko homo sapiens – istota rozumna, ale również homo viator – istota będąca w drodze. Gdy zapominamy, dokąd ta droga prowadzi, stajemy się jak pasażerowie statku dryfującego bez steru. Życie przestaje być wtedy pielgrzymką, a staje się jedynie ciągiem zdarzeń – często przypadkowych i pustych.

Ludzie za dni Noego nie byli z natury źli. Byli... zwyczajni. I właśnie ta „zwyczajność” bez głębi, duchowa ospałość, stała się ich tragedią. Staje się ona także udziałem każdego człowieka, który przestaje zadawać pytania o sens, prawdę, cel ostateczny, wieczność. Który traci zdolność słuchania głosu Boga – czasem z buntu, częściej jednak z przyzwyczajenia.

Noe – przeciwnie – to postać człowieka egzystencjalnie przebudzonego, autentycznego, który wierność prawdzie stawia ponad konformizm. Kieruje się zaufaniem nie do większości, lecz do głosu, który przemawia w ciszy – głosu Boga. I właśnie dlatego ocalał. Ocalał nie tylko fizycznie, ale także duchowo, ponieważ pozostał wierny wezwaniu, nawet jeśli wydawało się ono nieracjonalne w oczach świata.

Adwent stawia nas przed tą samą decyzją. Nie jest to czas biernego oczekiwania, lecz duchowej mobilizacji. Czuwanie, do którego wzywa Jezus, nie wynika z lęku przed karą, lecz jest wyrazem miłości – jak u tego, kto z tęsknotą i niecierpliwością wypatruje ukochanej osoby. To właśnie miłość sprawia, że nie chcemy przegapić – nie tyle jakiegoś wydarzenia, co spotkania z Kimś, kto nadchodzi.

W epoce społecznego rozproszenia i duchowego wyjałowienia wezwanie do czuwania staje się aktem oporu wobec banalności istnienia i wobec sił, które ku tej banalności popychają, usiłując pozbawić nasze umysły głębszej refleksji. To wybór życia świadomego zamiast poddania się cywilizacyjnym schematom i społecznym automatyzmom. To wybór głębi zamiast powierzchowności.

Być jak Noe – to znaczy nie bać się być innym, płynąć pod prąd. To znaczy żyć tak, jakby każdy dzień mógł być początkiem wieczności. To świadomie uczestniczyć w świecie, ale nie pozwalać mu zawładnąć sercem.

Bo w ostatecznym rozrachunku – jak mówi Ewangelia – „jeden będzie wzięty, drugi zostawiony”, a o tym, jak potoczą się nasze losy, nie zdecydują zawód, pochodzenie czy osiągnięcia, lecz wewnętrzna dyspozycja: czy żyliśmy świadomie, uważnie, z miłością, w gotowości?

Oby ten Adwent nie był jedynie kolejnym „okresem liturgicznym”, lecz doniosłym momentem, który przerywa ciągłość czasu i daje szansę na przebudzenie – na uporządkowanie życia według innego porządku: porządku Królestwa, które nadchodzi, a może jeszcze więcej – które już w nas jest.