poniedziałek, 1 grudnia 2025

Iluzja miłości

Serce człowieka z natury swej jest ukierunkowane ku miłości, która nie jest jednym z wielu pragnień, lecz stanowi najbardziej pierwotny głód istnienia. Człowiek nie tylko pragnie kochać i być kochanym – on potrzebuje miłości tak, jak powietrza czy światła. Bez niej jego wnętrze pustoszeje, a dusza – niczym ziemia pozbawiona deszczu – usycha z pragnienia.

Ta tęsknota wpisana jest w strukturę ludzkiego ducha jako odblask jego źródła. Człowiek bowiem, stworzony na obraz Boga, nosi w sobie echo nieskończonej Miłości. Dlatego każda próba zaspokojenia tego głodu czymkolwiek innym niż Tym, od którego pochodzi, nieuchronnie prowadzi do rozczarowania. Jak cień nie może istnieć bez światła, tak miłość ludzka – oderwana od Miłości absolutnej – traci swoją głębię i trwałość.

W codzienności ów głód objawia się na wiele sposobów – w spojrzeniach pełnych oczekiwania, w cichych westchnieniach zanoszonych w samotności, w żartach, które maskują lęk przed odrzuceniem, w bezsennych nocach, kiedy cisza bywa cięższa niż krzyk, w marzeniach, które wciąż pozostają niespełnione. Doświadczając tego głodu, nierzadko – zazwyczaj nieświadomie – żebrzemy o okruchy uwagi i zrozumienia. W tej nieustannej pogoni za miłością przypominamy tułaczy, którzy – nie znając drogi do domu – błąkają się od jednych drzwi do drugich, szukając czegoś, co mogłoby ich wreszcie nasycić.

Ileż razy jednak ktoś, kto miał zaspokoić to pragnienie serca, okazuje się tylko kolejnym źródłem bólu? Ludzkie uczucia, choć piękne, są zmienne i ograniczone. Kiedy próbujemy uczynić z drugiego człowieka absolut, wcześniej czy później zderzamy się z jego kruchością. Miłość, która miała być zbawieniem, staje się wówczas cierpieniem – nie dlatego, że była zła, lecz dlatego, że była absolutyzowana.

To właśnie owo bankructwo miłości ludzkiej – jej niezdolność do pełnego zaspokojenia tęsknoty serca – bywa niekiedy momentem duchowego przebudzenia. W tych bolesnych chwilach, gdy opadają maski, a złudzenia pękają jak kruche szkło, pojawia się przestrzeń na coś większego – na Miłość, która nie przemija, bo nie pochodzi z tego świata.

W Ewangelii według św. Jana spotykamy postać Samarytanki – kobiety, która poprzez kolejne związki szukała sensu, ciepła, bliskości i spełnienia. Jej historia nie jest jedynie opowieścią moralną – to nade wszystko obraz kondycji ludzkiego serca. Dramat poszukiwania w tym, co skończone, czegoś nieskończonego. Jej życie przypomina lustro, w którym każdy z nas może rozpoznać swoją własną wędrówkę za miłością, która nie rani, nie unosi się gniewem, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka poklasku, nie pyszni się, nie zazdrości, nie szuka swego. Przeciwnie – jest cierpliwa, łaskawa, współweseli się z prawdą, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. To miłość, która nigdy nie ustaje (por. 1 Kor, 13, 4-7).

Chrystus, spotykając Samarytankę przy studni, nie tylko mówi prawdę o jej przeszłości – On dotyka głębi jej pragnienia. Oferuje jej „wodę żywą” – miłość nie iluzoryczną, lecz prawdziwą i bezwarunkową, wypływającą z niewyczerpanego, czystego Źródła – z Bożego serca. W delikatnej, pełnej czułości zachęcie Jezusa objawia się istota Boga: nie jako zimnej, bezosobowej idei, lecz jako Osoby, która jest odpowiedzią na najgłębszy głód ludzkiego ducha.

Tylko Bóg – jako Byt Absolutny, Miłość sama w sobie – może kochać bezinteresownie, wiernie i bezwarunkowo. Ludzka miłość staje się prawdziwą miłością dopiero wtedy, gdy zakorzenia się w Nim. W przeciwnym razie grozi jej wypaczenie – może przemienić się w pragnienie posiadania albo w ucieczkę od samotności, prowadzącą do relacji, która uprzedmiotawia i poniża.

Miłość Boża nie przekreśla ludzkich relacji – przeciwnie, ona je oczyszcza i uzdrawia. Sprawia, że człowiek przestaje być nienasyconym żebrakiem, a staje się świadomym dawcą – kimś, kto nie kocha po to, by wypełnić własną pustkę, lecz dlatego, że sam wcześniej został napełniony. Taka miłość przestaje być iluzją. Staje się drogą – ku wolności, ku spotkaniu, ku prawdzie o sobie samym i o drugim człowieku. A ostatecznie – ku prawdziwemu szczęściu.