wtorek, 27 grudnia 2016

Savonarola o miłości

Girolamo Savonarola
Dzisiaj wieczorem, po powrocie z kolędy, zacząłem porządkować na twardym dysku w moim komputerze folder „Moje dokumenty”. Znajduje się tam wiele plików, zawierających głównie teksty pisane dawno temu do szuflady jako zapis chwilowych przemyśleń, które rodziły się spontanicznie, najczęściej pod wpływem jakiegoś przeżycia lub doświadczenia. Ale znajdują się tam również teksty, które zawierają fragmenty tłumaczeń dość różnych autorów: starożytnych, średniowiecznych, renesansowych. Są wśród nich filozofowie, teologowie, mistycy. Szczególnie jeden tekst przykuł na dłużej moją uwagę. Chodzi o jedno z kazań Hieronima Savonaroli. Savonarola to niezwykła, fascynująca postać włoskiego renesansu, uosabiająca to, co w nim było jasne, mądre i najbardziej uduchowione. Być może znajdę kiedyś czas, by się dłużej zatrzymać nad tą tragiczną postacią. Teraz chciałbym przytoczyć niewielki fragment jego kazania o miłości jako regule i mierze wszystkiego. Oto on:
Jak gałęzie, liście, kwiaty i owoce zawierają się potencjalnie w korzeniach drzewa, tak i wszelkie prawa oraz przykazania, które są miarą i regułą czynów człowieka, kierując jego postępowaniem, zawierają się wirtualnie w miłości jako ich fundamencie. Miłość jest bowiem miarą i regułą wszystkich miar i wszystkich reguł, stanowiąc w ten sposób miarę i regułę dla wszystkich praw. Każde prawo szczegółowe jest miarą i regułą dla określonego aktu i działania, nie będąc jednocześnie regułą dla innych działań. Inaczej jest natomiast, gdy chodzi o miłość, gdyż jest ona regułą i miarą wszystkich działań ludzkich. I dlatego ten, kto kieruje się prawem miłości, kieruje dobrze samym sobą i innymi, we właściwy sposób interpretując wszystkie prawa. 

Savonarola w swoim kazaniu podaje trzy przykłady, które pokazują, jak ważna jest miłość w realizacji powołania człowieka. Są to: bycie kierownikiem duchowym, bycie matką i bycie lekarzem. Według niego bez miłości w sercu nie można być ani dobrym kierownikiem duchowym, ani dobrą matką, ani dobrym lekarzem. Zagląda na ten blog przynajmniej jeden student medycyny. Znam go bardzo dobrze. Wiem, że chce być dobrym lekarzem. Jemu więc, a także jego siostrze, która również studiuje medycynę, dedykuję poniższe słowa Savonaroli:
Weźmy przykład lekarza, który okazuje życzliwość i miłość choremu. Możemy być pewni, że miłość nauczy go wszystkiego i będzie miarą i regułą dla zastosowania wszystkich reguł i praw medycyny. Dzięki niej z wielką starannością wykorzysta on znajomość tych praw dla dobra chorego. Bez posiadania w sobie miłości troszczyć się będzie jedynie o swój zarobek, a nie o zdrowie chorego. Jeśli natomiast będzie się o nie troszczyć z miłością, wówczas podejmie wszelki trud, uczyni wszystko co w jego mocy i, nie zważając na swe zmęczenie, przyjdzie do chorego, gdy będzie trzeba, nawet dwa lub trzy razy w ciągu dnia, starając się wszystko dobrze zrozumieć, zapisać właściwe lekarstwa i dopilnować, by wszystko zostało wykonane zgodnie z jego zaleceniami.

Myślę, że już sam wybór studiów medycznych powinien być inspirowany miłością do przyszłych pacjentów. Chodzi tu o wewnętrzną, duchową siłę stale motywującą do rzetelnego studiowania, a później do ciągłego dokształcania się. Savonarola nie przeciwstawia miłości kompetencjom. Przeciwnie – im więcej miłości, tym więcej kompetencji. Same jednak kompetencje bez miłości czynią z lekarza bezdusznego, choć zarazem wysoko wykwalifikowanego specjalistę. Spostrzeżenia Savonaroli mają charakter uniwersalny. Dotyczą każdego powołania i każdej profesji. Nie ważne kim jesteś: lekarzem, księdzem, nauczycielem, rzemieślnikiem, mechanikiem, kierowcą, urzędnikiem czy dozorcą – miłość powinna być regułą i miarą wszystkiego co robisz, wszystkich twoich działań. Jest to najważniejsza gwarancja twojej uczciwości i rzetelności, twojego twórczego zaangażowania i poświęcenia. Czy jednak możliwa jest miłość bez odniesienia do Boga? Relacja do Boga może mieć charakter nie tylko ontyczny, lecz także egzystencjalny. W pierwszym przypadku każdy człowiek jest zależny od Boga, bo jest jego stworzeniem, tzn. zaistniał i istnieje dzięki Niemu, choć zdarza się, że niektórzy tej zależności nie uznają, odrzucają bowiem istnienie Boga jako Stwórcy. Wielu jednak (być może dzisiaj stanowią oni mniejszość, przynajmniej w niektórych społeczeństwach zachodnich) stara się nawiązać z Bogiem relację osobistą. Teologia nazywa tę relację wiarą. Otóż, nawet ludzie niewierzący są zdolni do miłości, wszak i oni są stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Wprost stwierdza to Jezus, gdy mówi: „Jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?” Jednak ci, którzy przez wiarę nawiązują z Bogiem relację osobistą, stają się zdolni do miłości nadprzyrodzonej.  Jej specyfika została opisana przez św. Pawła w Hymnie o miłości. W tym sensie wiara jest zawsze wartością dodaną, bo sprawia, że moja zdolność miłowania drugiego człowieka oczyszcza się z ukrytego egoizmu. Gdybym zatem miał wybór pomiędzy dwoma lekarzami o takich samych kompetencjach, lecz jeden z nich byłby niewierzący, a drugi wierzący, to bez wahania wybrałbym tego drugiego. I podobnie, gdym miał wybór pomiędzy dwoma mechanikami samochodowymi o takich samych kompetencjach, lecz jeden z nich byłby niewierzący, a drugi wierzący, to wybrałbym tego drugiego. I podobnie, gdybym miał sprawę do załatwienia w jakimś urzędzie i miał wybór pomiędzy dwoma urzędnikami o takich samych kompetencjach, lecz jeden z nich byłby niewierzący, a drugi wierzący, to poszedłbym ze swoją sprawą do tego drugiego. Bo wiara jest wartością dodaną. Co więcej, sądzę, że nie jest jedynie własnością akcydentalną, lecz przenika w sam rdzeń ludzkiej osobowości, sprawiając, że Boża miłość staje się „regułą i miarą” wszystkich naszych działań.