
poniedziałek, 30 stycznia 2017
Bliskość Boga

piątek, 27 stycznia 2017
Pukając do tych, co na peryferiach

środa, 25 stycznia 2017
Śmierć wolontariuszki
![]() |
Ś.P. Helena Kopeć |
Z wielkim
smutkiem przeczytałem informację o zamordowaniu polskiej wolontariuszki z
Wolontariatu Misyjnego Salwator: Heleny Kmieć. Do zabójstwa doszło 24 stycznia
późnym wieczorem czasu polskiego w trakcie napadu na ochronkę dla dzieci w
mieście Cochabamba w Boliwii. Napastnik zadał Helence ok. 14 ciosów nożem.
Motywy ataku nie są na razie znane. Wszystko wskazuje jednak na to, że doszło
do niego na tle rabunkowym. Pomimo natychmiastowej pomocy medycznej
wolontariuszka zmarła w ramionach swej koleżanki, Anity, z którą 8 stycznia
przyjechała na placówkę misyjną do sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek.
Miały tam odbyć półroczny wolontariat. Anita przeżyła. Teraz jednak jest w ciężkim szoku. Mój smutek z powodu śmierci Helenki jest spowodowany również i tym, że chodzi o dziewczynę głęboko wierzącą, bardzo zaangażowaną w działalność ewangelizacyjną. Była ona także
koordynatorką ŚDM w parafii św. Barbary w Libiążu. Działała w duszpasterstwie
akademickim oraz angażowała się w dzieła misyjne księży salwatorianów. Jej
zdjęcie, na którym gra na gitarze i śpiewa, pokazuje, że była osobą pogodną,
ciepłą i czerpiącą radość z pomagania innymi. Oczywiście wyrazy współczucia
należą się przede wszystkim jej rodzinie, przyjaciołom, księżom salwatorianom.
Stratę poniósł jednak cały Kościół, szczególnie Kościół w Polsce, bo zaangażowanych katolików, którzy rozumieją, że więcej jest radości w dawaniu, aniżeli w
braniu, nie ma wcale tak dużo. Ileż to razy zachęcałem młodych ludzi, wiedząc
o nich, że posiadają liczne talenty, by zechcieli
zaangażować się w jakieś dzieło apostolskie! Niestety, często z ich strony
słyszałem jedynie różne usprawiedliwienia. Szkoda więc Helenki, bo wraz z jej
śmiercią krąg dobrych osób pięknie świadczących o Bogu i Kościele znacząco się zubożył.
Ufam jednak, że w tym trudnym do pojęcia wydarzeniu ukryty jest głębszy,
nadprzyrodzony sens, że Bóg i z tej śmierci, tak jak ze śmierci wielu
męczenników, potrafi wyprowadzić wielkie dobro. Dopóki ziarno nie obumrze, nie wyda
plonu. Życie Helenki jest dowodem na to, że święci są wśród nas, choć wolałbym
osobiście, by świętość takich osób jak ta młoda wolontariuszka nie była potwierdzana
pieczęcią męczeństwa. Niezbadane są jednak wyroki Boże.
wtorek, 24 stycznia 2017
W poszukiwaniu sensu

czwartek, 19 stycznia 2017
Terremoto
Bardzo mi żal mieszkańców
włoskich regionów Marche i Abruzzo, które w dniu dzisiejszym kolejny już raz, czwarty w ciągu
ostatnich kilku miesięcy, zostały nawiedzone w krótkich odstępach czasu przez trzy silne
wstrząsy sejsmiczne. Choć zginęła „tylko” jedna osoba, to jednak kolejne trzęsienia ziemi, oprócz tego, że spowodowały nowe zniszczenia materialne w miejscowościach już wcześniej zrujnowanych,
na dodatek zasypanych w tym roku obfitym śniegiem, co zdarza się tu raczej
rzadko, tylko pogłębiło w ludziach tam żyjących stan ducha, który w języku włoskim
określa się mianem „angoscia”. Słowo to oznacza mieszankę wielu negatywnych emocji takich jak: lęk, smutek, trwoga, zmartwienie, niepewność. Zaglądam na włoskie portale i
czytam wypowiedzi ludzi opowiadających o tym, co się wydarzyło i o swoich odczuciach - „angoscia” przebija niemal z każdego ich słowa. Kilka
razy wraz z przyjaciółmi spędzałem w tych regionach letnie wakacje. Często z przyjemnością i niemal z rozrzewnieniem wspominam nasze wędrówki po malowniczych
górskich szlakach w Parku Narodowym Monti dei Sibillini czy też w Parku
Narodowym Gran Sasso, spacery uliczkami starych miasteczek, pamiętających czasy
średniowieczne, takich jak: Castelluccio, Norcia, Montefortino, Montemonaco,
Cascia, a także chwile spędzone na modlitwie w kościołach i sanktuariach: w Bazylice
św. Rity w Cascii, w katedrze św. Benedykta w Nursji, w sanktuarium maryjnym Madonna del
Ambro, w klasztorze cysterskim Certosa di Pavia. Próbuję wyobrazić sobie, co czują ludzie
dotknięci kolejny raz tym niemożliwym do przewidzenia kataklizmem. Wielu z
nich zresztą nie ma już dokąd wrócić, inni boją się pozostawać na miejscu. Bardzo
trudno jest żyć niemal w nieustannym poczuciu zagrożenia, ze świadomością, że w każdej chwili może nastąpić kolejny, silniejszy wstrząs. Na dłuższą metę taki stan niepewności jest nie do wytrzymania. To, co przeżywają obecnie mieszkańcy dewastowanych
przez trzęsienia ziemi włoskich miejscowości, stanowi dla nich również wyzwanie duchowe. Jak wytłumaczyć to, co się stało, w świetle prawdy o Bożej Opatrzności? Dlaczego Bóg w
taki sposób ich doświadcza? A może właśnie w takich sytuacjach znajduje zastosowanie owo Marcelowskie
rozróżnienie na problem i tajemnicę? Może zamiast stawiać pytanie „dlaczego?”,
należy zapytać: „po co?”. Ale szukanie sensu w wydarzeniach, które sprawiają,
że wobec śmiercionośnych kaprysów nieobliczalnej natury ludzie czują się tacy
mali i bezradni, nie jest wcale zadaniem prostym. Są to bowiem wydarzenia, które stosunkowo łatwo mogą zrodzić
zwątpienie w dobroć Boga, a nawet bunt wobec Niego. A jednak czy możliwe jest
odnalezienie jakiegokolwiek sensu cierpienia, tego, co trudne i bolesne, poza horyzontem religijnej wiary? Każdy
z nas wcześniej czy później osobiście doświadczy jakiegoś życiowego wstrząsu, jakiejś
bezradności, zachwiania światopoglądowych pewników, ogołocenia z ludzkich oparć. Bo wszystko, co na tej ziemi może
stanowić dla nas oparcie albo dawać nam poczucie bezpieczeństwa, jest kruche,
zawodne, łatwo utracalne. Wiem to od dawna, a mimo to wzdragam się na myśl, że Bóg mógłby poprowadzić mnie drogą Hioba. A przecież chodząc w tych
dniach po kolędzie, codziennie spotykam ludzi, których On taką właśnie drogą prowadzi –
drogą samotności, choroby nowotworowej, starczej niedołężności. Co mam im do
powiedzenia? Najczęściej niewiele. W gruncie rzeczy jestem bezradny ich bezradnością! Czy z tej mojej bezradności nie
powinna rodzić się moja modlitwa? Więc dobrze, za chwilę pójdę do oratorium po
to, by ich i swoją bezradność ofiarować Temu, który powiedział: „Przyjdźcie do
Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Już wiem, że raczej niewiele Mu powiem. Czasami jednak milczenie jest lepsze od mówienia. Zwłaszcza na modlitwie.
P.S. Niestety, dziś rano okazało się, że być może ok. 30 osób zginęło w zasypanym przez lawinę Hotelu Rigopiano niedaleko Gran Sasso. Właśnie czytam relację człowieka, który ocalał, bo w tym czasie, gdy zeszła lawina, wyszedł po coś na zewnątrz do samochodu. W zasypanym przez śnieg hotelu zostały jego żona i dzieci. Są niewielkie szanse, by przeżyły.
P.S. Niestety, dziś rano okazało się, że być może ok. 30 osób zginęło w zasypanym przez lawinę Hotelu Rigopiano niedaleko Gran Sasso. Właśnie czytam relację człowieka, który ocalał, bo w tym czasie, gdy zeszła lawina, wyszedł po coś na zewnątrz do samochodu. W zasypanym przez śnieg hotelu zostały jego żona i dzieci. Są niewielkie szanse, by przeżyły.
wtorek, 17 stycznia 2017
Za życiem
Przeglądając dzisiaj w pokoju profesorskim w seminarium dziennik „Rzeczpospolita”, natknąłem się na artykuł, którego autorem jest Michał Drozdek, socjolog i filozof społeczny. Jakoś nigdy o nim wcześniej nie słyszałem. Okazuje się, że gdzieś tam w polskiej przestrzeni publicznej są obecni ludzie niezwykle wartościowi, którzy naprawdę mają coś niebanalnego do powiedzenia, co dowodzi ich mądrości i głębi myślenia. Artykuł, który przykuł moją uwagę, nosi tytuł „Argument za życiem”. Choć zasadniczo jest on pozbawionym półcieni głosem za obroną życia nienarodzonych, to jednak zawarte w nim rozważania mają znacznie szerszy wymiar – z jednej strony są syntezą chrześcijańskiej antropologii, z drugiej zaś osobistym świadectwem, napisanym w tonie łagodnej perswazji, a nie mentorskiego połajania i moralizatorskiej pogadanki. Przydałoby się więcej takich głosów w publicznej debacie na tematy tak fundamentalne, jak wartość ludzkiego życia. Poniżej krótki fragment rozważań autora. Całość artykułu znajdziemy w „Rzeczpospolitej”.
Argument przeciwny [aborcji] jest i był zawsze tylko jeden. Zawsze ten sam, choć różnie wyrażany, różnymi słowy określany. To argument, że każdy człowiek ma przyrodzoną godność, że nikt nie jest mniej człowiekiem ani nikt nie jest nim bardziej, że jesteśmy w swoim człowieczeństwie, w swojej godności, wszyscy równi, bez względu na rozmaite różnice. Najmocniej, najdobitniej wyraził i uzasadnił to Jezus Chrystus, mówiąc w swoim Boskim majestacie, że „coście uczynili jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Cała Ewangelia wypełniająca prawo nauką Chrystusa pełna jest tego przesłania. Dlatego Jan Paweł II powiedział najważniejsze zdanie wypowiedziane w XX wieku – „człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa". Wszyscy jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, wszyscy mamy dane od Niego jedno życie, żeby móc uczestniczyć w Jego dziele stwórczym, każdy z nas ma swoją wielką misję do uczynienia na świecie, choć nie zawsze potrafimy pojąć jej wagę, bo myślimy kategoriami ziemskimi wyłącznie. Nie ma, nie było i nie będzie ludzi niepotrzebnych, szkodliwych, choć wszyscy jesteśmy grzeszni i wszyscy błądzimy. Wszyscy jesteśmy równi w Chrystusie Panu. Dlatego ja, przed laty, młody ateista, szukający intensywnie w naukach przyrodniczych wyjaśnienia świata i zagadki człowieczeństwa, uwierzyłem Jezusowi Chrystusowi. Nie z potrzeby religijnej, bo tej nie miałem. Z powodu bijącej z Ewangelii prawdy o człowieku, jego godności i sensie jego życia.
P.S. Poniżej link do artykułu.
http://www.rp.pl/Publicystyka/301169919-Argument-za-zyciem.html#ap-1
Subskrybuj:
Posty (Atom)