Gabriel Marcel, jeden z
najwybitniejszych przedstawicieli filozofii egzystencjalnej, w dziele Homo viator przedstawia człowieka
jako wędrowca — istotę nieustannie przemierzającą ścieżki życia. Nie chodzi tu
jednak o podróż w sensie fizycznym, lecz o drogę wewnętrzną, duchową. Życie
jawi się jako proces dynamiczny: przechodzenie od dzieciństwa do dorosłości, od
jednej decyzji do kolejnej, od rozczarowania do nadziei, od pytań do
odpowiedzi, aż w końcu — od tego, co doczesne, ku temu, co wieczne. Człowiek,
jako istota „niedokończona”, nieustannie poszukuje sensu i prawdy o sobie
samym. To właśnie doświadczenie braku — często bolesne i niepokojące — kieruje
nas ku Innemu. W relacji, która nie tylko słucha, ale przede wszystkim
przyjmuje, człowiek odzyskuje siebie.
Dlatego słowa Jezusa: „Przyjdźcie
do Mnie” nie są jedynie religijnym
wezwaniem. Nie prowadzą do doktryny, idei czy zbioru zasad. Jezus nie mówi: „Przyjdźcie
do prawdy” ani „do
wiary”. On mówi: „do
Mnie”. To zaproszenie nie do
systemu, lecz do Osoby – żywej, obecnej, gotowej na spotkanie.
To znacząca różnica. Bo
właśnie w relacji, a nie w samotnej introspekcji, człowiek odkrywa swoją
tożsamość. Jezus nie czeka na tych, którzy osiągnęli wewnętrzną gotowość. Nie
stawia warunków wstępnych. Nie wymaga wcześniejszej poprawy, zrozumienia czy
uporządkowania życia. On przyjmuje wcześniej – zanim człowiek zdąży ułożyć się
w jakąkolwiek „akceptowalną” wersję siebie. To Jego obecność – przyjmująca,
cicha i łagodna – tworzy przestrzeń, w której można wypowiedzieć własne „ja”
bez lęku przed odrzuceniem.
W języku biblijnym
„przyjść do kogoś” oznacza coś więcej niż fizyczne zbliżenie. To wejście w
bliskość, otwarcie się na zaufanie, gotowość do relacji. W tym świetle
przyjście do Jezusa staje się ruchem serca, decyzją, która przekracza
samotność. To wyjście z wewnętrznego zamknięcia, z pozornej
samowystarczalności, która – choć chwilowo uspokaja – ostatecznie prowadzi do
wyobcowania i duchowej pustki.
Jezus nie tylko zaprasza.
On czeka. Wychodzi naprzeciw, jak
ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym. Czeka nie po to, by ocenić, ale by
przyjąć. Dlatego odpowiedź na to wezwanie nie wymaga siły, lecz odwagi, by
otworzyć się na Miłość, która już czeka.
Nie chodzi tu o
religijność rozumianą jako zbiór praktyk czy zobowiązań. Nie o pobożność
sprowadzoną do rytuału. Chodzi o coś głębszego – o ontologiczne zaproszenie. O
przyjęcie daru, który mówi: „Przyjdź do Mnie, abyś był naprawdę.
Przyjdź, abyś istniał w pełni.”
Współczesny świat – mimo
imponującego rozwoju technologii – coraz bardziej pogłębia w wielu uczucie
osamotnienia. Człowiek staje się przewidywalny, zależny od algorytmów,
pozbawiony własnego głosu. W tej kulturze rozproszenia i powierzchowności,
gdzie osobowość zastępowana jest przez profil, a relacje przez sieć kontaktów,
Jezusowe „Przyjdźcie
do Mnie” rozbrzmiewa jak wezwanie
do odzyskania siebie. To głos, który wskazuje kierunek: ku relacji – jedynej
przestrzeni, w której człowiek może naprawdę żyć.
Gabriel Marcel pisał, że
prawdziwa obecność polega nie na tym, że ktoś jest obok, ale że jest dla. Jezus właśnie taki jest:
obecny bez przerwy, bezwarunkowo, z łagodnością i wiernością. Nie po to, by nas
kontrolować, ale by towarzyszyć. Nie po to, by dominować, ale by wspierać.
Przyjęcie Jego zaproszenia to nie rezygnacja z siebie, lecz powrót do siebie –
do tego, kim jesteśmy naprawdę, głęboko w naszych pragnieniach, słabościach i
nadziejach.
„Przyjść do Jezusa” znaczy nie tylko wyruszyć
w drogę. Znaczy także znaleźć dom. Jak mówi św. Jan: „Trwajcie we Mnie, a Ja
będę trwał w was”.
To droga, która nie kończy się na dotarciu, lecz staje się przestrzenią
zamieszkania – relacją, która trwa. To wędrowanie, które odnajduje swój sens we
współ-wędrowaniu. To samotność, która ustępuje miejsca komunii.
W tym świetle wezwanie
Jezusa ukazuje najgłębszy sens ludzkiej wędrówki: iść ku relacji, która
przynosi pokój, nadaje sens i kształtuje tożsamość. Taka relacja nie jest
dziełem naszej własnej woli – jest darem. Darem, który można przyjąć z
wolnością, zaufaniem i otwartym sercem.
Droga
Idę.
Stąpam ostrożnie,
wypatrując Twoich śladów.
Czy jeszcze daleko
do celu?
— Blisko.
Więc czemu
nie widać końca wędrówki?
— Bo nie miejsce
jest celem,
lecz moja miłość.