Człowiek, o czym pisał
już w starożytności Arystoteles, nie jest istotą samowystarczalną, dlatego dla
zaspokojenia swoich życiowych potrzeb musi niemal nieustannie korzystać z
pomocy innych ludzi. Bardzo rzadko się zdarza, by w codziennej trosce o swój
dobrobyt był on zdany tylko na siebie samego. Są to zawsze sytuacje wyjątkowe. Stanowią
one trudne wyzwanie dla każdego, kto musi sam stawić im czoła. Za najbardziej
znaną literacką ilustrację tego typu sytuacji może posłużyć przypadek Robinsona
Crusoe, którego samotna walka o przetrwanie na bezludnej wyspie została opisana
na kartach powieści Daniela Defoe. Jednak w rzeczywistym świecie, mimo
tendencji indywidualistycznych, a nawet izolacjonistycznych, dostrzegalnych
niekiedy w zachowaniu niektórych ludzi, dążenie do zdobycia środków potrzebnych
do życia ma zawsze charakter społeczny, to znaczy jego realizacja dokonuje się
we współdziałaniu z innymi ludźmi. Możliwe są zasadniczo trzy metody nabywania
dóbr. Z pierwszą mamy do czynienia wówczas, gdy człowiek zdobywa dla siebie
środki do życia kosztem innych ludzi. Taki sposób działania, który często
prowadzi do stosowania przemocy i różnych form wyzysku, jest konsekwencją
ulegania wrodzonym człowiekowi egoistycznym skłonnościom. Egoizm każe mu myśleć
wyłącznie o sobie, zaś innych ludzi traktować jako narzędzia, których się używa
dla osiągnięcia określonych korzyści, lub nawet jako wrogów, których należy pokonać
i wyeliminować. Bezwzględność postępowania, która wiąże się z realizacją tej
metody, dobrze oddaje znane powiedzenie: „iść po trupach do celu”. Druga metoda,
w odróżnieniu od pierwszej, jest, przeciwnie, wyrazem postawy altruistycznej.
Dzięki tej metodzie część ludzi może otrzymywać pożądane dobra całkowicie za
darmo, ponieważ ci, którzy są stroną obdarowującą, z powodu swojej
bezinteresowności niczego w zamian nie oczekują. Jest to na przykład przypadek wielu
znanych filantropów finansujących różnego typu akcje dobroczynne (choć działalność
charytatywna może wynikać, i nie jest to wcale taki rzadki przypadek, również z
pobudek egoistycznych). Z kolei trzecia metoda nie jest ani ekspresją egoizmu,
ani manifestacją altruizmu. Polega ona na tym, że oferuje się drugiemu to,
czego on wydaje się potrzebować, po to, by w ramach odpłaty otrzymać od niego
to, czego się samemu potrzebuje, przy czym wartość dobra dawanego i
otrzymywanego powinna być mniej więcej taka sama. Rozwój gospodarczy sprawił,
że w czasach nowożytnych i współczesnych szerokie zastosowanie znalazła ta trzecia
metoda, nazwana przez niemieckiego ekonomistę Wilhelma Röpke „biznesową”, a
przez innych określana mianem „transakcyjnej” lub „handlowej”. Ma to swoje
dobre i złe strony: dzięki jej upowszechnieniu ubyło skrajnych egoistów
bogacących się kosztem innych, lecz zarazem ubyło także altruistów zdolnych do
bezinteresownego działania. Metoda biznesowa prowadzi w efekcie do czegoś, co
można nazwać komercjalizacją życia. Wszystko, co człowiek robi, ma być przede
wszystkim opłacalne. I tylko to się liczy. Bardzo dobrze oddaje to angielskie
powiedzenie: „business is business”. Zjawisku komercjalizacji podlegają
niekiedy nawet te obszary naszej wspólnotowej egzystencji, w których aktywność
ludzka ma inny charakter niż działalność stricte ekonomiczna: medycyna, sztuka,
nauka, religia. Lekarz, artysta, naukowiec czy ksiądz, choć – mówiąc biblijnie
– „wart jest robotnik swej zapłaty”, nie powinien kierować się tylko rachunkiem
ekonomicznym, ponieważ jego praca jest czymś więcej niż jedynie sposobem na
zdobywanie środków do życia. Wydaje się, że za coraz powszechniejszą komercjalizacją
relacji międzyludzkich, będącą konsekwencją czysto biznesowego podejścia do
życia, kryje się postawa światopoglądowa, którą można by nazwać materializmem
praktycznym. Ci, którzy ten światopogląd wyznają, uważają, że najważniejszymi
wartościami w życiu człowieka powinno być posiadanie jak najwięcej materialnych
bogactw i doznawanie przyjemności. Jest to myślenie błędne i prowadzące do
groźnych konsekwencji. Według Gabriela Marcela o wiele ważniejsze jest to, by bardziej
„być” niż więcej „mieć”. Ludzie winni być zwróceni ku wyższym, nade wszystko
duchowym wartościom, również po to, by relacje międzyludzkie były jak najmniej
interesowne i przedmiotowe. Dlatego tak ważne są duchowe i moralne rezerwy
społeczeństwa, w którym przyszło nam żyć. Nie wolno ich lekkomyślnie trwonić, ponieważ
ich lekceważenie i negacja mogłyby skutkować całkowitym wyschnięciem źródeł
naszej moralnej siły i duchowej tożsamości. W tym kontekście niepokojem muszą napawać nasilające się w naszym kraju, coraz bardziej bezpardonowe ataki na Kościół
Katolicki, które, jak się wydaje, stanowią element szerszej i dobrze zaplanowanej kampanii społecznej. Pretekstem do tych ataków są grzechy osób duchownych. Ci jednak, którzy pod
hasłami walki o tzw. neutralność światopoglądową państwa prowadzą tę antyklerykalną
„krucjatę”, nie zdają sobie sprawy, że może to doprowadzić do całkowitego
duchowego i moralnego wyjałowienia naszego życia społecznego. A wtedy życzliwe
współistnienie będzie musiało ustąpić miejsca bezwzględnej walce o byt, w
której ludzki rozum przegrywa z najgorszymi, egoistycznymi, czasami wręcz
zwierzęcymi instynktami.