Kiedy jest mowa o wolności − zwłaszcza
wtedy, gdy rozumie się ją jako niczym nieskrępowaną swobodę robienia tego, na
co się ma tylko ochotę − warto zdawać sobie sprawę z jednego dość ważnego
rozróżnienia. Chodzi mianowicie o rozróżnienie pomiędzy wolnością formalną i
wolnością faktyczną. Otóż może się tak zdarzyć, że z formalnego punktu widzenia
nikt nie będzie w stanie powstrzymać nas przed zrealizowaniem jakiegoś
konkretnego działania, lecz nie będzie to jednak oznaczało, że faktycznie
będziemy mogli je wykonać. Istnieje bowiem zasadnicza różnica pomiędzy brakiem zewnętrznej
ingerencji w to, co zamierzamy uczynić, a byciem władnym, by ten zamiar faktycznie
doprowadzić do skutku. Posłużę się w tym miejscu przykładem. Wyobraźmy sobie,
że chcielibyśmy kupić sobie jakiś pojazd z luksusowego segmentu aut osobowych,
na przykład samochód marki Maserati (np. widoczny na zamieszczonym obrazku GranCabrio
460 PS kosztujący, bagatela, od 130 000 do 15 000 euro). Z formalnego
punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy takie auto nabyli, wszak
prawo nam tego nie zabrania. Nie znaczy to jednak, że każdy jest władny, by
takiego zakupu dokonać, ponieważ większość ludzi nie dysponuje odpowiednią
ilością pieniędzy, która jest potrzebna do tego, by tego typu dość ekstrawaganckie,
bądź co bądź, pragnienie mogło być zaspokojone. Jeśli więc nie należymy do
owego wąskiego grona krezusów, których stać na zakup tak luksusowego samochodu,
to ewentualne pragnienie posiadania go należy uznać za przejaw jakiegoś
naiwnego marzycielstwa lub zwykłego chciejstwa. Nie mniej jednak oznacza to, że
nasza wolność faktyczna nie pokrywa się tutaj z wolnością formalną. Nie zawsze
chcieć znaczy móc. Bywa jednak i tak, że ktoś, kto cieszy się wolnością
formalną, zagwarantowaną mu na przykład przez państwo, nie powinien jednak z
niej korzystać, mimo że pokrywa się ona z jego wolnością faktyczną. Chodzi tu o
taką sytuację, gdy normy prawne na coś nam pozwalają, lecz normy moralne nam
tego jednocześnie zabraniają. W takim przypadku zachodzi niekompatybilność
prawa stanowionego z prawem naturalnym. Weźmy przykład aborcji. W wielu
krajach, w tym także w Polsce, prawo państwowe pozwala, pod pewnym ścisłymi
warunkami, na zabicie dziecka nienarodzonego w łonie jego matki. Jednak w
sposób absolutny zabraniają tego normy prawa naturalnego, które dla ludzi
wierzących są odzwierciedleniem woli Boga wyrażonej chociażby w przykazaniach
Dekalogu. Dotykamy tu bardzo istotnego sporu na temat ostatecznej legitymizacji
norm prawa stanowionego przez ludzi. Czy normy te powinny odzwierciedlać normy
prawa naturalnego? Rozstrzygnięcie tego sporu w dużej mierze zależy od
przyjętych założeń metafizycznych. Niektórzy uważają, że prawo naturalne w
ogóle nie istnieje, ponieważ nie istnieje żadne jego transcendentalne źródło,
co oznaczałoby w konsekwencji, że prawo pozytywne nie ma żadnego obiektywnego i
absolutnego umocowania, lecz ma charakter czysto konwencjonalny,
odzwierciedlający wyłącznie wolę ludzi, którzy, na przykład poprzez mechanizm
demokratyczny, mieliby decydować o tym, co wolno czynić, a czego nie wolno. W
takim wypadku wolność formalna mogłaby ulegać nieustannemu poszerzaniu – to, co
teraz jest prawnie zabronione, w przyszłości mogłoby być dozwolone. Jest to jednak
kierunek bardzo niebezpieczny, ponieważ wielu ludzi uważa, że jeśli prawo na
coś pozwala, to znaczy, że jest to dobre i wolno to czynić. Odrzucenie
możliwości ograniczania naszej wolności formalnej przez normy prawa naturalnego
grozi tym samym całkowitym permisywizmem, a więc postępowaniem wedle
przekonania, że, o ile nie czyni tego prawo pozytywne, nic innego nie może
ograniczać naszej swobody działania. By się przekonać o tym, jak błędne i
niebezpieczne jest to przeświadczenie, wystarczy odwiedzić chociażby niemiecki
obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau, gdzie na własne oczy każdy może
zobaczyć, do czego prowadzi absolutyzacja ludzkiej wolności nieograniczanej w
żaden sposób przez normy prawa naturalnego. Ten i wiele innych przykładów
pokazuje, że prawo stanowione nie może uzasadniać samego siebie. Winno ono
odzwierciedlać obiektywny porządek moralny, który każdy człowiek, jak nas o tym
przekonuje wielu myślicieli, na przykład Immanuel Kant, jest w stanie odczytać
w swoim wnętrzu. Bez odwołania się do owego obiektywnego porządku moralnego
prawo stanowione przez ludzi bardzo łatwo może przekształcić się, w rękach
moralnych barbarzyńców, w bezwzględne narzędzie opresji i represji, a więc w
konsekwencji w narzędzie drastycznego ograniczania wolności. To paradoks, że ci,
którzy w imię wolności człowieka odrzucają Boga jako źródło norm
ograniczających naszą ludzką wolność, sami stają się po jakimś czasie jej
zaciekłymi wrogami, o czym świadczy chociażby terror poprawności politycznej albo
różne formy publicznego ostracyzmu czy wręcz piętnowania stosowanego wobec
przeciwników ideologicznych. Wbrew pozorom prawo naturalne, które mówi, że nie
wszystko nam wolno, stoi tak naprawdę na straży naszej wolności, bo broni nas, choćby
tylko poprzez głos naszego sumienia, przed różnymi niebezpiecznymi formami jej
nadużywania, które ostatecznie zawsze obracają się przeciw niej samej.