Jedna z moich parafianek, nie zgadzając się z ostatnim orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że przesłanka eugeniczna do dokonania aborcji jest niezgodna z Konstytucją RP, napisała w mailu wysłanym na adres parafii, między innymi takie słowa: „Bóg dał nam wolną wolę. Niech nikt nam jej nie zabiera”. Takich głosów jest więcej. Pod jednym z wpisów, jaki pewien znajomy ksiądz zamieścił na swoim profilu facebookowym, ukazał się taki oto komentarz:
Czy Kościół nie powinien pokazywać dobrą drogę a nie narzucać swoje przekonania? Czy kościół nie powinien dawać wybór? Adam i Ewa dokonali wyboru, błędnego, ale mieli wybór. Czemu kobiety teraz nie mogą mieć wyboru? Błędnego lub nie, ale wyboru. Pojawia mi się pełno takich pytań i szukam odpowiedzi.
Cóż, obawiam się, choć bardzo chciałbym się mylić, że obie te opinie reprezentują poglądy, które podziela znaczna część, jeśli nie większość, uczestników ożywionej debaty publicznej wywołanej niedawnym orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego. Mam tu na myśli, rzecz jasna, cywilizowane formy prowadzenia tej debaty na różnych forach, głównie internetowych, a nie agresywne, wulgarne manifestacje uczestników tzw. Strajku Kobiet. Poglądy te dobitnie świadczą o tym, że osoby, które je manifestują, nie rozumieją, niestety, na czym polega ludzka wolność. Wolność dana człowiekowi to faktycznie cenny i piękny dar, lecz stale trzeba pamiętać o tym, że nie jest ona absolutna, bo, czy tego chcemy, czy nie, podlega wielu różnym restrykcjom. Jednym z jej najbardziej podstawowych ograniczeń jest prawo, zarówno to naturalne, zapodmiotowane w naszej niezmiennej naturze, jak i to stanowione przez ludzi, które w sposób szczegółowy reguluje stosunki społeczne. Oczywiście człowiek może użyć swojej wolności po to, żeby czynić zło, ale wtedy musi liczyć się z negatywnymi konsekwencjami takiego wyboru, w niektórych sytuacjach także z konsekwencjami prawnymi. Czy, na przykład, przepisy ruchu drogowego ograniczają naszą wolność, czy nie? Czy narzucają coś naszej woli, czy nie? Oczywiście, że tak. Lecz czy fakt, że takie przepisy są uchwalane, jest negowaniem naszej wolności, jej odbieraniem, czy też raczej jest sposobem chronienia nas przed destrukcyjnymi skutkami jej złego użycia? Co by się stało, gdyby użytkownicy ruchu drogowego, wszyscy albo jakaś ich znacząca część, zaczęli postępować w myśl anarchistycznej zasady „róbta, co chceta”? Wszyscy wiemy, że mielibyśmy wówczas do czynienia z niewyobrażalnym chaosem, niosącym ogromne zagrożenia dla życia i zdrowia ludzkiego. A zatem – jesteśmy wolni, ale to nie znaczy, że wszystko nam wolno. Czy wolno nam odebrać życie drugiemu człowiekowi w sytuacji, gdy nie stanowi on żadnego zagrożenia dla naszej egzystencji, poza tym, że jego istnienie może uczynić tę naszą egzystencję mniej komfortową, obfitującą w różne niedogodności, naznaczoną koniecznością wielu wyrzeczeń? Czy wolno nam w imię takich egoistycznych racji odebrać życie bezbronnemu dziecku? Czy wolno to czynić, tylko dlatego, że jest ono chore i samo nie może się bronić przed agresją tych, którzy chcą je uśmiercić, uzasadniając to pragnienie subiektywnym mniemaniem, że dokonują w ten sposób wyboru mniejszego zła? Wielu uważa, że jest to wyłączna prerogatywa biologicznych rodziców tego dziecka, że tylko oni mają prawo decydować, czy takie dziecko ma się urodzić, czy też może być uśmiercone. Kościół, odwołując się do powszechnej obowiązywalności norm prawa naturalnego i do poglądu, że dziecko w łonie matki jest odrębną istotą ludzką będącą podmiotem niezbywalnych praw, w tym prawa do życia, stoi na stanowisku, że nikt nie ma prawa do zabicia dziecka nienarodzonego i że prawo stanowione powinno chronić życie ludzkie w sposób bezwzględny. Parafrazując słowa francuskiego myśliciela Alexisa de Tocqueville’a, należy powiedzieć, że wolność indywidualna kończy się tam gdzie zaczyna się krzywda innego człowieka, bo nikomu nie wolno używać daru wolności do wyrządzania zła bliźniemu, zwłaszcza temu niewinnemu i najsłabszemu. Prawdą jest więc to, że Bóg dał nam wolną wolę i że nikt nie może nam jej odebrać. Ale zawsze z darem wolności nierozwiązalnie związana jest nasza odpowiedzialność za dokonywane przez nas wybory. W niektórych przypadkach ta odpowiedzialność wiąże się nawet z poważnymi konsekwencjami karnymi. Przecież żaden przestępca skazany za popełnienie mordu czy gwałtu nie będzie się przed tym wyrokiem bronił, mówiąc: „Dlaczego mnie skazujecie? Ja tylko skorzystałem z daru wolności! Dokonałem wyboru. Winniście go uszanować”. Nie każdy wybór jest dobry. Nie każdy wybór zasługuje na szacunek. Niektóre zasługują na potępienie. Na takie wybory jednostek, których konsekwencją jest krzywda drugiego człowieka, zwłaszcza taka, które miałaby oznaczać jego całkowite unicestwienie, zdrowe moralnie społeczeństwo nigdy nie powinno się zgadzać. W takim wypadku ta niezgoda powinna przyjąć także formę prawną. Inną sprawą natomiast jest to, jak taki przepis prawny chroniący życie dziecka poczętego powinien być sformułowany, jakie sankcje i czy w ogóle powinny być z nim związane, w którym momencie należałoby go wprowadzić do sytemu prawnego, jaki powinien być ewentualnie okres tzw. vacatio legis itd. Tu, jak sądzę jest miejsce na dyskusję, której celem byłoby doprowadzenie do jakiegoś kompromisu, gdy chodzi o kwestię prawnej ochrony życia dzieci nienarodzonych. Nie ma jednak i nie może być miejsca na kompromis, co do samej zasady, że życie ludzkie należy chronić od poczęcia aż do naturalnej śmierci, także przy użyciu takiego narzędzia, jakim jest stanowione przez ludzi prawo. W przeciwnym wypadku pod wpływem dyktatu tych silnych i zdrowych, którzy bardzo często potrafią w inteligentny sposób uzasadniać swoje niehumanitarne przekonania, górę wzięłaby niechybnie cywilizacja śmierci, która ostatecznie obróciłaby się przeciw temu społeczeństwu, gdyż, parafrazując słowa Jana Pawła II, każda cywilizacja, która akceptuje zabijanie bezbronnych dzieci, jest cywilizacją bez przyszłości i wcześniej czy później legnie w gruzach. A zatem: pro-choice czy pro-life? Sądzę, że nikt, kto ma właściwe rozumienie ludzkiej wolności, nie powinien mieć wątpliwości, za którą z tych postaw należy się opowiedzieć.
P.S. Tekst ten pierwotnie został opublikowany na strone internetowej Tygodnika Idziemy.