Trybunał Konstytucyjny RP podczas wczorajszej rozprawy zawyrokował, że aborcja eugeniczna, a więc zabicie
dziecka nienarodzonego ze względu na jego ciężkie i trwałe upośledzenie
fizyczne albo nieuleczalną chorobę jest niezgodna z Konstytucją RP, w szczególności
z art. 38, który głosi, że każdy człowiek ma zapewnioną prawną ochronę życia
przez RP. Jak należało się spodziewać, decyzja ta przez obrońców
życia została przyjęta z radością, zaś po stronie przeciwnej spotkała się z
krytyką, a nawet wywołała falę oburzenia i nienawistnych komentarzy. Wśród osób
kontestujących wyrok Trybunału znalazły się również osoby deklarujące się jako
wierzące. Jedna z takich osób, którą znam osobiście i nadal zachowuję o niej
dobre wspomnienia z czasów, gdy brała udział w spotkaniach wspólnoty
młodzieżowej w parafii św. Franciszka z Asyżu na Tarchominie, w swoim wpisie na Facebooku napisała miedzy
innymi: „Poza
tym to kolejny przejaw katolicyzacji polskiego prawa. I piszę te słowa
świadomie, jako katoliczka. A zarazem prawnik. Prawo stanowione nie jest
narzędziem zaprowadzania moralności, a tym bardziej norm religijnych”. Czytając
te słowa, ciężko w duchu westchnąłem. Trudno mi się pogodzić z tym, że
praktykująca katoliczka, i to w dzień wspomnienia świętego Jana Pawła II,
żarliwego obrońcy życia, może głosić tego typu poglądy. Przecież norma „nie
zabijaj” nie jest normą religijną. Jest normą, która ma swój fundament w samej
naturze człowieka, wynika z jego przyrodzonej godności. I dlatego wśród
obrońców prawa do życia dzieci nienarodzonych są ludzie różnych wyznań, a także
osoby niewierzące. Przekonałem się o tym osobiście, gdy w 2013 roku wziąłem
udział w Marszu dla Życia, jaki co roku dobywa się w Denver w USA. Na tym
marszu, drugim co do liczebności w USA, przemawiali protestanci, katolicy,
żydzi i niewierzący. My katolicy mamy jedynie dodatkową motywację, by aktywnie
bronić dzieci nienarodzone przed ich fizyczną eksterminacją. Bo tego chce od nas Jezus.
Wszak to On powiedział: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich
najmniejszych, Mnieście uczynili”. Dzieci nienarodzone, zwłaszcza te już w
łonie matki dotknięte jakąś ułomnością, są tymi najmniejszymi z najmniejszych.
Na Sądzie Ostatecznym niektórzy katolicy być może usłyszą: „Byłem
dzieckiem nienarodzonym, którego życie było zagrożone, a ty nic nie zrobiłeś by
mnie obronić”. Bronić dzieci nienarodzonych oznacza również dążyć do tego, by
ich prawo do życia było zagwarantowane w prawie stanowionym, choć w żadnym wypadku nie wolno ograniczać się tylko do aspektu czysto formalnego. A propos relacji prawa stanowionego do norm etycznych.
Owszem, prawo pozytywne nie powinno być narzędziem narzucania jakiejś jednej,
określonej moralności, ale ludzie, którzy takie prawo stanowią, w tej
specyficznej działalności, jaką jest właśnie stanowienie prawa, podlegają oczywistym
ograniczeniom. Wolność ludzka nie jest tutaj bowiem absolutna. Prawo pozytywne
musi dążyć do kompatybilności z prawem naturalnym. W przeciwnym przypadku,
jakie głębsze umocowanie miałoby na przykład prawo karne? Na jakim fundamencie aksjologicznym miałoby by oparte? Prawo to zabrania chociażby
przywłaszczania sobie cudzej własności. Dlaczego? Bo wszystkich obowiązuje obiektywna
norma etyczna „nie kradnij”. Ta jej obowiązywalność wynika z tego, że
odzwierciedla ona porządek natury, a nie wolę takiej czy innej instytucji wyznaniowej. Podobnie jest z normą „nie zabijaj”. Aborcja, czyli pozbawienie życia niewinnej istoty ludzkiej,
jest oczywistym pogwałceniem tej normy. W wielu krajach, także w Polsce (choć
po wyroku Trybunału powinno się to zmienić), prawo stanowione pozwala, pod
pewnym ścisłymi warunkami, na zabicie dziecka nienarodzonego w łonie jego
matki. Jednak w sposób absolutny zabraniają tego normy prawa naturalnego.
Dotykamy tu bardzo istotnego sporu na temat ostatecznej legitymizacji norm
prawa stanowionego. Czy normy te powinny odzwierciedlać normy prawa
naturalnego? Rozstrzygnięcie tego sporu w dużej mierze zależy od przyjętych
przez adwersarzy założeń metafizycznych. Niektórzy uważają, że prawo naturalne
w ogóle nie istnieje, ponieważ nie istnieje żadne jego transcendentalne źródło,
co oznaczałoby w konsekwencji, że prawo pozytywne nie ma żadnego obiektywnego i
absolutnego umocowania, lecz ma charakter czysto konwencjonalny,
odzwierciedlający wyłącznie wolę ludzi, którzy, na przykład poprzez mechanizm
demokratyczny, mieliby decydować o tym, co wolno czynić, a czego nie wolno. W
takim wypadku wolność formalna mogłaby ulegać nieustannemu poszerzaniu – to, co
teraz jest prawnie zabronione, w przyszłości mogłoby być dozwolone. Jest to
kierunek bardzo niebezpieczny, ponieważ wielu ludzi uważa, że jeśli prawo na
coś pozwala, to znaczy, że jest to dobre i wolno to czynić. Odrzucenie
możliwości ograniczania naszej wolności formalnej, gwarantowanej przez państwo,
przez normy prawa naturalnego grozi jednak absolutyzacją naszej wolności, a
więc postępowaniem wedle przekonania, że, o ile nie czyni tego prawo pozytywne,
nic innego nie może ograniczać naszej swobody działania. By się przekonać o
tym, jak błędne i niebezpieczne jest to przeświadczenie, wystarczy odwiedzić
chociażby niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau, gdzie na własne
oczy każdy może zobaczyć, do czego prowadzi absolutyzacja ludzkiej wolności
ignorującej normy prawa naturalnego. Ten i wiele innych przykładów pokazuje, że
prawo stanowione nie może uzasadniać samego siebie. Winno ono odzwierciedlać
obiektywny porządek etyczny, który każdy człowiek, jak nas o tym przekonuje
wielu myślicieli, na przykład Immanuel Kant w swoim Uzasadnieniu
metafizyki moralności, jest w stanie odczytać w swoim wnętrzu. Bez
odwołania się do owego obiektywnego porządku etycznego prawo stanowione bardzo
łatwo może przekształcić się w rękach moralnych barbarzyńców w bezwzględne
narzędzie opresji i represji, a więc w narzędzie drastycznego ograniczania
ludzkich praw, w tym także prawa do życia. Warto może w tym miejscu przypomnieć stanowisko św. Tomasza z
Akwinu na temat zależności prawa stanowionego od prawa naturalnego. Według tego
wybitnego chrześcijańskiego filozofa i teologa prawo pozytywne powinno być
swoistym uszczegółowieniem prawa naturalnego, ponieważ normy tego drugiego mają
charakter ogólny i dlatego nie mogą regulować szczegółowych aspektów życia
jednostkowego bądź wspólnotowego. Owe szczegółowe regulacje prawne w niczym nie
powinny uchybiać prawu naturalnemu. Doktor Anielski, jak nazywano św. Tomasza
od XV wieku, powołuje się na przykład budowniczego domu. Tak jak budowniczy,
wznosząc jakiś budynek, nie może pominąć praw fizyki, gdyż w przeciwnym razie
groziłoby to katastrofą budowlaną, tak również i ci, którzy wznoszą gmach życia
społecznego poprzez uchwalanie odpowiednich praw, nie mogą pominąć prawa
naturalnego, bo groziłoby to tragicznymi konsekwencjami dla życia jednostek i
wspólnot. Prawo pozytywne uchwalane wbrew prawu naturalnemu nie jest – zdaniem
Tomasza – prawem, lecz raczej jego wypaczeniem: „Wszelkie prawo uchwalone przez
ludzi o tyle jest istotnie prawem, o ile wywodzi się z prawa natury. Jeżeli
natomiast nie zgadza się w czymś z prawem natury, nie będzie już prawem, ale
jego wynaturzeniem” (Tomasz z Akwinu, Summa
Theologiae, I-II, q. 95, a. 2, corp). Co więcej, Doktor
Anielski stanowczo i bez żadnego wahania stwierdza ponadto, że w takim wypadku
staje się ono narzędziem przemocy: „Prawo ludzkie jest prawem w takiej mierze,
w jakiej jest zgodne z prawym rozumem, a tym samym wypływa z prawa wiecznego.
Kiedy natomiast jakieś prawo jest sprzeczne z rozumem, nazywane jest prawem
niegodziwym; w takim przypadku jednak przestaje być prawem i staje się raczej
aktem przemocy”. Jeśli chodzi
o mnie, to sądzę, że dobrze się stało, że Trybunał Konstytucyjny stanął wczoraj
w obronie tych najsłabszych istot ludzkich, które same nie są w stanie obronić
się przed zalegalizowaną przemocą tych silniejszych i zdrowszych. Nic bowiem
tej przemocy nie usprawiedliwia, nawet strach przed perspektywą wychowania
dziecka chorego od urodzenia, choć
przecież jest to lęk w pełni zrozumiały. Myślę, że tego typu lęki byłyby
mniejsze, gdyby osoby, które ich realnie doświadczają, miały znacznie większe wsparcie od innych ludzi, także to instytucjonalne. Miejmy nadzieję, że państwo polskie stanie tutaj na
wysokości zadania i nie pozstawi takich osób bez pomocy. Wczorajsze deklaracje, które po ogłoszeniu wyroku Trybunału popłynęły z obozu rządzącego, taką nadzieję budzą. Oby jednak nie skończyło się tylko na słowach.