piątek, 23 października 2020

Po wyroku Trybunału

Trybunał Konstytucyjny RP podczas wczorajszej rozprawy zawyrokował, że aborcja eugeniczna, a więc zabicie dziecka nienarodzonego ze względu na jego ciężkie i trwałe upośledzenie fizyczne albo nieuleczalną chorobę jest niezgodna z Konstytucją RP, w szczególności z art. 38, który głosi, że każdy człowiek ma zapewnioną prawną ochronę życia przez RP.  Jak należało się spodziewać, decyzja ta przez obrońców życia została przyjęta z radością, zaś po stronie przeciwnej spotkała się z krytyką, a nawet wywołała falę oburzenia i nienawistnych komentarzy. Wśród osób kontestujących wyrok Trybunału znalazły się również osoby deklarujące się jako wierzące. Jedna z takich osób, którą znam osobiście i nadal zachowuję o niej dobre wspomnienia z czasów, gdy brała udział w spotkaniach wspólnoty młodzieżowej w parafii św. Franciszka z Asyżu na Tarchominie, w swoim wpisie na Facebooku napisała miedzy innymi: „Poza tym to kolejny przejaw katolicyzacji polskiego prawa. I piszę te słowa świadomie, jako katoliczka. A zarazem prawnik. Prawo stanowione nie jest narzędziem zaprowadzania moralności, a tym bardziej norm religijnych”. Czytając te słowa, ciężko w duchu westchnąłem. Trudno mi się pogodzić z tym, że praktykująca katoliczka, i to w dzień wspomnienia świętego Jana Pawła II, żarliwego obrońcy życia, może głosić tego typu poglądy. Przecież norma „nie zabijaj” nie jest normą religijną. Jest normą, która ma swój fundament w samej naturze człowieka, wynika z jego przyrodzonej godności. I dlatego wśród obrońców prawa do życia dzieci nienarodzonych są ludzie różnych wyznań, a także osoby niewierzące. Przekonałem się o tym osobiście, gdy w 2013 roku wziąłem udział w Marszu dla Życia, jaki co roku dobywa się w Denver w USA. Na tym marszu, drugim co do liczebności w USA, przemawiali protestanci, katolicy, żydzi i niewierzący. My katolicy mamy jedynie dodatkową motywację, by aktywnie bronić dzieci nienarodzone przed ich fizyczną eksterminacją. Bo tego chce od nas Jezus. Wszak to On powiedział: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Dzieci nienarodzone, zwłaszcza te już w łonie matki dotknięte jakąś ułomnością, są tymi najmniejszymi z najmniejszych. Na Sądzie Ostatecznym niektórzy katolicy być może usłyszą: „Byłem dzieckiem nienarodzonym, którego życie było zagrożone, a ty nic nie zrobiłeś by mnie obronić”. Bronić dzieci nienarodzonych oznacza również dążyć do tego, by ich prawo do życia było zagwarantowane w prawie stanowionym, choć w żadnym wypadku nie wolno ograniczać się tylko do aspektu czysto formalnego. A propos relacji prawa stanowionego do norm etycznych. Owszem, prawo pozytywne nie powinno być narzędziem narzucania jakiejś jednej, określonej moralności, ale ludzie, którzy takie prawo stanowią, w tej specyficznej działalności, jaką jest właśnie stanowienie prawa, podlegają oczywistym ograniczeniom. Wolność ludzka nie jest tutaj bowiem absolutna. Prawo pozytywne musi dążyć do kompatybilności z prawem naturalnym. W przeciwnym przypadku, jakie głębsze umocowanie miałoby na przykład prawo karne? Na jakim fundamencie aksjologicznym miałoby by oparte? Prawo to zabrania chociażby przywłaszczania sobie cudzej własności. Dlaczego? Bo wszystkich obowiązuje obiektywna norma etyczna „nie kradnij”. Ta jej obowiązywalność wynika z tego, że odzwierciedla ona porządek natury, a nie wolę takiej czy innej instytucji wyznaniowej. Podobnie jest z normą „nie zabijaj”. Aborcja, czyli pozbawienie życia niewinnej istoty ludzkiej, jest oczywistym pogwałceniem tej normy. W wielu krajach, także w Polsce (choć po wyroku Trybunału powinno się to zmienić), prawo stanowione pozwala, pod pewnym ścisłymi warunkami, na zabicie dziecka nienarodzonego w łonie jego matki. Jednak w sposób absolutny zabraniają tego normy prawa naturalnego. Dotykamy tu bardzo istotnego sporu na temat ostatecznej legitymizacji norm prawa stanowionego. Czy normy te powinny odzwierciedlać normy prawa naturalnego? Rozstrzygnięcie tego sporu w dużej mierze zależy od przyjętych przez adwersarzy założeń metafizycznych. Niektórzy uważają, że prawo naturalne w ogóle nie istnieje, ponieważ nie istnieje żadne jego transcendentalne źródło, co oznaczałoby w konsekwencji, że prawo pozytywne nie ma żadnego obiektywnego i absolutnego umocowania, lecz ma charakter czysto konwencjonalny, odzwierciedlający wyłącznie wolę ludzi, którzy, na przykład poprzez mechanizm demokratyczny, mieliby decydować o tym, co wolno czynić, a czego nie wolno. W takim wypadku wolność formalna mogłaby ulegać nieustannemu poszerzaniu – to, co teraz jest prawnie zabronione, w przyszłości mogłoby być dozwolone. Jest to kierunek bardzo niebezpieczny, ponieważ wielu ludzi uważa, że jeśli prawo na coś pozwala, to znaczy, że jest to dobre i wolno to czynić. Odrzucenie możliwości ograniczania naszej wolności formalnej, gwarantowanej przez państwo, przez normy prawa naturalnego grozi jednak absolutyzacją naszej wolności, a więc postępowaniem wedle przekonania, że, o ile nie czyni tego prawo pozytywne, nic innego nie może ograniczać naszej swobody działania. By się przekonać o tym, jak błędne i niebezpieczne jest to przeświadczenie, wystarczy odwiedzić chociażby niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau, gdzie na własne oczy każdy może zobaczyć, do czego prowadzi absolutyzacja ludzkiej wolności ignorującej normy prawa naturalnego. Ten i wiele innych przykładów pokazuje, że prawo stanowione nie może uzasadniać samego siebie. Winno ono odzwierciedlać obiektywny porządek etyczny, który każdy człowiek, jak nas o tym przekonuje wielu myślicieli, na przykład Immanuel Kant w swoim Uzasadnieniu metafizyki moralności, jest w stanie odczytać w swoim wnętrzu. Bez odwołania się do owego obiektywnego porządku etycznego prawo stanowione bardzo łatwo może przekształcić się w rękach moralnych barbarzyńców w bezwzględne narzędzie opresji i represji, a więc w narzędzie drastycznego ograniczania ludzkich praw, w tym także prawa do życia. Warto może w tym miejscu przypomnieć stanowisko św. Tomasza z Akwinu na temat zależności prawa stanowionego od prawa naturalnego. Według tego wybitnego chrześcijańskiego filozofa i teologa prawo pozytywne powinno być swoistym uszczegółowieniem prawa naturalnego, ponieważ normy tego drugiego mają charakter ogólny i dlatego nie mogą regulować szczegółowych aspektów życia jednostkowego bądź wspólnotowego. Owe szczegółowe regulacje prawne w niczym nie powinny uchybiać prawu naturalnemu. Doktor Anielski, jak nazywano św. Tomasza od XV wieku, powołuje się na przykład budowniczego domu. Tak jak budowniczy, wznosząc jakiś budynek, nie może pominąć praw fizyki, gdyż w przeciwnym razie groziłoby to katastrofą budowlaną, tak również i ci, którzy wznoszą gmach życia społecznego poprzez uchwalanie odpowiednich praw, nie mogą pominąć prawa naturalnego, bo groziłoby to tragicznymi konsekwencjami dla życia jednostek i wspólnot. Prawo pozytywne uchwalane wbrew prawu naturalnemu nie jest – zdaniem Tomasza – prawem, lecz raczej jego wypaczeniem: „Wszelkie prawo uchwalone przez ludzi o tyle jest istotnie prawem, o ile wywodzi się z prawa natury. Jeżeli natomiast nie zgadza się w czymś z prawem natury, nie będzie już prawem, ale jego wynaturzeniem” (Tomasz z AkwinuSumma Theologiae, I-II, q. 95, a. 2, corp). Co więcej, Doktor Anielski stanowczo i bez żadnego wahania stwierdza ponadto, że w takim wypadku staje się ono narzędziem przemocy: „Prawo ludzkie jest prawem w takiej mierze, w jakiej jest zgodne z prawym rozumem, a tym samym wypływa z prawa wiecznego. Kiedy natomiast jakieś prawo jest sprzeczne z rozumem, nazywane jest prawem niegodziwym; w takim przypadku jednak przestaje być prawem i staje się raczej aktem przemocy”. Jeśli chodzi o mnie, to sądzę, że dobrze się stało, że Trybunał Konstytucyjny stanął wczoraj w obronie tych najsłabszych istot ludzkich, które same nie są w stanie obronić się przed zalegalizowaną przemocą tych silniejszych i zdrowszych. Nic bowiem tej przemocy nie usprawiedliwia, nawet strach przed perspektywą wychowania dziecka chorego od urodzenia, choć przecież jest to lęk w pełni zrozumiały. Myślę, że tego typu lęki byłyby mniejsze, gdyby osoby, które ich realnie doświadczają, miały znacznie większe wsparcie od innych ludzi, także to instytucjonalne. Miejmy nadzieję, że państwo polskie stanie tutaj na wysokości zadania i nie pozstawi takich osób bez pomocy. Wczorajsze deklaracje, które po ogłoszeniu wyroku Trybunału popłynęły z obozu rządzącego, taką nadzieję budzą. Oby jednak nie skończyło się tylko na słowach.

P.S. Oglądałem wczoraj wieczorem internetowe relacje z protestów, które odbyły się tuż po ogłoszeniu wyroku Trybunału. Padało tam bardzo wiele złych, często wulgarnych słów. Poleciały też kamienie rzucane w stronę policjantów. Gdy patrzy się na takie bardzo smutne w gruncie rzeczy obrazki, nie można mieć wątpliwości co do tego, kto w tej cywilizacyjnej walce, której stawką jest życie najmniejszych i najbardziej bezbronnych istot ludzkich, jest prawdziwym agresorem. Na pewno nie są nimi dzieci nienarodzone. W 1991 roku w Kielcach przypomniał o tym patron dnia wczorajszego święty Jan Paweł II: „Każde (podkreślenie moje) dziecko jest darem Boga. Dar to trudny niekiedy do przyjęcia, ale zawsze dar bezcenny. Trzeba najpierw zmienić stosunek do dziecka poczętego. Nawet jeśli pojawiło się ono nieoczekiwanie nigdy nie jest intruzem ani agresorem. Jest ludzką osobą, zatem ma prawo do tego, aby rodzice nie skąpili mu daru z samych siebie, choćby wymagało to od nich szczególnego poświęcenia. Świat zmieniłby się w koszmar, gdyby małżonkowie znajdujący się w trudnościach materialnych widzieli w swoim poczętym dziecku tylko ciężar i zagrożenie dla swojej stabilizacji; gdyby z kolei małżonkowie dobrze sytuowani widzieli w dziecku niepotrzebny, a kosztowny dodatek życiowy. Znaczyłoby to bowiem, że miłość już się nie liczy w ludzkim życiu. Znaczyłoby to, że zupełnie zapomniana została wielka godność człowieka, jego prawdziwe powołanie i jego ostateczne  przeznaczenie”. Na koniec warto może podkreślić również i to, że aktywni obrońcy życia, zrzeszeni w róznych organizacjach i stowarzyszeniach, nie mogą ograniczyć się jedynie do walki o prawny zakaz aborcji. I na tym potem poprzestać. Potrzebna jest stała praca nad etyczną świadomością ludzi, zwłaszcza młodego pokolenia, a przede wszystkim potrzebne są konkretne formy wsparcia dla tych, którzy, doświadczając różnych życiowych trudności, widzą w dziecku poczętym, zwłaszcza tym dotkniętym poważnymi i nieodwracalnymi defektami, jedynie zapowiedź wielu dodatkowych uciążliwości i ogromnego egzystencjalnego dyskomfortu. W takim wypadku bowiem istnieje całkiem realne niebezpieczeństwo, że prawo chroniące życie, stanie się nomen omen prawem martwym. Gdyby tak się stało, odpowiedzialni za to byliby również i ci, którzy dziś tak zdecydowanie demonstrują swoje przywiązanie do tej wartości, jaką stanowi życie dziecka jeszcze nienarodzonego. Łatwo bowiem przychodzi niektórym obarczanie innych ciężarami trudnymi do uniesienia, gdy się samemu nie musi ich dźwigać. Pisząc te ostatnie słowa, ze skruchą w sercu we własne piersi również się uderzam.