Pies Jamesa: "Kubuś", który już na mnie nie szczeka |
Jest to pewien paradoks, że człowiek deklarujący się w tej chwili jako osoba raczej niereligijna
nie tylko uczy księdza angielskiego, lecz także pomaga mu w przygotowaniu
niedzielnych homilii. Jego uwagi, nie tylko czysto językowe, są często trafne i inspirujące. Czasami
proponuje poprawki stylistyczne, które znacznie lepiej i mocniej wyrażają zawartą w mojej homilii
myśl. Gdyby James umiał odczytywać znaki, które czasami daje nam Opatrzność, to
może w fakcie, że spotkał na swojej drodze głęboko wierzącą kobietę, która jest
obecnie jego żoną, i że w ramach lekcji angielskiego spotyka się regularnie z
księdzem, dyskutując z nim na tematy głównie duchowe, zobaczyłby, że Bóg puka w
ten sposób także do drzwi jego serca. Właśnie sobie uświadomiłem, że jeszcze
się za niego ani razu nie pomodliłem, a przecież ja także powinienem spotkania z
kimś takim jak James odczytywać w świetle teologii wydarzeń. Może więc ofiaruję
za niego jutrzejszą Mszę, w podziękowaniu za jego pomoc, niezależnie od tego,
że za tę pomoc okazuję mu wdzięczność także w postaci opłaty pieniężnej.
P.S.1. Fotkę z Kubusiem dedykuję wielkiej miłośniczce zwierząt wszelkich pani Urszuli Makowskiej (dla znajomych i przyjaciół Uli, a dla męża Ulci), tym bardziej, że przypomina jej ukochanego Rudolfa, z tą tylko różnicą, że Kubuś wydaje się całkiem normalnym psem, gdy tymczasem Rudolf... No cóż, może będzie lepiej, jeśli nic więcej w tym miejscu nie napiszę.
P.S.2. Zdjęcia widoczne w tym poście zostały zrobione przeze mnie moim własnym aparatem. Nie są to może arcydzieła sztuki fotografowania, ale pierwsze koty za płoty (biedne te koty). Czuję, że ze zdjęcia na zdjęcie moje umiejętności będą wzrastać. I kto wie, może już niedługo dorównam (jeśli nie prześcignę) w tych umiejętnościach wielkim specom od robienia zdjęć, a moim dobrym znajomym, Bartkowi Kuczyńskiemu i Tomkowi Kutemu, a może nawet samemu Tomkowi Duranowi. Trzeba mierzyć naprawdę wysoko.
P.S.2. Zdjęcia widoczne w tym poście zostały zrobione przeze mnie moim własnym aparatem. Nie są to może arcydzieła sztuki fotografowania, ale pierwsze koty za płoty (biedne te koty). Czuję, że ze zdjęcia na zdjęcie moje umiejętności będą wzrastać. I kto wie, może już niedługo dorównam (jeśli nie prześcignę) w tych umiejętnościach wielkim specom od robienia zdjęć, a moim dobrym znajomym, Bartkowi Kuczyńskiemu i Tomkowi Kutemu, a może nawet samemu Tomkowi Duranowi. Trzeba mierzyć naprawdę wysoko.