Mijający tydzień był czasem pożegnań z ludźmi, których
poznałem podczas mojego pobytu w Fort Collins i od których doświadczyłem wiele życzliwości
i pomocy. I tak w poniedziałek pożegnałem się z małżeństwem Marka i Pat, którzy
na koniec wspólnej kolacji (zjedliśmy ją w tajwańskiej restauracji), wręczyli
mi w prezencie dwie duże flagi: flagę Stanów Zjednoczonych Ameryki i flagę
stanu Kolorado. Bardzo się z tego prezentu ucieszyłem. Muszę przyznać, że flaga
stanu Kolorado podoba mi się nawet bardziej niż ta amerykańska. Z kolei w środę
wieczorem byłem na pożegnalnej kolacji u Kena i Barbary. Ken wiele razy
zabierał mnie na wyprawy w Góry Skaliste, w czasie których mogłem dyskutować z
nim na wiele interesujących tematów, także z obszaru filozofii i teologii.
Barbara z kolei to bardzo ciepła, skromna i mądra kobieta. Jest w
bezkompromisowy sposób wierna moralnemu nauczaniu Kościoła. Szczególnie zyskała
w moich oczach, gdy Ken opowiedział mi kiedyś, jak musiał wyciągać ją z więzienia, do którego trafiła po
tym, jak wzięła udział w blokadzie kliniki aborcyjnej należącej do sieci Planned
Parenthood, domagając się w ten sposób zaprzestania procederu zabijania nienarodzonych dzieci. Najbardziej jednak oboje z Kenem zaimponowali mi wówczas, gdy
dowiedziałem się, że bodaj sześć razy udostępniali jedno z mieszkań w ich domu
dla młodych dziewcząt w ciąży, które z powodu trudnej sytuacji materialnej rozważały
dokonanie zabiegu usunięcia ciąży. Dziewczęta te korzystały z tej formy pomocy
jeszcze długo po szczęśliwym przyjściu na świat ich dziecka (z reguły nawet
więcej niż rok). W piątek pożegnała mnie Dorin, nasza sympatyczna gospodyni, która
z tej okazji przygotowała specjalny obiad i upiekła nawet tort z napisem: „We
will miss you” (tzn. „Będziemy za tobą tęsknić”). Tort był bardzo dobry. Dziś z
kolei pożegnałem się z rodziną, którą bardzo polubiłem. Mogę chyba napisać, że
zyskałem w nich nowych przyjaciół, choć nie będę miał zbyt wiele okazji, by się
z nimi spotykać. O dziwo, nie są to Amerykanie, lecz młodzi Koreańczycy. Mąż ma
na imię Myeong-Jin, jego żona Sun Young, a ich dziesięcioletnia córka, bardzo
zresztą sympatyczna i utalentowana, Chae Eun. Myeong-Jin, choć nie ma nawet 35
lat, jest wykładowcą na uniwersytecie w Seulu. Przyjechał do USA wraz z żoną i córką w ramach wymiany naukowej. Będą przebywali w Fort Collins do lutego 2014 roku. Są
to ludzie niesłychanie życzliwi, pełni ludzkiego ciepła, bardzo skromni i głęboko
wierzący. Co ciekawe zarówno Myeong-Jin, jak i Sun Young nie byli katolikami od
urodzenia. Sun Young ochrzciła się (o ile dobrze zapamiętałem) w wielu
młodzieńczym, a Myeong-Jin nawrócił się
pod jej wpływem, gdy zaczęli ze sobą chodzić. (Nie pierwszy to raz – a znam osobiście więcej takich przypadków – gdy to kobieta
prowadzi mężczyznę do Boga. Aż trudno uwierzyć, że to Ewa nakłoniła Adama do grzechu,
a nie odwrotnie. Może autorowi Księgi Rodzaju coś się pomyliło?). Dzisiejszy
dzień spędziliśmy na wspólnej wycieczce w Estes Park (w wycieczce wzięła udział
również Portia – pochodząca ze stanu Utah koleżanka Chae Eun). Co prawda samego
wędrowania było niezbyt dużo, większość czasu spędziliśmy bowiem w „picnic area”,
pałaszując przygotowany przesz Sun Young raczej amerykański lunch: hamburgery i
owoce. Na koniec przejechaliśmy samochodem spory kawałek słynnej Trail Ridge
Road, która to droga w najwyższym punkcie osiąga ponad 12000 stóp (ok. 3700
metrów). Widoki, które mogliśmy podziwiać, jadąc samochodem lub zatrzymując się
w kilku punktach widokowych, były zaiste zapierające dech w piersiach. W drodze
powrotnej do Fort Collins zatrzymaliśmy się jeszcze w przydrożnej kafejce, by
napić się zwykłej (w znaczeniu: dalekiej od nadzwyczajności) amerykańskiej kawy
(dziewczynki piły gorącą czekoladę). Myślę, że spotkań z tą przesympatyczną rodziną
będzie mi brakowało najbardziej.
Poniżej zamieszczam krótkie film nagrany w
drodze powrotnej z Gór Skalistych, na którym Sun Young i Chae Eun przekazują w
swoim języku pozdrowienia dla moich przyjaciół i znajomych z Polski (temu, kto
przetłumaczy te pozdrowienia na język polski, osobiście uścisnę dłoń i może
nawet wręczę po powrocie mały upominek).