Parę dni temu publiczna niemiecka
stacja radiowo-telewizyjna WDR (Westdeutscher Rundfunk) wyemitowała piosenkę
chóru dziecięcego, w której padają takie oto słowa refrenu: „Moja babcia jest
starą świnią ekologiczną”. Świnia w języku niemieckim to wyjątkowo obraźliwy epitet
(pamiętacie „polnische schweine”?). Po gwałtownych protestach nadawca w końcu
usunął to kontrowersyjne wideo. Jednak w sieci nic nie ginie. Można je nadal
zobaczyć na wielu innych stronach i portalach. Oglądając to nagranie, odniosłem
niepokojące wrażenie, że mamy tu do czynienia z pewną groźną recydywą, że
powtarza się mianowicie znany z historii mechanizm, gdy frontmani rewolucji
kulturowej zaczynają szerzyć ją przy pomocy indoktrynacji ideologicznej, którą serwują
już małym dzieciom, najczęściej w szkołach, a nawet w przedszkolach. W latach
trzydziestych XX wieku niemieckie dzieci uczyły się i śpiewały piosenki zgodne
z nazistowską ideologią, podobnie było też w sowieckiej Rosji, o czym świadczy
twórczość komsomolskich chórów dziecięcych. Oczywiście, nie ma równości miedzy ludobójczą
ideologią nazizmu czy komunizmu a modną dzisiaj ideologią ekologizmu, ale poziom
fanatyzmu i techniki prania mózgów, w tym dzieciom, dadzą się już, niestety,
porównać. I jest to zjawisko, które musi budzić niepokój. Jak zauważył jeden z
internautów, człowiek stosunkowo łatwo może przekształcić się w bestię, gdy
staje się bezrozumnym egzekutorem ścigającym wrogów idealnego porządku świata. Mieliśmy
tego dowód przy okazji wściekłej, histerycznej wręcz nagonki na arcybiskupa
Marka Jędraszewskiego, który ośmielił się skrytykować ideologię ekologizmu
(niektórzy, niestety, nie odróżniają ekologizmu od ekologii), która jest jednym
z najbardziej sztandarowych komponentów ofensywy sił postępu. Koryfeusze tej
ideologii pod pretekstem ochrony przyrody propagują nową filozofię, która
wywraca dotychczasowy porządek naturalny i hierarchię wartości. Zgodnie z nauką
Kościoła, na pierwszym miejscu jest Bóg, potem człowiek, a potem materialna
przyroda. „Czyńcie sobie ziemię poddaną” – mówi Bóg do człowieka w Księdze
Rodzaju. Tymczasem według zwolenników ekologizmu to człowiek ma być poddany
ziemi, bo wcale nie jest jej nadrzędną cząstką. Dochodzi do tego, że człowiek,
na przykład nienarodzone dziecko, ma mniej praw niż zwierzęta. Za zabicie zwierzęcia
można być skazanym nawet na 3 lata więzienia, gdy tymczasem legalne uśmiercenie
niewinnej istoty ludzkiej za pomocą okrutnego zabiegu aborcji (okrutnego, bo
rozrywanie dziecka na kawałki na inną kwalifikację nie zasługuje) nie niesie ze
sobą żadnych prawnych konsekwencji. Ja akurat arcybiskupa Jędraszewskiego cenię
za odwagę głoszenia prawd oczywistych choć w pewnych środowiskach odrzucanych.
A przecież biskup Marek wypełnia jedynie swoją powinność, o której w Liście
do Tymoteusza przypomina św. Paweł: „Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa
Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na
Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w
razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością,
ilekroć nauczasz. Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej
nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy
świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się
odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty,
spełnij swe posługiwanie!” (2 Tm 4, 1-5). Cena za wierność powołaniu bywa duża –
jest nim nie tylko histeryczny atak wrogów Kościoła i jego nauki, lecz także
niezrozumienie nawet ze strony chrześcijan nie potrafiących się obronić przed
tym zjawiskiem, które papież Franciszek nazwał „mentalną kolonizacją”, jakiej
dokonują w umysłach ludzi wierzących wrogie chrześcijaństwu ideologie, bo potrafią posługiwać się inteligentnymi środkami perswazji, często ubranymi w szatę naukowości, postępu i dobra ludzkości.
niedziela, 29 grudnia 2019
niedziela, 10 listopada 2019
101. rocznica odzyskania niepodległości
Moja Ojczyzna
Ojczyzna jest we mnie
w moich wspomnieniach z czasu dzieciństwa:
o podlaskich lasach polach i łąkach
o śpiewie skowronka
o gniazdach bocianich
o pianiu koguta
o zapachu siana
o kapliczkach przydrożnych
o ludziach pracujących w pocie czoła
o mamie robiącej znak krzyża na bochnie chleba
o babci zaczytanej w powieściach Sienkiewicza
o dziadku który wrócił do ojczystego kraju z Ameryki
o domu drewnianym w którym harcują myszy
o cieple ognia płonącego w kaflowej kuchni
o dziurze w kufrze którą zrobił pewien pijany Kozak
Ojczyzna jest we mnie:
w moich myślach niespokojnych
w uczuciach nie zawsze odwzajemnionych
w moich bolesnych zawodach
w moim gniewie
w moich obawach
w mojej dumie
w moich modlitwach
To coś więcej niż kraj położony w środku kontynentu
to coś więcej niż stawka w geopolitycznej grze
mocarstw
to historia pisana drogocenną krwią męczenników
to matka która w bólach rodzi i wychowuje
to zobowiązanie do wdzięcznej miłości i służby
Beze mnie ona jest i będzie
bez niej nie będzie mnie
bo Ojczyzna jest we mnie!
piątek, 8 listopada 2019
W obronie życia
Na zdjęciu 12. tygodniowe dziecko |
Wielu polityków, głównie z partii
lewicowych, optuje za "aborcją na życzenie" do 12. tygodnia ciąży. Podczas
dzisiejszego wywiadu radiowego z Włodzimierzem Czarzastym redaktor Jacek
Prusinowski z Radia Plus pokazał mu zdjęcie 12. tygodniowego dziecka. "Pokażę
panu zdjęcie, to jest 12 tydzień ciąży. Głowa, ręce, nogi. Uważa pan, że to
dziecko nie ma prawa do życia?" – zapytał. "Uważamy, że kobieta ma
prawo do 12 tygodnia dokonać aborcji. Będziemy za tym głosowali" – odpowiedział
lider SLD. „I takie dziecko zabić? Widzi pan to zdjęcie, są ręce, nogi, głowa,
to dziecko ssie kciuk. To jest decyzja kobiety, naprawdę? Pan jest młodym
dziadkiem" – ripostował redaktor Prusinowski. Pan Czarzasty pozostał
jednak niewzruszony. "Uważamy, że kobiety mają prawo do wolności. W ramach
tych wolności jest prawo do swojego ciała" – odpowiedział. Prawo do życia 12-tygodniowego
dziecka, zdaniem pana Czarzastego i jemu podobnych, można jednak pogwałcić, nie
pozwalając mu się narodzić przez uśmiercenie go. To, co nazywa on prawem kobiet
do wolności decydowania o swoim ciele, jest tak naprawdę przyznaniem prawa do
zabijania bezbronnych, niewinnych istot. Ale ja się temu stanowisku wcale nie
dziwię, bo dla komunistów życie ludzkie nigdy nie stanowiło żadnej wartości. Taka
jest też mentalność wszystkich ich ideowych spadkobierców. Dziwię się natomiast
temu, że i wśród osób deklarujących się jako wierzące są ci, którzy takich
polityków popierają, którzy de facto potrafią wspierać środowiska proaborcyjne,
np. biorąc udział w tzw. czarnych marszach, w obronie zagrożonych rzekomo praw
kobiet. Ta niekonsekwencja jest dla mnie niepojęta. Choć wiem, że nie łatwo być
radykalnym pro-liferem. Sam się o tym przekonałem, gdy w imię solidarności z
tymi najmniejszymi, musiałem zrezygnować z usług Netflixa po tym, jak
dowiedziałem się, że ten gigant
światowego show-biznesu zagroził władzom stanu Georgia, że zaprzestanie tam
swoich produkcji i wycofa inwestycje, jeśli wejdzie w życie nowe antyaborcyjne
prawo ograniczające aborcję do momentu, w którym wykrywalne jest bicie serca
dziecka. Przy tej okazji dowiedziałem się również, że to nie pierwszy raz, kiedy ta
znana amerykańska wytwórnia filmowa staje po stronie przeciwników cywilizacji
życia. Żyjemy w czasach narastającego sporu światopoglądowego, a w zasadzie
wojny wypowiedzianej wartościom, które dla chrześcijan są fundamentalne i których
nie mogą oni nie bronić. To są czasy, w których, jak w żadnych innych, ważne
jest kierowanie się zasadą: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie,
nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”.
piątek, 1 listopada 2019
Uroczystość Wszystkich Świętych
Świętość
Boska miaro człowieczeństwa
nadziejo mojego powołania
tęsknoto wciąż nieumarła
każdego dnia powracająca
w marzeniach sennych
w modlitewnych szeptach
i w wyrzutach sumienia
byłaś i jesteś we mnie
nie ślepym dążeniem
nie mrzonką
nie urojeniem
lecz ciągłą walką
ciągłym zmaganiem się
z tą pokusą diabelską
której na imię – letniość
czwartek, 17 października 2019
Facebookowa nienawiść
Prof. Jan Szyszko |
Dziwny jest ten świat,
gdzie jeszcze wciąż
mieści się wiele zła.
I dziwne jest to,
że od tylu lat
człowiekiem gardzi człowiek.
Dziwny ten świat,
świat ludzkich spraw,
czasem aż wstyd przyznać się.
A jednak często jest,
że ktoś słowem złym
zabija tak, jak nożem.
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!
Przyszedł już czas,
najwyższy czas,
nienawiść zniszczyć w sobie.
gdzie jeszcze wciąż
mieści się wiele zła.
I dziwne jest to,
że od tylu lat
człowiekiem gardzi człowiek.
Dziwny ten świat,
świat ludzkich spraw,
czasem aż wstyd przyznać się.
A jednak często jest,
że ktoś słowem złym
zabija tak, jak nożem.
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!
Przyszedł już czas,
najwyższy czas,
nienawiść zniszczyć w sobie.
poniedziałek, 30 września 2019
Jan Kobuszewski
Do moich ulubionych aktorów należy nestor polskiej sceny Jan
Kobuszewski. Wiele razy, oglądając filmy z jego udziałem, miałem okazję, by się
szczerze pośmiać. Niezmiernie śmieszyły mnie dialogi, które prowadził z innymi
bohaterami filmu, jego charakterystyczna mimika, gestykulacja i sposób
mówienia. Ale cenię go nie tylko za jego wspaniałą, niepowtarzalną, pełną
ciepłego humoru grę aktorską, ale także za to, jakim jest człowiekiem: za autoironię,
za dystans do samego siebie, również za jednoznaczną postawę moralną, choćby za
to, że od ponad 50. lat jest mężem jednej żony, za to, że jest wspaniałym ojcem
i dziadkiem, za to, że – w przeciwieństwie do wielu aktorów młodszego pokolenia
– oparł się pokusie komercji, za to też, że nie boi się przyznawać publicznie
do swojej wiary. Chciałbym przytoczyć kilka refleksji Jana Kobuszewskiego z
wywiadu z nim, na który jakiś czas temu natknąłem się w Internecie:
Mnie absolutnie wystarcza mój teatr i to, co w nim robię. Nie mam
większych wymagań od życia i od ludzi. Nie żyję po to, żeby pracować, tylko
pracuję po to, żeby żyć. Mam wielu bardzo bogatych znajomych, którzy mają
ogromny problem ze swoim majątkiem. Muszą wynajmować ochroniarzy. Mnie
wystarcza absolutnie to, co mam. I mimo, że nie mam dużo, podejrzewam, że ktoś
jeszcze coś z tego dostanie.
Dzisiejsze pokolenie widzę wspaniale. I to nieprawda, że mamy okropną
młodzież. Mówiłem wielokrotnie w swoich wynurzeniach, że zło niesłychanie rzuca
się w oczy. Jak tylko ,,otworzy się” telewizję: a tu zamordowali, a tu zamach,
a tu kogoś zastrzelono, a tu wypadek samochodowy, a tu młody człowiek pobił staruszkę
albo ojciec postąpił niegodnie ze swoją córką. Zło jest rzeczywiście
niesłychanie agresywne i rzucające się w oczy.
A dlaczego nie chwali się wspaniałych, młodych ludzi, którzy cudownie
się uczą i świetnie pracują? Czemu dziś nie chwali się cudownych ojców albo
matek pięciorga czy sześciorga dzieci? Bo dobro jest takie spokojne. Jeśli na
stu młodych ludzi jeden popełni małe wykroczenie, to natychmiast jest to nagłośnione.
A pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć? Przecież oni świetnie pracują i uczą
się. Łatwiej zasłużyć na karę niż na nagrodę.
Myślę, że powyższe słowa są dość przekonującym dowodem na to, jak wewnętrznie
uporządkowanym i bogatym człowiekiem jest Jan Kobuszewski. Najbardziej z tych
refleksji spodobały mi się następujące zdania: „Nie żyję po to, żeby pracować,
tylko pracuję po to, żeby żyć” oraz: „Czemu dziś nie chwali się cudownych ojców
albo matek pięciorga czy sześciorga dzieci?”. Niestety, mam nieodparte
wrażenie, że pan Jan należy do tego pokolenia, które powoli odchodzi już w
przeszłość – to pokolenie moich dziadków, ludzi prostolinijnych, „w których nie
ma podstępu”, uczciwych i szlachetnych, ludzi, dla których takie wartości, jak:
Bóg, honor i Ojczyzna, przekazywane z pokolenia na pokolenia, stanowiły jeszcze
do niedawna rzeczywisty etyczny drogowskaz w życiu osobistym, rodzinnym i
społecznym. Dziś takich ludzi jak Jan Kobuszewski już prawie wśród nas nie ma,
a w każdym razie, takie odnoszę wrażenie, jest ich coraz mniej.
P.S. Powyższy tekst to fragment książki "Doknięcie Boga", którą opublikowałem 7 lat temu. Przypominając go w tym miejscu, chciałem w ten sposób oddać swój osobisty hołd panu Janowi. Odszedł od nas dobry, szlachetny, mądry człowiek. R.I.P.
niedziela, 26 maja 2019
Pamiętam
Wspomnienie
Już minęło lat prawie
piętnaście
gdy moja mam umarła
odeszła nagle
nieoczekiwanie
już się o nic nie martwi
i o nic nie pyta
nie narzeka na biedę
ani na nogi całe w
żylakach
nie klęka przy łóżku
pacierza nie szepcze
pewnie ma dobrze
na tamtym świecie
smutno mi jednak
że tak szybko
została zabrana
poniedziałek, 11 marca 2019
Skłoby
Parę dni temu, korzystając z dnia
wolnego i słonecznej pogody, spędziłem ponad 4 godziny na pieszej wędrówce Szlakiem
Partyzanckim „Hubala”, który znajduje się w gminie Chlewiska niedaleko
Szydłowca. Szlak ten wiedzie między innymi przez wsie Stefanków i Skłoby, które
w kwietniu 1940 roku w zemście za działalność majora Hubala zostały
spacyfikowane przez Niemców. Największe wrażenie zrobił na mnie cmentarz ofiar
pacyfikacji wsi Skłoby. Pochowanych jest na nim 246 osób (samych mężczyzn),
które zostały zamordowane 11 kwietnia 1940 roku. W przyszłym roku minie od tego
wydarzenia dokładnie 80 lat. Bezpośredni sprawcy tej zbrodni wojennej zapewne nigdy
nie zostali za nią ukarani. Gdy patrzyłem na krzyże stojące nad mogiłami zabitych
mieszkańców wsi Skłoby, wśród których byli również kilkunastoletni chłopcy, oprócz
nieco melancholijnego żalu odczuwałem także pewien rodzaj irytacji, ponieważ tego
typu wydarzenia, jak te, które dokonały się w tej wiosce i w wielu innych pobliskich
miejscowościach (w tym czasie w trakcie tzw. „hubalowskich pacyfikacji” zostało
zamordowanych ponad 700 niewinnych cywilów), pokazują dobitnie, jak
niesprawiedliwa jest owa narracja szerzona po wojnie przez żydowską politykę historyczną kreującą międzynarodowe
przeświadczenie, że jedynymi ofiarami II Wojny Światowej byli w gruncie rzeczy żydzi,
a Polacy byli głównymi współsprawcami ich zagłady. Ta narracja bardzo mocno
daje o sobie znać choćby w prasie żydowskiej, w której co rusz publikowane są
artykuły stawiające Polaków w jednym szeregu z niemieckimi zbrodniarzami.
Ostatnio na łamach wydawanego w USA żydowskiego tygodnika „The Jewish Voice” został opublikowany
artykuł o zbrodni w Jedwabnem zarzucający Polakom krwawą antysemickość. Jego
autor zilustrował go zdjęciem pomordowanych więźniów niemieckiego obozu w Bergen-Belsen.
Promotorami tej narracji, sięgającej często po różnego typu manipulacje,
których celem jest oczernianie ludności polskiej, są niestety także niektórzy historycy
piszący po polsku, o czym najlepiej świadczy na przykład twórczość Jana Tomasza
Grossa. Cieszę się, że jest taka instytucja jak IPN, która stara się
pokazywać skalę martyrologii narodu polskiego podczas II Wojny Światowej,
której ślady są porozrzucane po całym naszym kraju i poza nim w postaci chociażby
takich cmentarzy jak ten we wsi Skłoby. Wiem, że przebicie się z tą naszą
narracją w świecie jest bardzo trudne. Przypominam sobie w tym miejscu rozmowę,
jaką kilka lat temu odbyłem z pewnym Amerykaninem podczas mego pobytu w USA.
Gdy wspomniałem o Powstaniu Warszawskim, był przekonany, że mam na myśli powstanie
w getcie. Ze zdumieniem słuchał o 200-stu tysiącach powstańcach, którzy
ponieśli śmierć na ulicach Warszawy, o krwawej rzezi Woli, o łapankach. Nigdy
nie też słyszał o Armii Krajowej, która była przecież największą armią
podziemną w Europie. Nie miał pojęcia o tym, jak okrutne bywały represje
niemieckie wobec tych, którzy zdobywali się na odwagę i ukrywali żydów. Ta
rozmowa pokazała mi wówczas, jak bardzo my Polacy zaniedbaliśmy naszą politykę
historyczną, fakty bowiem, o których przypominają cmentarze wojenne, tablice
pamiątkowe, bezimienne mogiły, dobitnie świadczą o tym, że byliśmy pierwszymi,
liczonymi w milionach ofiarami niemieckiego i sowieckiego terroru. Dziękuję
Opatrzności za to, że podczas mojej ostatniej wędrówki miałem również okazję stanąć nad mogiłami mieszkańców wsi Skłoby i oddać im hołd.
Na nowo uświadomiłem sobie, że ciąży na mnie obowiązek spłaty długu wobec tych,
którzy na ołtarzu wolności Ojczyzny złożyli ofiarę życia, niekiedy bardzo
młodego. Spłacam ten dług również i w taki sposób, że wbrew tzw. pedagogice wstydu czuję w sercu dumę, z tego,
że jestem Polakiem i wiem też, że żadne kłamliwe narracje nie będą w stanie tego
uczucia we mnie zdławić. Cześć i chwała Bohaterom!
piątek, 1 marca 2019
W uścisku uprzedzeń
Przeglądając Internet, natknąłem
się na informację o tym, że znana aktorka, pani Krystyna Janda, żarliwa przeciwniczka
obecnie rządzących w naszym kraju, udostępniła na swoim profilu na Facebooku post
wraz z ilustrującą go grafiką, którego autorzy (post ukazał się 4 lata temu!) wkładają
w usta prezydenta Dudy nieprawdziwe słowa. Pan prezydent, będąc jeszcze
kandydatem na prezydenta, miał rzekomo powiedzieć w czasie kampanii wyborczej,
że emigranci, którzy wyjechali z naszego kraju, są zdrajcami narodu. Portal
Onet.pl, na którym te słowa ukazały się najpierw, wydał po jakimś czasie oświadczenie,
odcinając się od tego w gruncie rzeczy zwykłego oszczerstwa. Nawet Gazeta Wyborcza
w specjalnym artykule wyraziła ubolewanie nad tym, że internauci tak łatwo dają
się manipulować tego typu fałszywkom (w tym przypadku jednak aż chciałoby się
zacytować: „Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni”).
Zajrzałem więc przed chwilą na profil pani Jandy. Oszczerczy post na temat
prezydenta został przez nią udostępniony wczoraj o godz. 19.47 i nadal się tam
znajduję, choć już od dawna wiadomo, że informacja w nim podana jest absolutnie
fałszywa. Niestety, pani Janda ani go nie usunęła, ani też nie przeprosiła za rozpowszechnianie
kłamstw na temat obecnej głowy naszego państwa. Coś mnie podkusiło i zacząłem
czytać komentarze pod wpisem pani Jandy. Szybko pożałowałem. Po kilku minutach
lektury zrobiło mi się niedobrze. Ogromna większość komentarzy to niewybredne,
czasami prymitywne inwektywy pod adresem prezydenta, pełne nienawiści i pogardy.
To nic, że czasami ktoś z komentujących przytomnie zauważył, że tych słów o
emigrantach prezydent nie powiedział (swoją drogą ile trzeba mieć w sobie złej
woli, by w ogóle uwierzyć, że akurat on mógł taką opinię wyrazić), ściek pomyj
będący świadectwem zapiekłości płynął i płynie nadal. Najbardziej w tym wszystkim
tragiczne jest to, że fala hejtu ma przyzwolenie osoby, która uważa się za
przedstawicielkę tzw. elity. Co więcej, wydaje się, że ona nie tylko na to
przyzwala, lecz także świadomie ją prowokuje, dając upust swojemu politycznemu zacietrzewieniu.
Przyznaję, że to zacietrzewienie występuje niestety po obu stronach politycznej
barykady, która w naszym kraju została wzniesiona (odnoszę jednak wrażenie, że więcej
go po stronie opozycji, zapewne z powodu frustracji po utracie władzy i
związanych z nią przywilejów, zwłaszcza tych finansowych). Choć rzadko się wypowiadam
na tematy polityczne, to jednak czasami, czytając wypowiedzi niektórych moich
znajomych na Facebooku, mających inne niż ja poglądy polityczne, napominam ich,
gdy przekraczają granice wyważonej krytyki i dołączają do grona zwykłych politycznych
pałkarzy, by się opamiętali, bo bycie katolikiem zobowiązuje do miłości bliźniego
zawsze i wszędzie, choćby tym bliźnim był nielubiany polityk. Parę dni temu
pozwoliłem sobie na takie upomnienie wobec człowieka, którego zresztą bardzo
szanuję, zachowując w pamięci kilka naszych osobistych spotkań, do których
doszło w realu w dość już odległej przeszłości. Mój znajomy w swoim wpisie na
Facebooku dość ostro i w mało wyszukany sposób zaatakował profesora Zybertowicza
za jego krytyczne wypowiedzi na temat Okrągłego Stołu. Nazwał go nawet krętaczem.
Nie zdzierżyłem i zwróciłem mu dość zdecydowanie uwagę, że tak się po prostu
nie godzi, że nie wiele ma to wspólnego z racjonalną krytyką i z owym duchem
dialogiczności, na który mój znajomy tak często się powołuje. Przyjął moją "reprymendę" z dużą dozą życzliwości i zrozumienia, choć zapewne swego krytycznego zdania o profesorze Zybertowiczu nie zmienił. Ja akurat prof. Zybertowicza,
członka Europejskiego Towarzystwa Socjologicznego, stypendystę uniwersytetów w
Oxfordzie, Cambridge, Sydney i Ann Arbour, bardzo cenię i lubię (co nie znaczy, że ze wszystkim się zgadzam). Gdyby mój
znajomy przeczytał niektóre publikacje prof. Zybertowicza, na przykład W uścisku tajnych służb czy Transformacja przemocą podszyta, może
stałby się mniej bezkrytycznym entuzjastą tych zmian, które dokonały się w
naszym kraju po roku 1989, a przynajmniej sposobu, w jaki się dokonały.
Generalnie uważam, że zbyt często w naszych ocenach różnych zjawisk i osób kierujemy
się uprzedzeniami a nie rzetelną wiedzą. I może dlatego obecny spór polityczny
w naszym kraju tak często przyjmuje formę przesiąkniętej negatywnymi emocjami bezpardonowej walki dwóch dzikich plemion.
Niedawno papież Franciszek udał się z wizytą do Emiratów Arabskich. Niektórzy
nie kryli zdziwienia. Jaki sens, pytali, mają takie wizyty, skoro muzułmanie
nas nienawidzą, czemu faktycznie często dają wyraz. Papież udał się z wizytą do
Emiratów dokładnie w 800-setną rocznicę wizyty św. Franciszka z Asyżu u sułtana
Malika Al-Kamila. Wtedy, w 1219 roku, naprzeciw siebie stały dwie wrogie armie:
armia krzyżowców i armia wyznawców Allacha, które toczyły ze sobą krwawe bitwy.
Św. Franciszek, udając się bez broni do sułtana, pokazał wówczas, że możliwa
jest inna, pokojowa forma konfrontacji z tymi, którzy są po przeciwnej stronie „sporu”.
To samo, tak sądzę, chciał przypomnieć
papież Franciszek. Dzisiaj istnieje wiele frontów walki, które sprawiają, że
ludzie stają się dla siebie wrogami. Linie tych frontów biegną w poprzek
naszych społeczeństw, a nawet naszych rodzin i wspólnot religijnych. Ktoś musi podejmować
próby zasypywania tych okopów, które nas od siebie oddzielają. Trzeba mieć
odwagę stanąć po właściwej stronie tego sporu (czyli zawsze po stronie prawdy i
dobra), ale też trzeba mieć odwagę, by od czasu do czasu przejść na drugą
stronę i udać się do tych, którzy tam się znajdują, po to, by się życzliwie do
nich uśmiechnąć i w ich kierunku wyciągnąć rękę w geście pokoju. Któż ma to
robić jak nie my – uczniowie Jezusa, choć przecież zdaję sobie sprawę, także w
oparciu o moje osobiste doświadczenie, że jest to niekiedy bardzo trudne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)