poniedziałek, 21 stycznia 2013

Marsz dla życia

Uczestniczyłem dzisiaj w Denever w „Marszu dla życia” zorganizowanym przez organizacje obrońców życia działających w stanie Kolorado. Pojechałem tam samochodem z trzema członkiniami wspólnoty „40 Days For Life”: Patrycją, Lindą i Sindy. Marsz dla życia rozpoczęła Msza św. sprawowana w katedrze przez Arcybiskupa Samuela Aquilę. Byłem jednym z koncelebrantów. Była to naprawdę bardzo piękna liturgia. Na szczególne uznanie zasługuje zwłaszcza chór katedralny, którego śpiew nadawał liturgii niezwykle uroczysty, lecz jednocześnie bardzo ciepły charakter. Melodia jednej z pieśni towarzyszyła mi później przez cały dzień. Katedra była wypełniona ludźmi. Niektórzy musieli stać w przedsionku lub na zewnątrz. Widziałem wiele rodzin z małymi dziećmi. A mimo to, nie odczuwało się w środku żadnego rozgardiaszu czy bałaganu, przeciwnie, uczestnicy liturgii byli bardzo skupieni i rozmodleni. Aplauzem została przyjęta homilia Arcybiskupa (w USA bicie braw po homilii nie jest czymś niestosownym ani nietypowym). Muszę przyznać, że i na mnie zrobiła wielkie wrażenie. Jej przesłanie było bardzo jasne i mocne. Wśród myśli, które najbardziej mnie poruszyły były między innymi i takie słowa: „Katolicy, czy to duchowni czy świeccy, którzy stoją po stronie organizacji pro choice, którzy uznają tzw. prawo do aborcji, będą mieli kłopot ze swoim zbawieniem, jeśli nie zmienią swojej postawy”. Oraz te: „Niektórzy tłumaczą swoją bierność tym, że to nie oni wprowadzili do naszego społeczeństwa kulturę śmierci. To prawda. Co jednak zrobili lub mają zamiar zrobić, by ją powstrzymać? Nie wystarczy być jedynie biernym przeciwnikiem aborcji, trzeba być jeszcze odważnym zwolennikiem życia”. Po Mszy św. jej uczestniczy udali się pod siedzibę władz miasta. Tam odbył się główny więc. W trakcie tego zgromadzenia, w którym uczestniczyło kilka tysięcy zwolenników opcji „pro life”, przemawiały różne osoby: zarówno duchowni, jak i świeccy, katolicy i protestanci, choć tych ostatnich nie było zbyt wielu. Największe wrażenie zrobiły na mnie świadectwa kobiet, które kiedyś dokonały aborcji, czasami więcej niż jeden raz, a potem, czasami po dłuższym okresie, stały się jej przeciwnikami. Wszystkie one doświadczyły syndromu postaborcyjnego. Poczucie winy, smutek, czasami rozpacz, gniew, utrata wiary – to tylko niektóre jego symptomy. Pokój wewnętrzny przyszedł dopiero wtedy, gdy się nawróciły, gdy zrozumiały, że choć dokonały strasznej zbrodni, pozwalając na zabicie niewinnego dziecka, nadal są przez Boga kochane. Wśród tych kobiet, była i taka, która dokonała aborcji w wieku 16 lat. Jej świadectwo było bardzo szczere i poruszające. W swojej wypowiedzi demaskowała zwłaszcza nieczyste intencje pracowników Planned Parenthood, dla których aborcja to prostu zwykły zabieg chirurgiczny. Amerykanie mają ciekaw sposób słuchania osób, które przemawiają publicznie na tego typu mitingach. Co chwila wyrażają swoją aprobatę dla usłyszanych treści, nie tylko za pomocą rzęsistych braw, lecz także głośnymi, potakującymi okrzykami. Jest to szczególny, typowo amerykański sposób komunikacji między „speakerem” a słuchaczami, dzięki czemu przemówienie nie jest jedynie nudnym monologiem, lecz staje się  bardzo dynamicznym dialogiem. Zastanawiałem się, czy nie dało by się takiej metody, w USA powszechnej zwłaszcza w kościołach protestanckich, wprowadzić w Polsce w naszej praktyce kaznodziejskiej. Myślę jednak, że byłoby to bardzo trudne. Polacy mają jednak nieco inną mentalność niż Amerykanie. Ale kto wie, może w drodze eksperymentu zastosuję tę metodę na jakiejś mszy dla studentów. W każdym razie cieszę się, że wziąłem udział w „Marszu dla życia”, zresztą po raz pierwszy. Trzeba było, bym wyjechał aż do USA, by stało się to możliwe. 
 
Moje przewodniczki: Sindy, Linda i Patricia

Kobiety, które dokonały aborcji





 
Father Rocco Poter -- proboszcz z Fort Collins