Od czwartku jestem już rezydentem, choć ciągle nie wiem, na
jak długo, w parafii Błogosławionego Jana XXIII w miasteczku Fort Collins w
stanie Colorado. Z lotniska w Denver odebrał mnie ks. Tadeusz Kopczyński, który
pracuje w tej diecezji w Denver od 10 lat. Ks. Tadeusz okazał się dla mnie
prawdziwym mężem opatrznościowym, bo to właśnie dzięki jego bezinteresownej
życzliwości zawdzięczam możliwość pobytu w parafii, w której od półtora roku jest
on wikariuszem. W ogóle ks. Tadeusz bardzo się o mnie troszczy. Mógłbym
wymienić wiele przejawów tej troski. Dba na przykład o mój American English,
także w ten sposób, że dość konsekwentnie trzyma się zasady, byśmy między sobą rozmawiali
tylko po angielsku, a nie po polsku. Zorganizował mi też darmowe konwersacje z
parafianami (Już 6 osób wyraziło gotowość, by bezpośrednio wspierać moje
wysiłki w nauce angielskiego). Oddał również do dyspozycji swój samochód,
twierdząc, że w stanie Colorado bez samochodu funkcjonować jest bardzo trudno (I
faktycznie, stan ten, który jest mniej więcej wielkości Polski, ma tylko 6
milionów mieszkańców. Ludzie często muszą pokonywać tu duże odległości.
Komunikacja publiczna jest raczej słabo rozwinięta, więc wszyscy poruszają się
samochodami). Na razie muszę jednak nauczyć się jeździć z automatyczną skrzynią
biegów, co dla kogoś, to przyzwyczaił się do innego typu samochodu, nie jest wcale
łatwe. Ks. Tadeusz jeszcze w czwartek wieczorem zabrał mnie do typowej
amerykańskiej restauracji, bym po raz pierwszy w życiu zjadł prawdziwego
amerykańskiego półkrwistego steka, który mimo początkowych obaw bardzo mi jednak
smakował (Może wpłynęła na to nieco „kowbojska” atmosfera panująca w
restauracji, w której było też wiele rodzin z dziećmi). Dziś z kolei zabrał
mnie na krótką wycieczkę w góry. Pogoda była piękna, słoneczna. Nie czuło się
wcale, że jest zimno, bo powietrze jest tu bardzo suche, więc odczuwalna
temperatura jest dużo niższa niż faktyczna. Bardzo przyjemnie spacerowało się po
ośnieżonych ścieżkach. Widoki były piękne, niebo błękitne, powietrze ostre,
czyste. Każdy haust był prawdziwą przyjemnością. Ale ks. Tadeusz to także
bardzo pobożny kapłan. Wczoraj była całodzienna adoracja. Widok ks. Tadeusza
modlącego się kilka godzin przed Najświętszym Sakramentem był dla mnie bardzo
budujący i inspirujący. Cieszę się, że jesteśmy razem na plebanii. Może dzięki
jego przykładowi i ja stanę się nieco pobożniejszy. Warunki ku temu, by zacieśnić
więzy z Panem Jezusem są niemal idealne. Parafia jest żywą wspólnotą. Dużo się
tu dzieje. Wielu ludzi jest mocno zaangażowanych w różne formy duszpasterstwa. Codziennie
można przystąpić do spowiedzi, kapłani spowiadają bowiem przed lub po każdej Mszy
św., a w niedzielę także w czasie każdej Eucharystii, co w USA jest ewenementem.
Okazuje się jednak, że jeśli stworzy się ludziom taką możliwość, to po jakimś
czasie chętnie zaczynają z niej korzystać z wielką korzyścią dla swego życia
duchowego. Na plebanii jest też mała kaplica z Najświętszym Sakramentem. Zawsze
więc, jeśli się tylko chce, można tam pójść i pomodlić się w obecności Jezusa eucharystycznego.
Ludzie są tu bardzo życzliwi. Dzisiaj wieczorem odprawiałem Mszę niedzielną.
Uczestniczyło w niej sporo ludzi. Po Mszy wielu z nich serdecznie się ze mną
witało i wyrażało radość z mojej obecności. I nie był to tylko przejaw typowej
dla Amerykanów uprzejmości. Myślę, że wielu z tych ludzi naprawdę cechuje niekłamana,
autentyczna życzliwość i otwartość. Zresztą, w ciągu tych trzech dni poznałem tutaj
więcej ludzi niż w ciągu 4 miesięcy w parafii w Nowym Jorku. Jednym z przejawów
tej życzliwości jest choćby to, że wraz z ks. Tadeuszem zostałem zaproszony na niedzielny
obiad do pewnej rodziny. Inna z kolei rodzina, którą spotkaliśmy w restauracji
w czwartek, chce zaprosić mnie na mecz koszykówki, dowiedzieli się bowiem w czasie
naszej krótkiej pogawędki, że generalnie lubię sport. Chcieli zabrać mnie na ten
mecz nawet wczoraj, nie było to jednak możliwe, bo akurat odprawiałem Mszę św. Sądzę
jednak, że taka możliwość ziści wcześniej czy później. W sumie mam wrażenie, że
trafiłem do zupełnie innego świata. Myślę, że pobyt w tym miejscu, niezależnie
od tego, jak długo potrwa, będzie dla mnie niezwykle owocny, nie tylko pod
względem językowym, ale może przede wszystkim pod względem duchowym. W każdym razie,
z każdym dniem upewniam się, że przeprowadzka do Fort Collins była bardzo dobrą
decyzją, choć nie ode mnie zależy, czy dane mi
będzie pobyć tu trochę dłużej, czy też znów będę musiał poszukać innego miejsca.
P.S.1 Tych, którzy chcą dowiedzieć się więcej o parafii, na
terenie której aktualnie przebywam, odsyłam do strony internetowej: http://john23.com/