niedziela, 6 stycznia 2013

Fort Collins, Colorado

Od czwartku jestem już rezydentem, choć ciągle nie wiem, na jak długo, w parafii Błogosławionego Jana XXIII w miasteczku Fort Collins w stanie Colorado. Z lotniska w Denver odebrał mnie ks. Tadeusz Kopczyński, który pracuje w tej diecezji w Denver od 10 lat. Ks. Tadeusz okazał się dla mnie prawdziwym mężem opatrznościowym, bo to właśnie dzięki jego bezinteresownej życzliwości zawdzięczam możliwość pobytu w parafii, w której od półtora roku jest on wikariuszem. W ogóle ks. Tadeusz bardzo się o mnie troszczy. Mógłbym wymienić wiele przejawów tej troski. Dba na przykład o mój American English, także w ten sposób, że dość konsekwentnie trzyma się zasady, byśmy między sobą rozmawiali tylko po angielsku, a nie po polsku. Zorganizował mi też darmowe konwersacje z parafianami (Już 6 osób wyraziło gotowość, by bezpośrednio wspierać moje wysiłki w nauce angielskiego). Oddał również do dyspozycji swój samochód, twierdząc, że w stanie Colorado bez samochodu funkcjonować jest bardzo trudno (I faktycznie, stan ten, który jest mniej więcej wielkości Polski, ma tylko 6 milionów mieszkańców. Ludzie często muszą pokonywać tu duże odległości. Komunikacja publiczna jest raczej słabo rozwinięta, więc wszyscy poruszają się samochodami). Na razie muszę jednak nauczyć się jeździć z automatyczną skrzynią biegów, co dla kogoś, to przyzwyczaił się do innego typu samochodu, nie jest wcale łatwe. Ks. Tadeusz jeszcze w czwartek wieczorem zabrał mnie do typowej amerykańskiej restauracji, bym po raz pierwszy w życiu zjadł prawdziwego amerykańskiego półkrwistego steka, który mimo początkowych obaw bardzo mi jednak smakował (Może wpłynęła na to nieco „kowbojska” atmosfera panująca w restauracji, w której było też wiele rodzin z dziećmi). Dziś z kolei zabrał mnie na krótką wycieczkę w góry. Pogoda była piękna, słoneczna. Nie czuło się wcale, że jest zimno, bo powietrze jest tu bardzo suche, więc odczuwalna temperatura jest dużo niższa niż faktyczna. Bardzo przyjemnie spacerowało się po ośnieżonych ścieżkach. Widoki były piękne, niebo błękitne, powietrze ostre, czyste. Każdy haust był prawdziwą przyjemnością. Ale ks. Tadeusz to także bardzo pobożny kapłan. Wczoraj była całodzienna adoracja. Widok ks. Tadeusza modlącego się kilka godzin przed Najświętszym Sakramentem był dla mnie bardzo budujący i inspirujący. Cieszę się, że jesteśmy razem na plebanii. Może dzięki jego przykładowi i ja stanę się nieco pobożniejszy. Warunki ku temu, by zacieśnić więzy z Panem Jezusem są niemal idealne. Parafia jest żywą wspólnotą. Dużo się tu dzieje. Wielu ludzi jest mocno zaangażowanych w różne formy duszpasterstwa. Codziennie można przystąpić do spowiedzi, kapłani spowiadają bowiem przed lub po każdej Mszy św., a w niedzielę także w czasie każdej Eucharystii, co w USA jest ewenementem. Okazuje się jednak, że jeśli stworzy się ludziom taką możliwość, to po jakimś czasie chętnie zaczynają z niej korzystać z wielką korzyścią dla swego życia duchowego. Na plebanii jest też mała kaplica z Najświętszym Sakramentem. Zawsze więc, jeśli się tylko chce, można tam pójść i pomodlić się w obecności Jezusa eucharystycznego. Ludzie są tu bardzo życzliwi. Dzisiaj wieczorem odprawiałem Mszę niedzielną. Uczestniczyło w niej sporo ludzi. Po Mszy wielu z nich serdecznie się ze mną witało i wyrażało radość z mojej obecności. I nie był to tylko przejaw typowej dla Amerykanów uprzejmości. Myślę, że wielu z tych ludzi naprawdę cechuje niekłamana, autentyczna życzliwość i otwartość. Zresztą, w ciągu tych trzech dni poznałem tutaj więcej ludzi niż w ciągu 4 miesięcy w parafii w Nowym Jorku. Jednym z przejawów tej życzliwości jest choćby to, że wraz z ks. Tadeuszem zostałem zaproszony na niedzielny obiad do pewnej rodziny. Inna z kolei rodzina, którą spotkaliśmy w restauracji w czwartek, chce zaprosić mnie na mecz koszykówki, dowiedzieli się bowiem w czasie naszej krótkiej pogawędki, że generalnie lubię sport. Chcieli zabrać mnie na ten mecz nawet wczoraj, nie było to jednak możliwe, bo akurat odprawiałem Mszę św. Sądzę jednak, że taka możliwość ziści wcześniej czy później. W sumie mam wrażenie, że trafiłem do zupełnie innego świata. Myślę, że pobyt w tym miejscu, niezależnie od tego, jak długo potrwa, będzie dla mnie niezwykle owocny, nie tylko pod względem językowym, ale może przede wszystkim pod względem duchowym. W każdym razie, z każdym dniem upewniam się, że przeprowadzka do Fort Collins była bardzo dobrą decyzją, choć nie ode mnie zależy, czy dane mi  będzie pobyć tu trochę dłużej, czy też znów będę musiał poszukać innego miejsca.

P.S.1 Tych, którzy chcą dowiedzieć się więcej o parafii, na terenie której aktualnie przebywam, odsyłam do strony internetowej:  http://john23.com/

P.S.2 Poniżej parę zdjęć z dzisiejszej wycieczki w góry (przypominam, że wystarczy raz kliknąć na jedno ze zdjęć a nastąpi przejście do trybu galerii, w którym można oglądać zdjęcia w powiększonym formacie):