USA to kraj, w którym ciągle dzieje się coś ciekawego
i to nie koniecznie w centrum, w wielkich metropoliach, lecz także na prowincji. Jednym z takich wydarzeń,
które zwróciło ostatnio moją uwagę, był spór sądowy, jak rozgorzał wokół dziewczęcej
grupy „cheerleaderek” z małego dwu tysięcznego miasteczka Kountze w Teksasie. Dziewczyny
uczące się w miejscowych szkołach, w gimnazjum i w liceum, zaczęły ostatnio wspierać swoją
drużynę futbolową przy pomocy transparentów, na których widniały cytaty z
Biblii, na przykład słowa wzięte wprost ze św. Pawła z Listu do Filipian: „Wszystko
mogę w Tym, który mnie umacnia”. Nie spodobało się to jednak kilku miejscowym ateistom
działającym w organizacji „Freedom From Religion”, którzy uznali, że taka forma
dopingu narusza konstytucyjną zasadę rozdziału państwa od Kościoła i wymusili
na miejscowym sądzie, by zakazał tego typu manifestacji. Decyzja sądu została
błyskawicznie zaskarżona przez prawników wynajętych przez rodziców owych dziewczyn.
Cheerleaderki otrzymały w tym sporze wsparcie nie tylko od swoich rodziców,
lecz także od niemal wszystkich mieszkańców miasta. Wielu z nich, na znak solidarności z młodymi fankami, nosi dziś koszulki
z nadrukowanym zdjęciem inkryminowanego transparentu. Na Facebooku już ponad 50.000 osób udziela im swojego poparcia. Zdaniem osób solidaryzujących
się z grupą cheerleaderek zakaz dopingowania przy pomocy wersetów biblijnych
jest jawnym pogwałceniem konstytucyjnie zagwarantowanej wolności religijnej i
wolności wypowiedzi. Oczywiście, to nie pierwszy tego typu spór w
USA. Co jakiś czas w różnych miejscach kraju wybuchają podobne spory. Sądy
muszą rozstrzygać wówczas o tym, czy ważniejsza w danym wypadku jest zasada
rozdziału państwa od Kościoła, czy wolność religijna i wolność wypowiedzi.
Ostatnio coraz częściej, pod wpływem politycznej poprawności i dominującej w
elitach lewicowej mentalności, sądy rozstrzygają na korzyć fanatyków ateizmu,
którzy chcieliby wyrugować religię ze sfery publicznej. Podziwiam determinację
dziewcząt i tych, którzy je wspierają, choć muszę przyznać, że sam mam wiele
wątpliwości co do tego, czy posługiwanie się podczas meczu cytatami z Biblii,
by dopingować swoją ulubioną drużynę, nie jest aby przekroczeniem drugiego
przykazania Dekalogu, które zakazuje wzywania imienia Bożego do czczych rzeczy.
Tym niemniej w tym akurat prawnym sporze stoję mocno po stronie upartych
cheerleaderek. Nie można bowiem zgodzić się na to, by zabronione było każde
publiczne odwołanie się do symboliki religijnej. Oznaczałoby to, że ateiści
przy pomocy państwa skutecznie spychają ludzi wierzących do swego rodzaju
getta, czyniąc ze sfery publicznej sferę ogołoconą z wartości religijnych. Taka
wyjałowiona przestrzeń publiczna – „naked public square”, jak ją określił w
swej książce Richard John Neuhaus – byłaby przestrzenią niesłychanie ubogą,
przede wszystkim ubogą w wartości moralne, które religia, a szczególnie religia
chrześcijańska, tak mocno promuje. Swoją drogą zastanawiam się, czy nasza
polska szkolna młodzież wykazała by tyle determinacji w obronie prawa do
wyrażania w przestrzeni publicznej swoich religijnych przekonań. Takie
demonstracje zdarzały się już w przeszłości, np. w czasie stanu wojennego w
Miętnem, ale dziś, gdy antyklerykalizm, wspierany przez liczne media i tzw. celebrytów,
jest coraz bardziej agresywny i nachalny, są trudne do wyobrażenia. A jeszcze
trudniejsze do wyobrażenia jest chyba masowe społeczne poparcie dla takiej
postawy. W Internecie dziewczęta z Teksasu zyskały ogromne poparcie, u nas
podejrzewam, zostały by z furią i przy pomocy wielu inwektyw zaatakowane przez naszych
rodzimych antyklerykałów.